POMYSŁ NA WEEKEND - Bieszczady 2

WOŁOSATE - USTRZYKI GÓRNE -  CZARNA -  POLAŃCZYK - SANOK - JAROSŁAW

Noc przebiegła nam… no niestety nie mogę powiedzieć, że spokojnie. Wczoraj co prawda mijaliśmy znaki na drodze z Ustrzyk Górnych do Wołosatego ostrzegające o możliwości spotkania niedźwiedzi, ale chyba to jeszcze nie ich czas?:) Jako, że zimą zmrok zapada dość wcześnie – zasunęliśmy okienka i siedzieliśmy przy kolacji, gdy pojawiły się dziwne światełka. Niedźwiedź i światła to chyba w parze nie idą, więc założyliśmy, że to nie to. Ostatnia latarnia znajduje się przy dużym parkingu w Wołosate. Tu co prawda staliśmy 15-20 metrów od zabudowań po drugiej stronie drogi, ale niemniej jednak było ciemno jak… Skąd więc te światła, w dodatku poruszające się w naszą stronę, co rusz w inną. Okazało się, że to patrole pograniczników. Szli w odległości kilkudziesięciu metrów od siebie i co rusz mocnymi latarkami na boki i w przód rzucali snop światła. Jakby atrakcji było mało, w nocy co jakiś czas przejeżdżał nam patrol, a jako, że na przystanku koło którego staliśmy kończyło się odśnieżenie drogi zatem jak tylko samochód wjeżdżał na lód mieliśmy automatycznie pobudkę :) Cóż ważne, że ktoś czuwał.



Tak więc rano skoro świt wstaliśmy spojrzeliśmy w góry i… załamka. Miała być pogoda, a tu jeszcze na dobre słońce nie wzeszło jak pierwsze jego promienie zasłoniły chmury. Czekamy. A nóż widelec jeszcze zaświeci. Idziemy na krótki rekonesans. Już 9, a temperatura nadal poniżej minus 10 się trzyma(a wczoraj w swetrze samym można było chodzić). Góry przykryte pierzyną i ani myślą odpuścić… W tych warunkach my jednak odpuścimy – zdobywać góry we mgle i porywistym wietrze zimą, to według nas słaby pomysł. Choć w międzyczasie „parking” przystankowy zapełnił się zapaleńcami (gdzie zawróci autobus gdy przywiezie po południu dzieci ze szkoły nie wiem), był nawet taki, który spakował śpiwór i karimatę do potężnego plecaka i zniknął w otulinie chmur, my wybieramy jednak inny kierunek. Choć w sercu żal, zwyciężył rozsądek.




Wracamy do Ustrzyk Górnych i kierunek północ. Jako, że częściowo Bieszczady zwiedziliśmy kilka miesięcy wcześniej  (obiecuję zdać relację :) ) Teraz szybko przemknęliśmy do Czarnej i tam odbiliśmy nad Solinę. Droga…. wąsko, kręto i śnieżnie, no i niestety coraz ciemniej. Kilka razy dmuchnęło śniegiem co utwierdziło nas w przekonaniu, że dobrze zrobiliśmy odpuszczając sobie dziś góry.



Kawa wypadła nam w Polańczyku. Temperatura i wiatr nie odpuszczają, więc spacer ograniczamy do niezbędnego minimum. Chwilę dosłownie nas nie było a tu taka niespodzianka nam wyrosła :)





Kierunek Sanok – gdzie  z Toeloop’em zajeżdżamy na parking pod Muzeum Budownictwa Ludowego.  Trzymając się czego się da (żeby kolejnego orła nie wywinąć) wchodzimy na teren skansenu i choć pogoda mało zachęcająca zwiedzanie zajmuje nam kilka dobrych godzin. Ponieważ jest zima, nie da się wejść do budynków, ale jest tu tyle do obejrzenia, że nawet bez tego nóżki nam wchodzą :) Mimo, że zwiedzanie skansen/ muzeum/galeria to nie do końca nasza bajka, z tego co do tej pory widzieliśmy to tego typu miejsca przebijają jedynie Rumszyszki na Litwie.

























Brak komentarzy: