GIRO D'ITALIA - WŁOCHY dzień 34

CASALABATE - BRINDISI - OSTUNI - LOCOROTONDO - ARBELOBELLO - PUTIGNANO -POLIGNANO A MARE - TORRE A MARE - BARI - GIOVINAZZA




TRASA 200 km - MAPA

Poranek przywitał nas rześko. Czyżby już koniec lata się zbliżał? Droga mokra a chmury no cóż obiecują :) Zmykamy zatem do Brindisi, które jest nie tylko miastem wojskowo/portowym, ale stąd prowadzi też szlak morski do Grecji. Parkujemy gdzieś nad morzem – ponieważ jeszcze rano więc tłumów nie ma – miasto dopiero leniwie się przeciąga za snu w pierwszych promieniach słońca. Brindisi jest dość „nowoczesne” – może zbyt jak dla nas przyzwyczajonych do historycznych włoskich miasteczek… zatem tylko na chwilę tu zawitamy.






Przemykamy więc wąskimi, sennymi jeszcze uliczkami, klucząc w gąszczu zakazów i jednokierunkowych :) Chcieliśmy zobaczyć zamek – lecz nie wiele się da, ponieważ znajdują się tam koszary – jednym okiem rzucamy i fruuuu ku morzu….




Plaż i zatoczek jest tu bez liku, jednak do większości w sezonie będzie ciężko się „dopchać”. Korzystamy z tego, że teraz już cisza i spokój, bo przecież przy takiej pogodzie i „chłodnej” wodzie nikt tu już nie zagląda :)




Jako, że dziś pogoda płata nam wyjątkowego figla, zostawiamy morze i jedziemy w kierunku białych miast. Jest ich tu kilka i już z daleka zachwycają swoim wyglądem. Pierwsze z nich to Ostuni. Piękne z daleka...


Tak to jest strzał w dziesiątkę (pod warunkiem, że znajdziecie parking w stromych uliczkach – nam udało się na osiedlu). Najpierw zrobiliśmy rundę honorową „czy warto” a potem szybciutko szukaliśmy jakiegoś placyku. Urok tego miasteczka zachwycił nas chyba bardziej niż trulli. Wąskie, śnieżnobiałe uliczki i domy. Zwykłe, codzienne sprawy i zupełna cisza – jakby nie Włochy.







 Bliżej centrum ruch gęstnieje, kramy uliczki, lokalne produkty ( pychota ) prodicti tipici – tego szukajcie.














Na placu głównym mogłabym stać i stać delikatnie tylko obracając się co rusz w inną stronę.




La Cita Blanca – ja to poproszę na dłużej. 






A dalej jest Locorotondo (też białe) ....









I w końcu długo, długo wyczekiwane Alberobello z białymi domkami na planie koła lub kwadratu z dachem w kształcie stożka, kryte chiancarelle, sprytnie uformowane w stożek z pinaklami na górze, które są pozostałościami dawnych wierzeń. Najstarszy budynek pochodzi z XVI w. Trulli znajdziecie w dwóch miejscach – oczywiście w dzielnicy turystycznej, ale zajrzyjcie też tam gdzie do tej pory mieszkają w nich na stałe ludzie. Białe potrafi być piękne :)






















Jeśli nie musicie nie zapuszczajcie się camperem do centrum, na zaparkowanie i tak marne szanse, lepiej zostawić na camperparku i przy okazji zapewnić sobie nocleg. Oznakowanie niestety nie było dobre, więc po którymś okrążeniu wcisnęliśmy się w drobną lukę :)

Miasteczko ma sporo do zaoferowania, spacer raczej będzie długi…, a może do jakiegoś z trulli wpadniecie na nocleg? :) Powłóczcie się też bocznymi, tymi nie komercyjnymi uliczkami, a odkryjecie prawdziwy urok tego miejsca ...















Osiołek oczywiście też musiał się załapać, jakby nie było :D




Rzut okiem na małe miasteczko Putignano i jak zwykle spacer jego wąskimi uliczkami... Centrum miasteczka jest na planie okręgu z kilkoma bramami wejściowymi - pamiętajcie dobrze, którą weszliście, bo nachodzić naokoło można się naprawdę sporo :)











Ale jednak – pogoda kusi nadal by udać się nad wodę. Za Polignano a Mare znajdujemy spory plac – dojazd może nieszczególny, bo kamienisty, ale miejscówka fajna widokowo. Kawałeczek niżej znajduje się coś  a’la plage – wybetonowane i z bardzo głęboką wodą od razu, więc nie wszystkim takie miejsce kąpielowe będzie odpowiadać. Do tego morze dzisiaj zdecydowanie mniej spokojne, białe fale co rusz przewalają się przez skały, morze szumi – jest cudnie :)








Przed nami ostatni z dzisiejszych punktów dnia – naszego planu bez planu :) czyli Bari. Robimy rundę honorową wokół nabrzeża (szczelnie zaparkowane luz ozakazowane).
O mieście tym krążą różne legendy, że portowe, że biedne, że lepiej nie wjeżdżać jak nie trzeba…. Trochę w tym prawdy niestety… Parkujemy pod zamkiem, gdyż tylko tu udało się znaleźć  coś do zaparkowania, był tu targ, kręcą się różni…
 








Jednak chęć poznania miasta zwycięża. Można powiedzieć, że Bari jest stare jak świat. Już w II w.p.e. było ważnym ośrodkiem handlowym i pełniło funkcje strategiczne. W IX w. przeszło pod władania Bizancjum, potem znów było włoskie – więc historia bogata i mieszanka ludności również.  II wojna światowa też odcisnęła tu swoje piętno – niemiecki nalot z 1943 roku nazywany jest „Małym Pearl Harbor”.














Głównym zabytkiem miasta jest zamek z XI wieku oraz katedra św. Sabina, który był pierwszym patronem Bari. Bazylika św. Mikołaja, w którym znajduje się obraz Madonna Odegitria, według legendy namalowany przez Św. Łukasza. W kościele tym znajdziemy również nagrobek królowej Bony żony Zygmunta Starego.













W samym miasteczku toczy się zwyczajne południowo włoskie życie. Bawią się dzieci, dorośli odpoczywają przy kawce, po prostu tętni normalne życie :)
 


A my szukamy miejsca na nocleg, cichego, spokojnego z widokiem…
  


Brak komentarzy: