KROSNO - RYMANÓW ZDRÓJ - KOMAŃCZA - CISNA - WETLINA - PRZEŁĘCZ WYŻNIAŃSKA - USTRZYKI GÓRNE - WOŁOSATE
TRASA 150 km MAPA
Posileni solidnym śniadaniem u naszych przemiłych gospodarzy
wyruszamy w dalszą drogę. Im dalej od Krosna miejscami przebłyskuje na polach
śnieg. Zbaczamy do Rymanowa, a konkretniej do Zdroju :), gdzie zima coraz
bardzie pokazuje swoje pazurki. Niby jest na plusie 8 stopni, ale śnieg i lód
leżą tu sobie w najlepsze – trzeba mocno uważać gdzie i jak się stąpa.
Ścinamy do Komańczy przez
Szczawne. Droga malownicza po delikatnych wzgórzach zatem na brak widoków nie
narzekamy. Szczawne, Komańcza, Cisna znamy z letniej pory, teraz tylko
przejeżdżamy by jak najszybciej znaleźć się w prawdziwych górkach. Z tym jak
najszybciej to tak nie do końca jest, ponieważ już w Komańczy zaczyna na
drogach zalegać błoto pośniegowe, a im bardziej na wschód jest go więcej.
Powyżej 700 m na drodze leży już regularny śnieg z konkretnymi koleinami.
Dobrze, że my na zimówkach. Docieramy do pierwszej przełęczy za Cisną.
Zajeżdżamy na parking, ale nie za głęboko, bo przecież ruchu samochodów
praktycznie nie ma – 3 minęliśmy od Cisnej. Robimy kawkę, coś słodkiego, a tu
jakby z Marszałkowskiej wszyscy się urwali – co minuta wciska się jakieś auto na
niewielki aktualnie (bo nieodśnieżony ) parking. Dobra to i my sprawdzimy co
ich tu wszystkich ściąga – cudna panoramka :)
Teraz ciut w dół, ale mimo tego,
że się obniżamy, jakoś biel nie ustępuje z drogi. Wręcz przeciwnie teraz już
nie ma kolein, teraz już jest regularne kilkanaście centymetrów śniegu na
drodze. Za Wetliną kolejna przełęcz yyy jakby to rzec, oby tylko nic z
przeciwka nie jechało, bo jeśli pojedzie to już nie ruszymy. A tu jak na złość
co chwila jakieś auto zjeżdża – dobrze, że nie musieliśmy się mijać na
zakrętach, a osobówki były na tyle inteligentne, że zjeżdżamy na boki. Ostatni
zakręt i już już widzimy przełęcz – oby tylko nic z przeciwka, bo wzdłuż drogi
jest regularny parking. Ufff jesteśmy na górze. Planowaliśmy spacerek, ale
straż graniczna stwierdziła, że jak staniemy to będzie za wąsko by dwa auta
jeszcze się minęły. Trudno, nie będzie Chatki Puchatka zimą.
Następna przełęcz (Wyżniańska)
jest już lepiej dostępna. Mimo tego, że śniegu wszędzie pełno, a nawet więcej,
to łatwiej podjechać, gdyż nie ma aż tyku zakrętów. Chwila moment i meldujemy się
pod Połoniną Caryńską. My jednak wybieramy spacerek w kierunku Wielkiej Rawki.
Wokół cisza zupełna, góry, góry i jeszcze raz góry :)
Z daleka dojrzeliśmy Ją. Takiej
okazji nie przegapimy. Kulamy się w dół do Ustrzyk Górnych. Koło schroniska,
naprzeciwko budynku straży granicznej znajduje się duży parking. Już kiedyś na
nim nocowaliśmy, jednak tym razem jest to niemożliwe. Tak na oko pół do metra śniegu
na nim leży. Ale jest tez jeden plus – asfalt jest czarniusieńki, jakby ktoś
znienacka zamiótł cały śnieg. Dobra nie mamy wyjścia. Trzeba już dzisiaj
uderzyć na Wołosate. Trochę mieliśmy obaw, bo to boczna droga. Jednak jest
zupełnie bezśnieżna. Jedyne co może niepokoić to znaki „uwaga niedźwiedzie”,
ale przecież o tej porze to niedźwiadki spać powinny? Mijamy parking „ostatni
na szlaku” w Wołosatym i dalej przez mostek dojeżdżamy do przystanku
autobusowego, wokół którego jest jeszcze trochę miejsca do zaparkowania
aut. I tu kończy się cywilizacja.
Przystanek odgarnięty tylko na tyle by zrobić kilka miejsc parkingowych, bo
przecież nic tu o tej porze roku nie dojeżdża…
Póki słonko idziemy na szlak. Fajny ubity śnieg, słońce świecie, Tarnica jak na dłoni. Czegoż więcej potrzeba? Aaaaa czasu do zachodu słońca, gdyż niestety dziś na szczyt już nie uda nam się dotrzeć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz