GIRO D'ITALIA - WŁOCHY dzień 16


BORGO S. LORENZO – DICOMACHO – STIA – POPPI – BIBBIENE – AREZZO – CORTONA - CASTIGLIONE DEL LAGO – PERUGIA – MADONA CAMPAGNA
TRASA 210 km - MAPA

Mały dylemat, którędy jechać – Firenze już znamy, ale do Arezzo są jeszcze dwie inne drogi. Decyzja musi zapaść w Dicomacho. Znaleźliśmy parking przy rzece (skręt na Londe 43.863259,11.53272), gdzie można by zanocować, więc wybieramy tą trasę. Wspinamy się na przełęcz Valico Croce a Mori, ale jakoś droga nas nie zachwyciła – nawet zdjęć nie mamy. Jedyne co z niej pamiętam to biegaczy każdej maści i postury, nisko położone gałęzie drzew, zastanawianie się na każdym skrzyżowaniu gdzie dalej?? ilka większych aut z naprzeciwka, z którymi witaliśmy się stojąc na poboczu prawie lusterkami. I ten błysk w oczach gdy dojechaliśmy do Stia. Tam czekała na nas kolejna niespodzianka przejazd pod wiaduktem 1,7m wysokości!!! Chwila  konsternacji…. osobówka też zawróciła więc jakoś gdzieś przejechać się da :) puszczamy ją przodem i jedziemy za nią.
W Poppi trochę przegapiliśmy skręt na zamek – choć starliśmy się mocno – kilka złych decyzji i mimo urokliwego widoku z daleka jednak go sobie podarowaliśmy. link


Od Bibbiena do Arezzo droga już prosta więc docieramy szybko. Podjeżdżamy pod mury, chcemy zaparkować, a tam niespodzianka – parkingów sporo (płatne), ale wszędzie zakaz dla camperów :( a miało być tak pięknie…. Jednak miasto jest przygotowane i na nas. Ledwie 200m od murów, jest wielki darmowy parking przeznaczony dla camperów – aż się na nim bieli. Spotykamy leciwego staruszka – sporo ich tu jeszcze jeździ.



Nie żałujemy zatem tego kluczenia, zostawiamy samochód i po 5 minutach przekraczamy mury miasta. Można albo piechotką do góry, przechodząc przez parking – jest kilka bram, lub też wjechać sobie ruchomymi schodami – są na końcu parkingów za boiskiem koło Katedry (odkryliśmy je w drodze powrotnej). Na wprost wejścia natrafiamy na XIII w. kościół św. Domenica – we wnętrzu freski (trochę poniszczone niestety), przed kościołem plac, gruchają gołębie - sielankowo.









Do pobliskiej Katedry droga trochę kluczy – najpierw wchodzimy do informacji turystycznej – za zwykłą kartka z planem miasta chcą 0,5 euro – to samo w informacji na rynku ( i wiele wiele innym) można dostać za darmo - dziwne to trochę. Jak już miniemy informację z barem to ruchomymi schodami wjeżdżamy na górę, wchodzimy do budynku pierwsze i co się rzuca się w oczy to wielki napis EXIT – chwila w złą stronę czy jak?? Wygląda to zupełnie tak jakby tu było wyjście z Katedry – ryzykujemy i za moment wychodzimy na kolejny plac.







Tym razem już widzimy fasadę Katedry, którą również zdobią liczne freski – w zdecydowanie lepszym stanie. Ołtarz – majstersztyk – przyciąga na długo, sufit także pokryty kolorowymi malowidłami, ale zdecydowanie brakuje tu światła.










Członkowie rady miejskiej chyba nie mają, gdzie prania suszyć  więc zabierają je na obrady i rozwieszają  pod ratuszem w czasie ich trwania :D




Kierujemy się na Piazza Grande przy której stoi S. Maria Della Pieve (niestety w remoncie) oraz dom Petrarci. Po drodze mijamy liczne antykwariaty – jeśli chce się coś kupić trzeba podejść dalej do domu gdzie mieszka sprzedawca lub zadzwonić – nikt tu się nie zastanawia czy coś mu ze sklepiku pozostawionego samemu sobie na cały dzień nie zniknie. 






Niektórzy mają pecha – ekipa remontowa akurat postanowiła dowieźć materiały budowlane – cóż trzeba odczekać, bo nie ma innej możliwości przejazdu (zwiedziliśmy pół miasta pan dalej stał). Na placu toczy się normalne życie, knajpki spacery...






Nieopodal znajduje się kościół S. Francesco  z freskami Piera della Francesa będącymi jednymi z najpiękniejszych dzieł renesansu. Dostać się do środka łatwo nie jest – wpuszczają ledwie po kilkanaście osób, pobierają opłaty tylko niezbyt wiem czemu, skoro główne drzwi do kościoła są szeroko otwarte – jedynie zagrodzone taśmą, by nie wschodzić a widać tu wszystko…










Idąc na wprost kościoła pod górkę trafiamy znów na plac katedralny/ratuszowy – jest tam informacja turystyczna, dziesiątki folderów, mapek, niewielka wystawa. Robimy kółeczko, i przed mury zjeżdżamy już ruchomymi schodami, jeszcze tylko spacer w palącym słońcu i w końcu w camperku.




Do Cortony wjeżdżamy po swojemu – nawigacja mówi skręć – skręcamy – pojawia się znak 3,5t ok damy radę. Trochę dają do myślenia miny kierowców z przeciwka, ale nic wycofać się już nie da – nie ma gdzie zawrócić, a i kąt nachylenia podjazdu nie zachęca do zatrzymania się choćby na chwilę. Na szczęście nie musimy przystawać na kilku serpentynkach ufff – ostatni podjazd i w końcu delikatne wypłaszczenie. Auto pozostawiamy koło bramy wejściowej (kawałek dalej jest parking chyba 1euro/dzień) – jest środek sjesty – zero ludzi na ulicach.



Idąc w prawo wzdłuż murów mamy widok na „pobliskie” jezioro, panorama – cudnie. Jedynie to nachylenie ulic – ja nie wiem jak oni podjeżdżają przy ograniczeniu prędkości do 10km/h – oczywiście drogi jednokierunkowe.




Z głównego placu już gwarnym deptakiem docieramy do kolejnego miejsca widokowego (w pobliżu kolejny parking). Drogi w centrum są tak wąskie, dodatkowo na deptaku rozstawione są stoliki w restauracjach, że przejazd nimi dostawczakiem łatwy nie jest. Pani policjantka pomaga wymanewrować, przestawia krzesełka w knajpkach i prosi ludzi by chwilowo odstawili to spaghetti no chyba, że chcą bliższego spotkania ze zderzakiem lub lusterkiem. Jak już się udało wyjechać – jeszcze pomachała na do widzenia. 








Do góry i do góry, jakieś kościółki, wystawy, kręte uliczki i to palące wrześniowe słońce.






Ostatnim odwiedzanym miejscem jest katedra – jeszcze rzut okiem z góry na okolicę i za uscita wracamy do samochodu.












Jezioro Trazymeńskie, gdzie Hannibal pokonał armię rzymską można minąć od północy lub południa odwiedzając przy okazji Castiglione del Lago jedno z piękniejszych miast nad jeziorem, gdzie znajduje się XIV wieczny zamek. Wzdłuż jeziora (do kąpieli chętnych brak jedynie plażowicze) ciągnie się droga, jednak camperom wolno stanąć oficjalnie dopiero na stop tarifa przy porcie jachtowym. Objeżdżając jezioro od południa dalej już niewiele widać mimo, że jedzie się stosunkowo blisko – trzeba skręcić w boczne dróżki i podjechać bliżej.





„Perugia jest słońcem wokół którego krążą inne miasta Umbrii” – tak mówi przewodnik – to poszukajmy jego blasku. Najpierw poszukiwania parkingu – jak już jest miejsce to zakaz dla camperów lub poprzeczka np. na 2,3m. Długo szukamy w końcu prawie już zrezygnowani znaleźliśmy samochody stojące na szerokim poboczu drogi w okolicy kościoła S. Domenico. (43.110939,12.392812). Schodkami do góry, mijamy jakieś niezbyt przyjemne okolice zanim dotrzemy do centrum. Tu spotkanie z żebrakami – pierwszy raz we Włoszech. Pan o ciemnej karnacji podchodzi i coś do mnie mówi, na moje „niestety nie wiem czego ode mnie chcesz” słyszę „daj na chleb” – jakieś to takie….
Miasto nie robi jakiegoś super wrażenia, może zawdzięcza to zniszczeniom podczas trzęsień ziemi jakie nawiedziły tą okolicę ledwie 15 lat temu. Nadal straszy tu wiele ruin, ślepych zaułków i miejsc gdzie lepiej się nie zapuszczać – smutne to…. 






Ale Perugia to nie tylko zniszczone uliczki i domy – warto tu zajrzeć choćby dla kilku kościołów, Pallazo de Priori czy Piazza 4 Novembra, który stanowi miejsce spotkań. Znajdziemy tu też przyjemne uliczki z knajpkami, gruchającymi gołębiami – a koło informacji turystycznej – punkt widokowy, z którego roztacza się piękna (z daleka) panorama miasta – zdecydowanie to miejsce było dla nas najciekawsze


















W uliczkach bardzo łatwo się zgubić – bardzo podobne do siebie, a ze względu na zniszczenia – wiele z nich jest ślepymi zaułkami (bez jakiegokolwiek oznaczenia). Jak na miasto, które ma być słońcem – Perugia zrobiła na nas trochę przygnębiające wrażenie, zbytnio się nie wyróżnia wśród tłumu innych zwykłych miast…
Do Asyżu już niedaleko jest ekspresówka – boczna dróżka – jakaś wioska (Madona Campagna)– parking przy placu zabaw/boisku.  Jest woda, toalety – wymarzona, spokojna miejscówka. (43.070189,12.516021)