GIRO D'ITALIA - WŁOCHY dzień 30

RIF. SAPIENZA - RIF. CITELII - RIF. CONTI - LINGUAGLOSSA - CASTIGLIONE DI SICILIA - TAORMINA - MESSINA - REGGIO DI CALABRIA - CANALEO






TRASA 250 km - MAPA
Ciężka noc…. Czy zawsze tu tak wieje? Nie mam pojęcia. Chcieliśmy jeszcze dziś wybrać się na spacer, ale poranne chmury i rzut oka na okoliczne niebo zmieniły nasze plany. Niby na razie nic się nie dzieje – ledwo trochę chmur nad szczytem, ale… nie uprzedzajmy.
Oprócz możliwości spacerowania po Etnie -  można ją zdobyć na kilka sposobów. Wejść piechty – z 1900 na ponad 3000m – z tego co czytaliśmy całodniowa wyprawa, a trasa wiodąca drogą, którą jeżdżą busiki – nienajprzyjemniejsza (pył). Druga to wjechać kolejką i dalej busem/piechotą, trzecia – busem z parkingu, a potem jeszcze 1,5-2h podejścia z przewodnikiem. Wszystko pięknie tylko te ceny…. 60 euro razy dwa… http://www.metal.agh.edu.pl/~wilk/Sycylia/Etna.html Podobno można też wjechać samemu samochodem 4x4…. ale czy faktycznie?? No i chyba byłoby żal auta….
Pogoda zmienia się tutaj często, dlatego trzeba być przygotowanym i na taką sytuację. Można pieszo, ale co będzie, gdy nagle pojawi się chmura? Etna to nie przelewki – tu nie ma punktów orientacyjnych… dlatego przy dzisiejszej pogodzie zrezygnowaliśmy z planu.





Zjeżdżamy do  Zafferana – miejscami przez wąskie uliczki i znów wspinamy się do kolejnego schroniska – Rif. Citelli. (37.76518, 15.05952) Pogoda trochę bawi się w kotka i myszkę – chmury się rozchodzą – czyżby wyjazd nie był najlepszy pomysłem? Schronisko jest zamknięte, ale stoi tu kilka samochodów. Pojawia się też pan, który wytwarza różne ciekawe rzeczy z lawy.









Wiemy, że na szczyt można dostać się także od północnej strony z parkingu pod Rif. Conti. (37.79733, 15.04083)  Parking kosztuje 4 euro (8-14), 8 za campera (8-17) osobówka odpowiednio 1,5 i 3 euro. GPS Stąd także odjeżdżają busiki, droga co prawda dłuższa. Tu w przeciwieństwie do południowego parkingu zupełne pustki i chyba wulkan wygląda mniej okazale. W większym stopniu również widać skutki wybuchów – pełno lawy przecinającej uschnięte drzewa. Pogoda psuje się coraz bardziej…. Zmykamy















Żegnamy się z Etną i postanawiamy trochę poplażować. Spojrzenie na mapę – najbliżej w okolice Taorminy. Do Linguaglossa (miejscowość oznacza język najpierw po łacinie a potem po grecku) i tak musimy dotrzeć – fajny zjazd a na dole panorama Etny. Stamtąd można albo bezpośrednio do wody, albo zajrzeć do wypatrzonej na mapie Gole d. Alcantara.







Póki co znalazłam miasteczko na 600m wzgórzu Castiglione di Sicilia – można sobie przez nią skrócić drogę. Miasteczko pięknie położone pomiędzy licznymi wzgórzami. Podjeżdżamy, a gdy droga prowadzi przez plac targowy już wiem, że będą kłopoty – tylko nie wiem jeszcze jakie. Trochę dalej stajemy przed rozwidleniem droga w lewo wygląda średnio, w prawo ciut lepiej – gps nie potrafi się zdecydować, zatem jedziemy tą lepszą. Po chwili zaczynają trochę niepokoić ulice jednokierunkowe i powtarzający się kierunkowskaz „centro storico” albo schody do wyboru. Póki da się jechać jest dobrze. Serpentynami przeciskamy się pomiędzy domami, czasem omal nie zahaczamy antena CB o pranie :) 








Stajemy w centrum miejscowości i zastanawiamy się co dalej robić. Wrócić się nie da raz, że pod prąd – dwa dość stromo po wyślizganej kostce – czyżbyśmy mieli tu utknąć na dłużej. Miasteczko owszem fajne, ale jakoś nie uśmiecha mi się pozostanie tu na zawsze. Sprawdzamy uliczki – gps mówi, że za 500m powinniśmy znowu wrócić w miejsce gdzie już byliśmy – już jej nie wierzę. Wolę najpierw sprawdzić, niż utknąć w kolejnym zakamarku. Dobra da się przejechać. Uff. Wróciliśmy tym razem skręciliśmy w lewo – zdecydowanie lepsza decyzja, choć pierwotnie złamanego grosza  za tą uliczkę byśmy nie dali.






Szczęśliwi, że najgorsze już za nami jedziemy dalej. Ledwie rzut beretem dzieli nas od wąwozu. Jeszcze tylko przejazd kolejowy i….. wracamy. Bardzo, ale to bardzo się cieszymy, że przejazd ma 2.45m wysokości :gwm a brakowało jedynie 600m…. no cóż po raz kolejny przekonujemy się, że Włochy to nie raj camperowy… Modlimy się jedynie by droga, którą pojedziemy miała przejazd kolejowy zamiast wiaduktu…. Bo kolejny przejazd przez centrum storico nam się nie uśmiecha.
Jupi jup jesteśmy na głównej i przejechaliśmy tory!! Jeszcze bacznie obserwuję mapę – tory, albo górą, albo tunele wygląda dobrze. Na drodze co prawda jesteśmy sami, ale jakoś nie tęsknimy za korkami. Jedziemy wąwozem podziwiając przełom rzeki. Z tego wszystkiego nawet nie wiemy kiedy znaleźliśmy się nad morzem mijając…. http://www.youtube.com/watch?v=RAWF2cxJv2Q









Okolice Taorminy przywitały nas tłumami i brakiem możliwości zaparkowania choćby na chwilę. Wiemy, że piękna, że malownicza, klimatyczna, ale tłum nas przeraził. Dalej także ciężko było znaleźć cokolwiek na dłużej….wysokie wybrzeże, zagospodarowane, gonią nas ciemne chmury…., zapomniałam o torach… Zapada decyzja…. stały ląd
























Messina wita nas pierwszymi kroplami. W potężnym korku kierujemy się za znakami do portu…. Bilet mamy chwila i wjeżdżamy na prom… żegnaj Sicilia – wiem, że kiedyś wrócimy tu znów….
 





Na prom wjechaliśmy z marszu, jako jedno z ostatnich aut. Zrobiliśmy sesję zdjęciową i odpoczywaliśmy w samochodzie. Jakie było nasze zdziwienie gdy ledwie 20-25 minut później poszliśmy znowu zrobić zdjęcia. Ledwo co było widać Sycylię – zasnuła się deszczowymi chmurami, Etny nawet widać nie było…. Czyżbyśmy nosa mieli. Zjeżdżając z promu oczom własnym nie wierzymy jak okolica mogła się zmienić przez te pół godziny.









Na lądzie, też pogoda robi się mniej ciekawa. Kierujemy się do Reggio di Calabria…. Zwiedzamy lungomare (promenadę) – wiatr robi się coraz mocniejszy, a niebo zmienia kolory. No to i my zmienimy okolicę.








Szukamy plaży – najlepiej na nocleg. Pierwsze campery dostrzegamy dopiero 70 km dalej w Canaleo. Po drodze nie było nic odpowiedniego dla nas, więc teraz dostrzeżone białe budki ucieszyły nas do tego stopnia, że nie zastanawialiśmy się ani sekundy. Decyzja podjęta skręt. Przejeżdżamy koło torów, potem (jakby się cofając) pod wiaduktem wzdłuż „rzeczki”i przebieramy w miejscówce. Na początku widzieliśmy nawet kranik, ale tu akurat full. Jedziemy trochę głębiej i ustawiamy się koło namiotów na parkingu przy drodze (ruchliwa – do nocy 5 aut przejechało :) ) Przez jezdnię i wchodzimy na plażę…. A co tam dziś się już stąd nie ruszamy. P.s. droga może mało uczęszczana, ale za to w nocy tory raczej tak :( na szczęście krótkie, szybko pędzące zestawy – można się przyzwyczaić…
 




Brak komentarzy: