Z WŁASNEGO DOŚWIADCZENIA - UKRAINA

KRYM NA 16 KOPYT - UKRAINA

Z WŁASNEGO DOŚWIADCZENIA - PRZEJAZD - NOCLEGI - PRZYDATNE INFORMACJE


Z własnego doświadczenia:

Przydatny język: rosyjski, polski – raczej bezproblemów
Waluta: hrywy (lipiec 2012 1 hrywna 0,43zł na granicy)
Wymiana waluty: kantory, banki - bankomaty też są – dolar około 8 hrywien, euro około 10 hrywien
Przekraczanie granic: no to całkiem inna bajka niż w Unii, trzeba się uzbroić w cierpliwość i dobrą minę,
Stacje benzynowe: ostrzegali, żeby uważać –my tankowaliśmy jak wyglądała przyzwoicie
Cena paliwa: około 9,5 hrywny – w porywach 10 na Krymie, przyjmują gotówkę, czasem da się kartą, czasem chcą najpierw kasę, lub kartę w zastaw, bo kierowcy im uciekają
Drogi: z Medyki do Lwowa dobra, do Umania – kiepska choć zdarzają się lepsze odcinki, Z Umania do Odessy autostrada, im dalej na wschód tym główne drogi lepsze, sporo bocznych to szuter i „tup tup tup”, od Odessy w stronę Rumunii – tylko dla odważnych. Na drogach uważać na kierowców jeżdżą jak chcą i gdzie chcą, wyprzedzają na styk, poboczem. Po zmroku źle się jeździ – nie wszystkie samochody są oświetlone.
Mapy i przewodniki: przewodnik Pascala, mapa ADAC
GPS: nie najgorzej choć wiele dróg okazało się szutrem
Woda: campingi, stacje benzynowe, automoinki, studnie
Żywność: ceny podobne do naszych, niestety tanio na Krymie już było, nabiał wszędzie bardzo drogi, tanie: alkohol, papierosy
Sklepy:w Odessie duże centrum Real, Obi… czasem zdarzy się supermarket osiedlowy, z reguły małe sklepiki,
Cyganie: tylko w Odessie widzieliśmy
Bezpieczeństwo: bez problemu przez 10 dni tak myśleliśmy, potem po kradzieży już się bardziej pilnowaliśmy, generalnie ludzie przyjaźnie nastawieni
Milicja: nie mamy złych wspomnień, raczej pozytywne czasem pomogli dojechać
Noclegi: campingi głównie przy plażach bywają, stajanki – około 30 hrywien chcą, dzikie plaże,
Czy tam kiedyś wrócimy? Jak już to samochodem 4x4 no chyba, że drogi poprawią :szeroki_usmiech 


Przejazd
W sumie po Ukrainie 3150 km. Co do cen paliwa (9,5-9,8 hrywny x 43 gr wymiana na granicy czyli średnio około 4,15 zł) to każdy musi sam przemnożyć przez spalanie :)
TRASA 500 km MEDYKA - LVIV - TERNOPIL - KMELNYTSKYI - VINNYTCA - NEMIRYF
TRASA 470 km NEMIFYR – UMAŃ – ODESSA – FONTANKA - RYBAKIVKA
TRASA 360 km RYBAKIVKA – MIKOLAIV – KHERSON – ARMAŃSK - STEREHUSHCHE
TRASA 95 km STEREHUSHCHE - YEUVPATORIYA
TRASA 70 km YEVPATORIYA – SAKY – BEREGOWOE
TRASA 45 km BEREGOWOE – KACZA - OSYPENKO
TRASA 85 km OSYPENKO - SEWASTOPOL - BAKCZYSARAJ
TRASA 195 km BAKCZYSARAJ – INKERMAN – FOROS – AŁUPKA – JAŁTA – AŁUSZTA - RYBACHE
TRASA 125 km RYBACHE – MORSKOYE – SUDAK - KOKTEBEL – FEODOSIYA – PRYMORSKIY
TRASA 105 km PRIMORSKYI – KERCZ – KURORTNOJE
TRASA 160 km KURORTNOJE - KERCZ - LENINO - SHCHLOKINE - MYSOVE - SOLYANE
TRASA 545 km SOLYANE – DZHANKOI – KRASNOPEREKOPSK – ARMAŃSK – KHERSON – MIKOLAIV – FONTANKA - ODESSA
TRASA 85 km ODESSA - ZATOKA
TRASA 270 km ZATOKA – BIHOROD – SARATA – TATARBUNARY – IZMAIL - RENI - GALATI


Fakty i mity czyli camper na Krymie


Przydatny język:
Rosyjski, polski – raczej bez problemów w mowie. Jedynym problemem dla młodszego pokolenia jest posługiwanie się cyrylicą – składanie literek zajmuje bardzo dużo czasu. Początkowo mijaliśmy miejscowości nie wiedząc, gdzie jesteśmy dopiero na wyjeździe kończyliśmy nazwę, z czasem było już coraz lepiej. Wiele większych miejscowości na kierunkowskazach oznaczonych jest również w alfabecie łacińskim.

Waluta:
Hrywy (lipiec 2012 1 hrywna 0,43zł na granicy)

Wymiana waluty:
Kantory, banki - bankomaty też są – dolar około 8 hrywien, euro około 10 hrywien, czasami można było także płacić kartą.

Wjazd na Ukrainę:
No to całkiem inna bajka, trzeba się uzbroić w cierpliwość i dobrą minę. Póki co nie jest to takie niewinne przeżycie jak przekraczanie granic w Unii czy nawet z krajami byłej Republiki Jugosłowiańskiej o nie nie. Ukraina stawia nam wyższe progi. Po odstaniu swego w kolejce przychodzi pora i na nas. Standardowe pytania, gdzie, po co i dlaczego? No jak to gdzie? - na Krym. No ok, tylko po co? No jak to po co? – chyba widać, że campery, że wakacje, gdyby to była kontrabanda to raczej wybralibyśmy inny środek lokomocji. Jak już ustaliliśmy, że my faktycznie na wakacje na Krym – do tej pory mam przed oczami zdziwioną minę celnika -  odprawili i kazali ustawić się w kolejnej kolejce. No i znowu klops – dlaczego stoimy jako auta osobowe? A jako co mamy stać, gdy do wyboru jest autobus, TIR i osobówka? a my przecież specjalni jesteśmy. W końcu machnęli ręką, pooglądali samochody, popytali co wieziemy, ile to „to” pali i kosztuje i wpuścili na Ukrainę.

Wjazd na Krym:
W pobliżu Armańska wjeżdża się do Autonomicznej Republiki Krymu, mijamy posterunek graniczny – jest milicja, ale nie zatrzymuje – podobnie podczas wyjazdu.

A co to jest camper?
Na początku bardzo się dziwiliśmy dlaczego ludzie się za nami oglądają, ale camper na Ukrainie czy na Krymie to zjawisko iście rzadko spotykane. Przez 20 dni udało nam się zobaczyć kilka sztuk – do policzenia na palcach jednej ręki. Ta forma turystyki biorąc jeszcze pod uwagę wielkość kraju, należy tutaj do zupełnej rzadkości. Częściej można spotkać zwykłe busy dostosowane do życia camperowego. Na pytania co to takiego camper – tłumaczyliśmy, że do „auto-dom”, ale wielu osobom nie mieściło się w głowie, że w samochodzie można mieć sypialnię, kuchnię, łazienkę. W pewnym miasteczku na przystanku akurat stała grupka ludzi czekających na marszrutkę – wiecie jak wygląda mecz tenisa? – za piłką w prawo w lewo – tak mniej więcej wyglądało, gdy po kolei ich mijaliśmy.

Czas:
Pobudka na godzinę siódmą. Jakiego czasu? No naszego… tylko jednego żeśmy nie ustalili co to znaczy naszego? Niektórzy jako nasz przyjęli polski, inni ukraiński – przesunięty o godzinę do przodu.

Milicja:
Straszono, że łapie za byle co (w końcu nazywa się DAI), że trzeba uważać zwłaszcza na STOP, bo to podobno ich konik. Plus prędkość – radaru nie spotkaliśmy, fotki nam nie dali. Wręcz przeciwnie jak już nas zatrzymywali to raczej z ciekawości co to za samochód. Czasami to myśmy chcieli zapytać np. o drogę – to byli zaskoczeni. A może dlatego, że myśmy tak grzecznie po tych ichniejszych drogach się kulali ? W wielu miejscach na autostradzie czy głównych drogach są szlabany, przy których znajdują się posterunki milicji – z reguły są one otwarte.

Drogi:
Pierwsze zderzenie – któż to nam bajek naopowiadał, że tu kiepskie drogi?? Skoro asfalcik gładki jak stół – tak,  tyle, że od Medyki do Lwowa, a dalej… a dalej już było to o czym w najgorszych snach się nie śniło. Dziury w drodze, nalewki z asfaltu, bo pomimo ograniczeń dla TIR’ów, że jak ciepło (powyżej 25 stopni) to im nie wolno mają to w nosie i po prostu rozjeżdżają te namiastki asfaltu tworząc podłużne lub poprzeczne przeszkody, czasami nie do przejścia dla osobówek, które mkną równo poboczem wyprzedzając nas z prawej strony. Jest jeszcze drugi powód tak szerokich poboczy – to miejsce do ucieczki, gdy nagle zza zakrętu pędzi rozpędzony TIR, a naczepa tańczy swoim rytmem – niezapomniane wrażenia.
Przy drogach od czasu do czasu są przystanki autobusowe, choć jak okiem sięgnąć wiosek czy domów nie widać. Czasem las, czasem pola, ale cywilizacji brak. Za to co jakiś czas są polne drogi prowadzące jak się domyślam do wiosek – co tu się dzieje zimą lub po deszczach, aż strach pomyśleć. Następnego dnia przekonaliśmy się, że autostrady – te gładkie jak stół także mają. 
Na Krymie drogi już lepsze, ale i tak czasem znienacka pojawiają się potężne dziury i wyrwy w asfalcie dlatego nieustannie trzeba kontrolować sytuację. Na południu Krymu zwłaszcza na wschód za Ałusztą zaczęły się góry, zakręty no i nasze tempo jazdy zdecydowanie spadło.
Z Kerczu do Kurortnoje – szuter ubity przez gąsienice 20km.
Droga Lenino do Shchokine -  w Lenino skręcić w lewo jest asfalt – w prawo po kilometrze kończy się asfalt i są tylko kiepskie płyty. Gdy były jeszcze w miarę równo ułożone dało się jeszcze jechać, dalej były już, albo skrawki połamanych płyt, albo takie przechyły, że najlepiej wychodziła nam jazda bokiem.
Solyana na Mierzei Arabatckiej – dojazd 10km szutrem (na rozjeździe za główną w prawo) Za miejscowością już tylko droga polna – teoretycznie przejezdna dla campera, ale nie ryzykowaliśmy. Generalnie w okolicy trzeba uważać, żeby się nie zakopać.
Na południe od Bihorod jest droga, którą ciężko nazwać drogą. Tu jest więcej dziur niż asfaltu – no dobra na Ukrainie to nie dziwi. Ale jakie są te dziury. OGROMNE. Jak raz wpadnie tak można jechać i jechać zanim się wyjedzie. Dziury to jeszcze mały pikuś – ale nalania na asfalcie – dochodzą do pół metra. Tańczymy po drodze ile się da. Osobówki mają alternatywną drogę – jeżdżą polami bo tędy nie dałyby rady…. Jest ciężko… Dojeżdżamy do głównej M15 – wydaje się być lepsza, ale ze wszystkich dróg krajowych jakimi jechaliśmy na Ukrainie ta była najgorsza. Mijamy Izmail – piękny luksusowy asfalt – naprawdę nówka położona. Potem są Nowosielce gps każe jechać przez miejscowość wjeżdżamy – no tędy to my raczej nie damy rady przejechać – wracamy – dobrze, że robią obwodnicę miejscowości, bo podejrzewam, że tu byśmy zakończyli naszą podróż. Wioska minięta zbliżamy się powoli do Dunaju. W linii prostej ani kilometra nie ma do Rumunii, ale trzeba jeszcze te 15km po Ukrainie przejechać…. Byle do Reni… te ostatnie kilometry wydają się być najciekawsze…. myśleliśmy, że najgorsza droga już za nami – jednak nie – czasem asfalt widać, generalnie szuter, ale znienacka trzeba hamować do zera i szukać przejazdu – tu innej drogi nie ma… Reni witamy jak zbawienie – stąd raptem 5km do granicy. Ostatnie tankowanie do pełna i jedziemy za znakami jak każą do granicy. Zamiast jechać namiastką asfaltu, który miejscami prześwituje wbijamy się w kamienistą drogą i po objechaniu pół miasteczka wracamy 100 metrów dalej na tą samą drogę – no ale tak znaki postawili. Ooo mamy jakieś centrum, placyk, tubylcy mówią, żeby tędy ciąć na przełaj drogą. Jak jesteśmy na niej sami możemy swobodnie wybierać, którędy uda się przekulać, inaczej ktoś musi czekać.

Użytkownicy dróg:
Po drogach jeżdżą trzy typy samochodów. Wypasione bryki, zabytki z "lakierem nówką" i zabytki poklejone czym się da. TIR’y mknące z oszałamiającą prędkością, nieoświetlone samochody po zmroku, rowerzyści wężykiem, krowy, owce czy gęsi na środku „krajowej” to też tutejsza rzeczywistość. Trafić na kombajn czy oprysk na drodze to nic nadzwyczajnego tyle, że czasami jadą tak jakby były na środku pola z rozłożonym i działającym osprzętem  - to też po to są te szerokie pobocza. Od czasu do czasu mijamy nietypowe pojazdy – takie małe autobusiki „marszrutki”, którymi podobno można wszędzie dojechać – ale widząc niektóre z nich mamy pewne wątpliwości czy aby na pewno wszędzie.

Ukraiński styl jazdy:
Dojechać do poprzedzającego samochodu, rzucić z grubsza okiem czy akurat nic nie jedzie z naprzeciwka i dawaj przez podwójną ciągłą, gdy jest więcej chętnych do wyprzedzenia to jeden a lewej, drugi z prawej i jakoś sobie z maruderem jadącym przepisowo poradzą.
Przy drogach można oprócz klasycznych krasnoludków, które dotarły również tutaj zaopatrzyć się w warzywa i owoce wprost od rolnika. Często są także parkingi, lub same stragany, na których można kupić prawie wszystko – w tych miejscach wyjątkowo trzeba uważać, gdyż oprócz samochodów po drogach kręcą się również ludzie z zakupami

Stacje benzynowe:
Ostrzegali, żeby uważać –my tankowaliśmy jak stacja wyglądała przyzwoicie. Jest kilka sposobów na zatankowanie samochodu. Generalnie trzeba czekać, aż podejdzie ktoś z obsługi, gdyż inaczej nie da się zatankować. Spowodowane jest to tym, że rzadko na stacji są kamery, a bardzo dużo kierowców im ucieka. Nawiasem mówiąc ciężko byłoby uciec camperem – przecież tak łatwo  zniknąć  nim w tłumie aut…
Pierwszy sposób – podjeżdżamy, idziemy do kasy gdzie zostawiamy określoną ilość pieniędzy, pan w okienku krzyczy do tego co tankuje za ile ma zatankować. Jak się w baku już nie mieści z reguły oddają pieniądze.
Drugi sposób – podjeżdżamy, idziemy do kasy gdzie zostawiamy kartę kredytową, idziemy do pana, który tankuje i mówimy proszę lać. Potem ten pan idzie do kasy i mówi ze ile.
Trzeci sposób – (rzadkość) podjeżdżamy mówimy panu za ile ma zatankować, potem płacimy w kasie gotówką lub uwaga kartą – (nie wszędzie jest możliwość) – z reguły  czytnik do płacenia, znajduje się na zapleczu stacji pod czujnym okiem kasjera i chcą PIN, Jeśli się nie zgodzimy to albo trzeba zapłacić gotówką, albo łaskawie  wyjmą spod szuflady czytnik i pozwolą samemu go wpisać (rzadkość)

Cena diesla:
Około 9,5 hrywny – w porywach 10 na Krymie

Mapy i przewodniki:
Przewodnik Pascala, mapa ADAC

GPS:
Nie najgorzej choć wiele dróg okazało się szutrem, jeżeli gps podaje długi czas dojazdu konkretną drogą niestety należy mu uwierzyć – z dużym prawdopodobieństwem  będzie to kiepska szutrowa droga

Woda:
Na półwyspie Kercz do wiosek jest dowożona w cysternach. Można zaopatrzyć się w wodę na stacjach benzynowych – sieciowych lub próbować w myjniach. Teodozja na wyjeździe z miasta tuż przed przejazdem po lewej jest stacja WOK, a na niej wąż ogrodowy. Chcecie wodę? Nie ma sprawy - lejcie sobie. Miny przejeżdżających kierowców i pasażerów - bezcenne. To polskie auta na wodę jeżdżą??
Wodę można dostać na myjni autobusowej w Kerczu (niedaleko po lewej po skręcie na Kurortnoje)
Za Kurortnoje w pobliżu  błot jest studnia (konieczne własne wiadro) - 45.469256,36.32153

Sklepy:
Na wschodniej wylotówce z Odessy są centra handlowe - ale po co tu zaglądać - dalej też będą... Tiaaa naiwności ty moja… Mikolaiv – gdzie w końcu udaje nam się znaleźć jakikolwiek sklep większy niż osiedlowy sklepiczek (46.956604,32.05187). Żeby do tanich należał to nie powiem, ale ceny jeszcze nie zwaliły nas z nóg. W Kerczu w centrum przy deptaku jest supermarket. Z reguły zaopatrywaliśmy się w małych sklepikach, które też niestety trzeba było szukać.

Jedzenie:
Ceny podobne do naszych, niestety tanio na Krymie już było, nabiał wszędzie bardzo drogi, tanie: alkohol, papierosy. Co do wody to czasem należy uważać bo zamiast zwykłej można kupić słoną – co z taką zrobić? Może do gotowania się przyda? Restauracje/ knajpki w miejscach turystycznych są. Ceny zróżnicowane. Swoistym ewenementem są z reguły ręcznie robione na miejscu frytki.

Cyganie:
Tylko w Odessie widzieliśmy

Bezpieczeństwo:
Bez problemu przez 10 dni tak myśleliśmy, potem po kradzieży już się bardziej pilnowaliśmy, generalnie ludzie przyjaźnie nastawieni, natomiast trzeba uważać jak wszędzie – no może bardziej niż jak wszędzie.

Toalety:
Co do sławetnych WC na Ukrainie to na autostradzie spotkaliśmy się z takimi, w których nie bardzo wiadomo jak się zachować. Oczywiście wszystko opisane - ale znajomość cyrylicy pozostawia wiele do życzenia - składanie literek chwilę trwa. Wszystko obczujnikowane, tu najechać ręką na czujnik - leci woda, tam - przesuwa się folia na muszli, a do czego służą te pozostałe? Generalnie wizyta w toaletach do przyjemności nie należy – korzystaliśmy raczej ze swoich. Szczytem jest Rybacze, gdzie żałowaliśmy nawet, że odważyliśmy się wyrzucić kotka.

Noclegi:
Nemirif 48.961856,28.839142
Droga na Krym dość długa, zatem trzeba po drodze gdzieś przenocować. Nam akurat wypadło na oświetlonym parkingu przed fabryką Nemiroffa pod czujnym okiem strażników. Miejsce jak miejsce grunt, że czuliśmy się tam bezpiecznie, bo o to przecież chodzi. Fakt rankiem okazało się, że trafiła nam się miejscówka nad jeziorem.

Camping w Rybakivka koło Odessy
Wyszukane w sieci: „GPS: N46.60940E031.31157 3 km od. Rybakivki. Po 15 km jazdy regionalną drogą, przejeżdżamy przez małą miejscowość Tuzli Po 24 km dojeżdżamy do wsi Rybakovka na 26 km skręcić w prawo na Lugovoe na łące skręcić w lewo. Przejeżdżamy obok nowej Prawosławnej cerkwi po 2.6 km przyjeżdżamy do kompleksu wypoczynkowego i campingu.”
Na miejscu wyglądało to tak: Pobyt 60 UAH osoba – za samochód i prąd „oficjalnie” nic – cena chyba dla zagranicznych, bo pani w recepcji początkowo nie wiedziała ile dopóki właściciel jej nie powiedział – wniosek pytać na wstępie ile chcą, bo my niestety tego nie zrobiliśmy za co przyszło nam potem słono płacić. Ciepła woda pod prysznicem od 18:00 do 19:00 za 15 UAH. WC i prysznic na zewnątrz w osobnych budynkach. Warunki sanitarne za tą ceną to zdecydowanie kiepskie, choć wytrzymać jakoś się dało. Problem ze znalezieniem śmietników. Woda pitna niby kran był, ale wody w nim jak na lekarstwo, a ta w kranach do mycia czystością (brązowy osad) nie grzeszyła. Teren w miarę czysty. Plaża owszem jest 50m od campingu tyle, że w dół. Generalnie jak za tą cenę to miejsce raczej niekoniecznie do polecenia.

Sterehoshche Camping Delfin– (45.750516,33.238555) - zjazd (troszkę stromo) na plażę i do końca w prawo pomiędzy domkami. Pierwsze przypominają lata 50 w ZSRR, kolejne to jakby 40 lat później – na końcu jest camping „Delfin”. Dostajemy kluczyki od pryszniców z ciepłą wodą i toalet (czyste), a wszystko to ledwie za 20 hrywien  od osoby (za samochód się nie płaci), a standard w porównaniu do Ribakivki - bez porównania. Czysto i przyjemnie. Jedynie co to pod wieczór wieje niesamowicie. Plaża muszelkowo - piaszczysta, woda średnia – trochę zamulona, gdyż kilka metrów od wejścia do morza jest błoto na dnie, można zostawić w nim buty – sprawdzone - dlatego lepiej wchodzić na bosaka. Na placu dzieci na pewno nudzić się nie będą – poustawiane bajkowe postacie, plac zabaw – który przypadnie do gustu nie tylko najmłodszym.

Yevpatorija „Camping” (45.175979,33.321467) Dojazd od strony miasta - na zachód są hotele i niestety przez nie da się dojechać. Po dotarciu na plaże miejskie kierować się do końca drogi (po prawej jezioro), gdzie za murem znajduje się "camping". Zaplecze sanitarne kiepskie – ledwo prysznice plażowe z zimną wodą i wc, ale jak ktoś lubi cywilizowaną plażę z parasolkami, barami to miejsce wprost dla niego (30 hrywien od osoby dorosłej + 10 samochód). Plaża okazuje się być w miarę czysta i nawet można znaleźć na niej miejsce, a atrakcją okolicy są meduzy. W barze jest możliwość nabrania wody.

Na wschód od Yevpatorii za przejazdami kolejowymi jest tu piękna długa plaża z rozłożonymi na dziko namiotami, która ciągnie się dobrych kilka kilometrów, ale wjazd na nasze samochody raczej bliżej miasta – dalej wyglądało, że jest więcej piachu.

Beregowoe - piękny około 30 metrowy klif. Przy zejściu na plażę nieopodal, którego staliśmy można się było zaopatrzyć w warzywa – uwaga na ceny – oraz kupić to i owo u kramarzy, są też dwa sklepiki w wiosce – około 200m. Pobliska budka oferuje możliwość wycieczek jednak nie korzystaliśmy.

Osypenko – plaża (44.725775,33.548831). Z drogi przed płotem skręca się w lewo, później jest rozwidlenie – nadal w lewo, Jadąc wzdłuż budynków, murów, i nie wiadomo czego dojeżdża się do szlabanu gdzie panowie mówią – 30 hrywien od samochodu. Piękna plaża choć trochę szybko robi się głęboko. Warunków sanitarnych brak jest jedynie niewielkie wzgórze, mniej więcej w połowie placu w trawie ukryta jest woda. W pobliżu kilka sklepów i knajpek, ładny piasek, 30 hrywien od samochodu.

Bakczysaraj (44.747099,33.900368)– pod knajpką po lewej, jakieś 200m przed parkingiem pod Monastyrem Uspienskim, 25 hrywien od samochodu, możliwość nabrania wody oraz podłączenia do prądu. Z centrum Bakczysaraju około 2km, droga dość wąska – częste mijanki.

Sonyachnohirs’ke jest camping tyle, że wjechać nie ma jak – bardzo stromy zjazd choć krótki.

Rybache – jest tu możliwość postoju zarówno na plaży jak i z drugiej strony drogi. Omijać szerokim łukiem!!!! Obóz uchodźców to najlepsze określenie dla tego miejsca. Namiot na namiocie, samochód na samochodzie, człowiek na człowieku. Pryszniców nie widzieliśmy jedynie jeden kran z zimną wodą w dodatku zakręcony na noc. Jedyne wolne miejsce gdzie dało się stanąć to okolice WC – tak ze 30 metrów, wrażenia z odwiedzin szambiarki i porannego wyrzucania kotka – bezcenne. Towarzystwo na tej kamienistej, średnio czystej plaży istnie międzynarodowe przez Rosjan, Białorusinów, Estończyków, Litwinów, Łotyszy o rzeszy Ukraińców nie wspomnę. Jest jeszcze opcja zamieszkania w „ekskluzywnym niebieskim domku” za jedyne 120 hrywienek… Radzę to miejsce omijać szerokim łukiem, następnym razem chyba wolę stanąć na poboczu drogi niż jeszcze raz tam trafić. Do tej pory wydawało nam się, że pierwszy camping w Rybakivce był kiepski i drogi, teraz już wiem, że w porównaniu do Rybache był luksusowy. Tu za wątpliwą „przyjemność” postoju w obozie uchodźców trzeba zapłacić jedynie 100 hrywien.

Morskojeplaża 30 km na wschód od Rybache - Tu wygląda zdecydowanie bardziej przyzwoicie, choć faktycznie na plażach również jest sporo samochodów – ale co się dziwić w końcu to wakacje. Czy płatne? a jeśli tak to ile? - tego niestety nie wiemy, bo świtkiem z rana nie myśleliśmy jeszcze o plażowaniu (trochę dalej były już typowe plaże nawet z parasolkami)

Prymorskyi – plaża (45.125632,35.53017) Za Teodozją jakieś 5km skręcamy w prawo. Droga z płyt betonowych, po lewej wioska każda boczna dróżka zagrodzona szlabanem. Kończy się „tup tup tup” po płytach skręcamy w lewo i naszym oczom ukazuje się kolejny szlaban, brama – tu chyba wojsko rosyjskie ma coś do powiedzenia. Odbijamy w prawo i po około kilometrze przejeżdżamy prze bramę w murze – płacimy znane już 30 hrywienek. Na początku stoją samochody, ale jest skarpa, jadąc dalej w prawo polną drogą zjeżdżamy na plażę Na wzgórzu po lewej jest niebieski potężny baniak na 5m sześciennych, do którego dowożą podobno codziennie wodę. Miejsce czyste, z piaszczystą plażą, w ciągu dnia dojechało trochę aut, ale pod wieczór pojechały – jest bar, ale drogi.

Kurortnoye – plaża (45.469256,36.32153)  długa, piaszczysta plaża od wioski do błot co najmniej – kilka sklepów i knajpek w wiosce – jest studnia (konieczne własne wiadro) - 45.469256,36.32153, Dojazd od strony Kerczu - początkowo asfalcik jest – czasem dziury, ale nie jest najgorzej. Za zabudowaniami 1,2,3km dziur nie ma, ale jest piach na drodze – trochę niepokoi, ale jedziemy. Po 5 km koniec asfaltu... Ok damy radę. 6,7,8, widoki cudne zaczyna trząść... 9,10,12 widoki bez zmian – nawet jakaś wioska na plaży przycupnęła... 13,14,15 – oj to tup tup tup staje się nie do wytrzymania – ja rozumiem szuter, ale kto tu gąsienicami jeździł, 16,17,18 na widnokręgu zaczyna pojawiać się wioska. Za przystankiem autobusowym trzeba skręcić w lewo. Teraz to już nie wiemy gdzie droga, a gdzie dziura – wybieramy te mniejsze. Ciekawe jak tu wygląda gdy chwilę popada. Mijamy kilka knajpek i sklepików, ale mówią że na błotka to dalej. Większe auta mogą mieć trochę problemów z pokonaniem bocznych przechyłów na drodze .W lewo odchodzi jakaś droga – prowadzi do domów na wzgórzu – jeszcze z 500m i parkujemy. Kawałek dalej są lecznicze błota.

Shchokine – jest tu camping, ale nie korzystaliśmy, oraz sporo plaż.

Solyane – 45.326852,35.416335 plaża piaszczysta, przy drodze drobne muszle – grunt wygląda na twardy choć taki wcale nie jest UWAŻAĆ, w wiosce sklepiki z podstawowymi produktami, dojazd około 10km „tup tup tup”. Wioska wygląda na opuszczoną. Z przydomowej knajpki „Chatinka” można dostać prąd.  Za wioską można zapuścić  się dalej na Mierzeję Arabatcką – uważać na drogę można się zakopać .

Fontanka – kilka kilometrów na wschód od Odessy – spora, mocno zapchana plaża z możliwością wjazdu. Naprzeciwko drogi postój TIR’ów. Podjechaliśmy tam po zmroku – wjazd na plażę był zamknięty do tego „zapach” od strony TIR’ów nie zachęcił do pozostania.

Zatoka – to pierwsze miejsce na południe od Odessy jakie znaleźliśmy na nocleg. Dosyć mocno zatłoczone. Ciężko znaleźć nocleg – można próbować może gospodarze przygarną choć nastawieni są na kwatery. Za centrum miejscowości za bazarem kończy się też i asfalt, potem dziury w asfalcie, betonowe płyty, dziury w betonowych płytach, polna droga, ale im dalej tym mniej ludzi – plaża fajna. Wieczorem trzeba uważać na komary.

Zwiedzanie:

Yevpatoriya - Meczet Chański, Piątkowy (Chan-Dżami, Dżuma- Dżami), (można stanąć przy meczecie) który góruje nad skwerem Primorskim. W pobliżu meczetu jest Sobór św. Mikołaja Cudotwórczy. Wzdłuż bocznej drogi, która je łączy jest kilka ciekawych straganów, które najpiękniej się prezentują, gdy są zamknięte (ryciny miasta). Sobór, który może pomieścić nawet 2 tys. wiernych jest największym na całym Półwyspie Krymskim. Na północ od meczetu, który stanowi dobry punkt orientacyjny znajdziemy dzielnicę karaimską z kenesami i typowymi domami karaimskimi. Niedaleko deptaku znajdujemy prawosławną cerkiew św. Proroka Ilji

Sewastopol wielkie miasto, w którym na uwagę zasługuje nadmorski bulwar z kilkoma ciekawymi budynkami, Muzeum Floty Czarnomorskiej. Cerkiew Piotra i Pawła i Sobór św. Włodzimierza. Rejon Sewastopolu nie należy do Autonomicznej Republiki Krymu lecz podlega bezpośrednio pod Kijów, a bardzo duża część mieszkańców to Rosjanie. Miasto położone jest na wzgórzach nad zatokami Sewastopolską i Południową. To również wielki port wojenny i siedziba floty czarnomorskiej. Możliwość zaparkowania przy Prospekcie Nachimowa co okazuje się być dobrą miejscówką do zwiedzenia miasta. (44.609137,33.520868) Idąc przed siebie i skręcając w prawo w Nachimowa po chwili docieramy do schodów i dalej na nabrzeżny deptak. Przed nami jawią się nowoczesne budynki, gdyż Sewastopol jest stosunkowo młodym miastem. Przy deptaku można zaopatrzyć się w różnorakie pamiątki. Mijamy oceanarium i docieramy do Pomnika Zatopionych Okrętów. Tam kończy się bulwar skręcamy zatem w kierunku placu Nachimowa. Można przywitać się z gołębiami – ale za taką przyjemność trzeba później słono zapłacić – (40 hrywien od osoby). Schodami w dół można znowu udać się na bulwar. Idziemy wzdłuż wybrzeża na południe – mijamy Muzeum Floty Czarnomorskiej, Przewodnik podaje jeszcze kilka kościołów do zwiedzenia niestety, aby się do nich dostać trzeba najpierw wejść na wzgórze na szczęście po schodach przez park.  Zwiedzamy Cerkiew Św. Piotra i Pawła, później remontowany z zewnątrz Sobór św. Włodzimierza, w którym mieści się krypta admirałów, gdzie spoczywają najwybitniejsi dowódcy floty rosyjskiej. W Sewastopolu jest jeszcze wiele do zwiedzenia – np. słynny Chersonez Taurydzki.

Bakczysaraj - Monastyr Uspienski został wykuty w skale przez greckich mnichów. Cerkiew jest maleńka. Jest to ważne miejsce pielgrzymkowe i jak w każdej cerkwi obowiązuje odpowiedni strój – kobiety spódnica za kolana, zasłonięte ramiona i chustka na głowie, mężczyźni – spodnie za kolana i zakryte ramiona. Taki strój obowiązuje w każdej cerkwi – kwestia tylko tego czy wchodzący tego przestrzegają czy nie – tutaj widać, że raczej tak.
Bakczysaraj, który jest historyczną stolicą chanatu krymskiego. Obecnie to stolica krymskiego islamu, a Tatarzy stanowią około 25% ludności. Bakczysaraj to nic innego jak „pałac w sadzie”. Pałac Chanów (kilkaset metrów wcześniej po prawej jest parking 15hrywien mały 30 hrywien duży camper)- lista propozycji zwiedzania jest bardzo długa (za 50 hrywien można już sporo obejrzeć). Wewnątrz murów zobaczyć można Wielki Meczet Chański, cmentarz chanów, łaźnię Żółtej Piękności. Oczywiście za wszystko dodatkowe „co łaska z cennika”. W naszej „full” opcji zwiedzania jest Pałac Chanów, swoiste muzeum, w którym można poczuć atmosferę tego miejsca z przed lat. Stylistyka miejsca zachowana jak niegdyś, wiele eksponatów wystawionych za szybami – jest gdzie pochodzić i co obejrzeć.
Czufut Kale –Wskazane dobre buty i duuuuża ilość wody. Wstęp 40 hrywien – a trochę chodzenia jest. U stóp wzgórza, można zrobić sobie zdjęcie w prawdziwym tatarskim stroju. Natomiast po wspięciu się na szczyt znajdziemy skalne pieczary i pozostałości dawnego miasta. Miasto podobno pochodzi z VI wieku założone przez Alanów, później bywali tu Turcy, Ormianie, Karaiowie i Grecy – taka mieszanka kultur, która pozostawiła tu swoje ślady. Jak podaje przewodnik w 1800 roku było tu jeszcze około 230 domów – jednakże brak wody mocno dokuczał. Rosjanie w XVIII wieku przesiedliły najpierw ludność greckiego pochodzenia, a wiek później karaimskiego. W okolicy można także zwiedzić inne skalne miasta i twierdze Tepe-Kermen, Kyz Kermen, Eski-Kermen, Kaczi-Kalon, Mangup lub udać się do Wielkiego Kanionu Krymu.

Inkerman - leży u ujścia Czarnej Rzeki. Parkingi są dwa – za stacją benzynową oznaczony blisko wejścia do cerkwi i po przeciwnej stronie ulicy naprzeciwko stacji benzynowej – zwykły duży plac. Oczywiście i tutaj panie przy wejściu dokładniej przy kiosku pilnują, czy aby wszyscy są odpowiednio opatuleni przed wejściem do Klasztoru św. Klemensa.

Teodozja – szukamy i szukamy centrum, kręcimy się, uliczki coraz węższe, jednokierunkowe, po bokach pozastawiane, yyy tu już chyba byliśmy a gps ciągle, uparcie skręć w lewo, skręć w lewo powtarza jak mantrę. No i dzięki niemu po zwiedzeniu wąskich i ciasnych uliczek znów jesteśmy na głównej.

Południowe wybrzeże Krymu - Próbujemy znaleźć jakąś plaże by stanąć, choćby by zjeść obiad ale niestety wybrzeże tutaj jest bardzo wysoko, o zjazdach w wielu miejscach camperem można praktycznie zapomnieć. Stromo, wąsko i raczej nie wygląda to przyjaźnie. Przewodnik podaje owszem kilka zabytków, ale oznakowanie do nich jest delikatnie mówiąc znikome, a właściwie to oznakowania nie widzieliśmy. Znamy miejscowość i poza tym nie wiadomo co dalej, gdzie szukać, zapytać na głównej drodze zbytnio nie ma kogo, a wbić się na boczne no cóż – najłatwiejsze to nie jest. Ryzykujemy w Ałupce, wjeżdżamy do miasta – chcemy zobaczyć Pałac Woroncewa, ale raz że życzą sobie 50 hrywien za parking to w dodatku jest on całkowicie zapchany. No to może zobaczymy jak tu morze wygląda – hmmm w te uliczki to my się raczej nie zmieścimy. W końcu lądujemy poza miastem na parkingu, który teoretycznie był oznaczony jako camping, a jest to nic innego jak asfaltowy plac. Żar leje się z nieba, szukamy plaży – „set schodków w dół”…. Jako, że stanęliśmy przed „campingiem” straszą nas karami [700 hrywien za samochód] – albo policją.
W Gasprze jakimś cudem po przejechaniu miasta znajdujemy Jaskółcze Gniazdo (było jedno oznaczenie – reszta na wyczucie plątaniną uliczek). Jak zobaczyliśmy te tłumy, to mimo wszystko nam się odechciało, choć naprawdę chcieliśmy dziś jeszcze „coś” zwiedzić. Skwar niesamowity, do morza wysoko do Ałuszty już nawet nie zawijamy mając dzisiejsze doświadczenia w głowie.
A miało być tak pięknie: Foros – Cerkiew nad urwiskiem, Ałupka – Pałac Ałupiński, Aj-Petri (może wjazd kolejką na górę), Gaspra – Jaskółcze Gniazdo, Jałta – cerkwie, Liwadia – Pałac Carski, Ałuszta – cerkwie to tylko taki skromny plan był – choćby rzucić okiem, ale znaleźć cokolwiek, dojechać…. – chyba jednak Krym będziemy bardziej z plaż wspominać...

Kercz – najdalej na wschód wysunięte miasto na Krymie. Jedziemy – prawie płasko, bo jedziemy płaskowyżem. Po prawej step, po lewej step i tak prawie 80km. Zupełnie nie ma nic, czasem jakiś pagórek się pojawi, wiosek niet (czasem kilka domów się zdarzy), sklepów niet, stacji benzynowych niet – dobrze, że małe co nieco uzupełniliśmy i nie trzeba na gwałt szukać – pewnie i tak by nie było. Małe nie jest bo samo wybrzeże ma 35km, stamtąd już tylko rzut beretem (5km) do Rosji, W centrum parkujemy w okolicy ulicy Lenina – tak naprawdę to przy takim dużym skwerze jest parking – dobre miejsce wypadowe zarówno do sklepu, który jest może z 50metrów dalej jak i do kilku zabytków Kerczu. Do najważniejszych należy Cerkiew św. Jana Chrzciciela – porównywalna z zabytkami Kijowa. Kościół katolicki Zaśnięcia NMP początkowo zdziwiły nas polskie napisy na nim – teraz już wiem, że w okolicy mieszka około 350 Polaków. Ale najważniejsze i chyba najciekawsze są schody prowadzące na wzgórze Mitrydatesa (wszystko w promieniu 100-200m od parkingu). Po wdrapaniu się na nie po około 300 schodkach z przed pomnika rozpościera się ładny widok na miasto i na zatokę.

Odessa – praktycznie całe centrum warto zwiedzić. Problem z poruszaniem się po wąskich zatłoczonych ulicach oraz ze znalezieniem miejsca do zaparkowania.

Wstępy:
Czufut- Kale 40 hrywien
Bakczysaraj Pałac Chanów 50 hrywien
Generalnie to co podawał przewodnik z 2012 roku to 10 hrywien wszędzie było drożej.  
Wyjazd z Ukrainy
Przekroczenie granicy z Mołdawią - pan sennym wzrokiem podnosi szlaban i wpuszcza na granicę – żywego ducha eee to szybko pójdzie…. Tiaaa…. Naiwność nas nie opuszcza…. Z pół godziny czekaliśmy zanim ktokolwiek się nami zainteresował – kazał podjechać do kolejki. Za kolejne pół ktoś przyszedł i wziął paszporty…. I wtedy się zaczęło… zapraszali po kolei do budki – w międzyczasie przepuszczali inne samochody, a my czekamy dalej. Jak już prawie nas wypuścili to stwierdzili, że może byśmy tak jeszcze deklarację celną wypełnili. Mieli 5 sztuk po polsku (pewnie roczny przydział)  – pozostałe po ukraińsku – to czytamy… po wypełnieniu danych osobowych pora na pytania ile jakiej waluty - no to liczymy… czy mamy jakieś książki – no przecież są przewodniki – zaznaczyć tak czy nie?, ile mamy ze sobą sztuk bagaży – nooo to chyba najcięższe pytanie, bo jak w camperze to policzyć jak walizek nie ma, czy mamy noże – no jeśli powiemy, że tak może być ciężko, bo potraktują to jako broń…. czy jakiś sprzęt, podać markę, numer - nooo to by jeszcze uszło, ale jak oszacować wartość i jeszcze mieć na to wszystko papiery??. No nic wypełniliśmy co wiedzieliśmy – reszta w budkach. Pan według tego co mówiliśmy coś tam o niechcenia zaznaczył – i tak pójdą w kosz.  Wyraźnie widać na co czekają… W międzyczasie widać jak kierowcy ciężarówek wchodzą na zaplecze z torbami, wychodzą – szlaban się podnosi. Jak sobie celnik już pozaznaczał co chciał w deklaracjach pozwolił zacząć zbierać pieczątki. I tak od Annasza do Kajfasza prze kolejne pół godziny. Ludzie na Ukrainie życzliwi i przyjaźnie nastawieni z reguły, ale przejście graniczne po stronie Ukraińskiej – nadal bez zmian – ciekawe czy kiedyś w ogóle…. W międzyczasie wchodzą i sprawdzają dwa campery – dość dokładnie. Zaglądają tu i ówdzie, opukują, podejrzanie wyglądają dla nich kratki wentylacyjne, otwierają szafki. Ci co z tyłu stali jak dostali dokumenty byli szczęśliwi, bo ich nie sprawdzali. Nas wpuścili do Mołdawii ich wzięli na bok – i zaś pół godziny…

Czy tam kiedyś wrócimy?
Jak już to samochodem 4x4 no chyba, że drogi poprawią