VISOCNIK - TREBINJE - STOLAC - MEDUGORJE - MOSTAR - JABLANICA - OSTROŻAC
TRASA ok 200km
.....i już witają nas w Bośni. Oprócz nas żywego ducha na przejściu jedynie jakiś Chorwat wraca do siebie. Pytanie o zieloną kartę, sprawdzenie paszportów i już mkniemy po bośniackich drogach....
Właśnie minęliśmy granicę z Chorwacją koło
Dubrownika - mapki tym razem nie będzie google maps zastrajkował - "tam
nie ma dróg" jak to nie ma?- przecież nimi jechaliśmy - chyba nie były
to fatamorgany
. No ale niestety pan google podaje tylko główne, a myśmy jak na złość
jechali według mapy (Marco Polo), która miała i te bardziej boczne
Jedziemy jedziemy, z prawej góry, z lewej góry
żadnego drogowskazu, żadnej wioski, żadnego samochodu totalna głusza –
trochę strach. Po około 20 km docieramy do Trebinje – to pierwsza
miejscowość na trasie. Przed samą miejscowością jest skręt w Lewo na
Mostar. Po lewej rzeka a na niej działające młyny wodne, lub
doprowadzenia wody…
Jedziemy na Mostar no i zaczyna się. Jedziemy
około 80km - po drodze praktycznie nie ma miejscowości – od czasu do
czasu jakieś domy pojawiają się na wzgórzach, czasem pojedyncze przy
drodze.
Mimo tego co chwila pojawia się znak – miejscowość X , jedziemy
domu nigdzie w zasięgu wzroku nie widać, a mimo to wszyscy zwalniają.
Przez wszyscy trzeba rozumieć te 10 aut, które udało nam się spotkać po
drodze Potem znak końca miejscowości, a domu jak nie było tak nie ma.
Na jazdę tutejszych kierowców też trzeba uważać –
ostry zakręt, podwójna ciągła nie są dla nich problemem. Tutaj jeszcze
bo ruch naprawdę znikomy, ale im bardziej na północ tym staje się
większy i tam już może stanowić to poważne zagrożenie.
Kolejna sprawa to nachylenia drogi. W wielu
miejscach procenty podawane są na wyrost – ale nie w Bośni. Po drodze
zjeżdżaliśmy zjazdem 10% i to naprawdę było co najmniej 10% do tego
trwało to dobre kilka kilometrów. Gdy już myśleliśmy, że najgorsze za
nami to znów pojawił się zjazd – tym razem 14% i też było to na odcinku
dobrych kilku kilometrów. Choć strach w oczach, gdy nagle urywa się
droga, ale widoki naprawdę wspaniałe.
O ile Chorwacja ma piękne wybrzeże o tyle Bośnia
południowa ma niesamowite góry. W sumie nie tyle Bośnia co Republika
Serbska – o czym dowiedzieliśmy się po kilku kilometrach po odjechaniu
od granicy. Choć formalnie to BiH, w rzeczywistości chyba nadal wpływu
serbskie, dlatego flagi, znak „Witamy w Republice Serbskiej” jakoś tak….
No, ale nie o politykę czy zaszłości nam chodzi a
o przyrodę – południe Bośni całkowicie nas zauroczyło – 4 gigowa karta
do aparatu okazała się za mała, trzeba było w międzyczasie zrzucać
zdjęcia i filmiki niestety zdjęcia nie oddają piękna tutejszego krajobrazu...
Tak się kręcąc prawo-lewo, góra-dół dojeżdżamy
przez Stolac do głównej drogi z Chorwacji na Mostar – przecinamy ją i
boczną niezbyt dobrą droga trafiamy do Medugorje. Tu już nam się mniej
ta Bośnia spodobała – o przeżyciach duchowych nie mówię, bo to inna
sprawa natomiast jest to miejsce dość komercyjne – wszystko płatne,
wszędzie pełno ludzi, jakoś tak… zawsze mi się zdawało, że Medugorje to
miejsce pielgrzymkowe, że znajdę tu ciszę spokój i to o co w
pielgrzymkach chodzi, ale wśród tego zgiełku miasta i tłumów ciężko to
odnaleźć. W miejscowości dość często reklamowały się dwa campingi, full
straganów, samochodów, autobusów….
Z Medugorje do Mostaru prowadzi już dobra droga –
mapa zaproponowała nam albo powrót do głównej, albo bezpośredni dojazd
boczną drogą – wybraliśmy ta boczną i nie żałowaliśmy. Wspina się ona a
następnie zakosami opada do samego Mostaru – mocne nerwy:)
W samym
mieście ciężko było nam coś znaleźć ponieważ BiH nie do końca była
planowana w drodze powrotnej a mapa samochodowa w miastach słabo się
sprawdza, gps (garmin) miał jedynie Mostar i drogi przelotowe przez
miasto zatem kierujemy się na wyczucie w poszukiwaniu Starego Mostu. Gdy
dojeżdżamy do centrum są już znaki (wjazd do 3,5t) za którymi podążamy.
Popołudniu przejechanie przez skrzyżowanie z główną drogą to nie lada
wyczyn. Już prawie straciliśmy nadzieję, że się uda – ruch naprawdę
spory świateł brak. W końcu jesteśmy już blisko – jakiś pan kieruje nas w
kierunku parkingu tuż obok mostu. Na drodze jest jeszcze miejsce zatem
ustawiamy się przed pizzerią i idziemy.
Policja chyba często tu bywa gdyż pana na rowerku
widzieliśmy co najmniej trzy razy. Tu też przekonałam się, że wjazd pod
prąd to nic dziwnego. Przechodzę sobie grzecznie przez przejście –
ulica jednokierunkowa a tu nagle ktoś ładuje się pod prąd – spoglądam
jakiś starszy pan – ok może nie zauważył, więc pokazuję mu ręką znak –
jeszcze opr za to dostałam….
Do mostu prowadzi brukowana kamienna uliczka,
wzdłuż której przycupnęły knajpki i sklepiki. Oj ślisko tu ślisko. Jeśli
ktoś myślał, że tu ślisko to naprawdę ślisko robi się na moście.
Idealnie wypolerowane stopnie, dobrze że przedzielone kamieniami, bo
podejrzewam że bez tego ciężko byłoby przejść na drugą stronę – na stare
miasto.
W dole płynie Neretwa – już ją mijaliśmy jakiś czas temu w Chorwacji. Pięknie tu.
Opuszczamy Mostar – posługujemy się jedynie mapą, bo gps nie wie gdzie jest, i jedziemy na północ gdzie nas oczy poniosą.
Droga prowadzi wąwozem, wokół góry, rzeka i to
zachodzące już słońce. Droga stała się już bardziej uczęszczana,
bardziej kręta. Co rusz pojawiają się tunele – nie wszystkie z nich są
oświetlone choć nie są zbyt długie co nie stwarza problemu mimo braku
światła. Podejrzewam, że na bocznych drogach mogą zdarzyć się też długie
nieoświetlone tunele. Teren jest górzysty, a poruszające się samochody,
głównie ciężarówki pamiętające jeszcze czasy….. jadą swoim tempem.
Wyprzedzić ciężko no to od czasu do czasu robimy postoje, co by się za
nimi nie wlec.
Docieramy do Jablanicy i trzeba zdecydować co
dalej na wschód do Sarajewa czy dalej na północ. Na mapie widzę przejazd
przez przełęcz na wysokości ponad 1100m i podjazd/zjazd 16% - jeszcze
mam w pamięci te dzisiejsze 14% brrrr. Za godzinę się ściemni. Chyba nie
mamy wyjścia – jedziemy na Sarajewo...
Nie ujeżdżamy daleko – ponieważ po jakiś 15 km natrafiamy na camping. https://maps.google.pl/maps?q=43.689443,17.830871&hl=pl&num=1&t=h&z=16
Pięknie położony nad jeziorem – podstawowa wadą – dość stromy zjazd – może z 10m, ale trzeba ocenić czy potem się wyjedzie, bo wiele miejsca do rozpędzenia nie ma. Miejsce typowe dla namiotów. Jest dużo przyczep na stałe – nawet z dobudowanymi domkami. Sanitariaty takie sobie – ale to BiH ciężko w przydomowym campie oczekiwać zachodnich standardów. Za to samo położenie tego miejsca fajne – nad jeziorem piękna trawka, jest tawerna, można też posiedzieć w przy stolikach na zewnątrz czy w budynku (wifi). Gospodarz pozytywnie nastawiony na campery. (12 euro za zestaw) Trochę w nocy odzywał się most z płyt, ale ruch tam raczej niewielki gdyż droga prowadzi tylko do jakiejś wioski.