GIRO D'ITALIA - WŁOCHY dzień 4

GRAZ - TARVISIO - BOVEC - UDINE - TREVISIO - PADWA 



TRASA 530 km - MAPA

Od pewnego czasu planowaliśmy wyjazd do Beneluxu, ale pogoda zapowiadała się słabo. Jeszcze dzień przed wyjazdem planowaliśmy Holandię, ale prognozy pogody odwiodły nas od tego kierunku – zostawiliśmy sobie na później – postanowiliśmy znaleźć cieplejszy kierunek i padło na Włochy. Do camperka wrzuciliśmy jedynie mapę, przewodnik i zabraliśmy ze sobą opisy wyjazdów – licząc po cichu, że gdzieś po drodze uda się znaleźć internet. Jak do tej pory Italia była zawsze przejazdem do innych krajów – tym razem jest celem.
Ruszamy późnym popołudniem. Droga wiedzie tradycyjnie przez Czechy bocznymi drogami – autostrad z reguły nie lubimy – chyba, że nie ma już wyjścia. Po drodze mijamy stadka saren wdzięcznie pasące się przy drodze, dobrze że nie przyszło im do głowy przebiegać tuż przed autem. Przerwa na kolację i w dalszą drogę. Kilka kilometrów dalej stoi dość nietypowa jak na to państwo budowla. Otóż jest to latarnia – nie dość, że morska to jeszcze do tego działająca i rzucająca snopy światła wprost do nieba.
Granicę przekraczamy jak zwykle w Breclav (przejazd do 3,5t) za nim roztaczają się pola wiatraków (prawie jak w Holandii) – jest już ciemno, a tych czerwonych punkcików są co najmniej setki. Jeszcze tylko winietka na pierwszej napotkanej stacji benzynowej  i wjeżdżamy na autostradę. Zjeżdżamy do Wiednia na tankowanie, bo na autostradzie wiadomo... I po godzinie drogi stajemy na nocleg na rastplatzu
Pobudka i ruszamy w kierunku Grazu – na widnokręgu powoli wyłaniają się chmury. Chwila to nie chmury to ośnieżone alpejskie szczyty.

 






Docieramy do granicy z Włochami – tam w Tarvisio zjeżdżamy z autostrady i kierujemy się do Słowenii. Drogę tę odkryliśmy w zeszłym roku jadąc na Bałkany, gdyż osiołek trochę marudził przy większych podjazdach. Jest kilka serpentyn, ale nie takie straszne. Ponadto widoki wynagradzają trud podjazdu. Z prawej ciągnie się jezioro nad którym można przystanąć.




Już od Tarvisio widać cudnie ośnieżone szczyty Alp Julijskich. Wjeżdżamy na przełęcz – później sesja zdjęciowa przy ruinach zamku – góry są niesamowite. W Bovec przy stacji benzynowej na końcu wioski jest oznaczenie serwisu campera. Teraz trasa przez Zagę i znowu do Włoch. Trasa jest malownicza, a osiołek tak się zapatrzył, że z wrażenia przestały działać wiatraczki. No cudownie – za oknem skwar ponad 30 stopni, a my zostaliśmy bez jakiegokolwiek nawiewu. Ale będziemy twardzi – jedziemy dalej.













Na trasie mamy Udine, gdzie o możliwości zaparkowania w miarę blisko centrum w sobotnie popołudnie można zapomnieć. Czasu zatem starczyło jedynie na pobieżne spojrzenie na miasto, gdyż chcemy dziś dojechać w okolice Padwy, a Udine jedynie jest nam „po drodze”. Miasto zbudowane trochę w stylu weneckim z górującym nad nim zamkiem, który kiedyś był rezydencją weneckich gubernatorów. Jeśli komuś „stanie na drodze” warto zapuścić się w uliczki starego miasta.








Wstępujemy, również do Treviso leżącego malowniczo nad kanałem. Spacer po mieście i w drogę ku Padwie. Jedziemy tędy, gdyż Wenecja nam tym razem nie po drodze – już kiedyś tam byliśmy – czas na nowe miejsca. Po drodze mijamy mniejsze i większe miejscowości, które co prawda różnią się architekturą, ale widoki zbliżone do polskich. Na nocleg zatrzymujemy się na parkingu miejskim w Malleredo około 15km przed Padwą. Od jutra zaczynamy właściwe zwiedzanie Włoch.