KRYM NA 16 KOPYT - dzień 3

NEMIFYR – UMAŃ – ODESSA – FONTANKA - RYBAKIVKA

 

TRASA 470 km - MAPA
Ustaliliśmy pobudkę na godzinę siódmą. Jakiego czasu? No naszego… tylko jednego żeśmy nie ustalili co to znaczy naszego? No tego żeśmy tak do końca nie ustalili. Niektórzy jako nasz przyjęli polski, inni ukraiński, no i skończyło się na tym, że czekaliśmy na siebie wzajemnie:) Obudził nas też dziwny ruch. Pewnie dlatego, że Polacy przyjechali otwarli dla nas świtkiem z rana w niedzielę sklep firmowy – mieszkańcy również tłumnie skorzystali, my nie byliśmy gorsi a jakże trzeba było zrobić zapasy na dalszą drogę. A wystawkę w sklepie mieli naprawdę przednią. 




Okolica też całkiem całkiem – co prawda w nocy widzieliśmy jezioro, ale nie wiedzieliśmy, że takie fajne :) 





No ale komu w drogę - więc jedziemy. Czasami trzeba jednak zawracać "bo to nie tędy miało być".


Jeszcze przed Umaniem po prawej jest fajny postój dla TIRów - gdybyśmy wiedzieli wcześniej można byłoby na nim stanąć, a tak tylko chwila odpoczynku, którą najmłodsi wykorzystują już do zabawy. Przy drogach można oprócz klasycznych krasnoludków, które dotarły również tutaj zaopatrzyć się w warzywa i owoce - nie omieszkamy gdyż droga jeszcze daleka. 


 


Trafić na kombajn czy oprysk na drodze to nic nadzwyczajnego tyle, że czasami jadą tak jakby byli na środku pola - niestety nie udało nam się uchwycić mijanki z koszącym kombajnem, ale na słowo uwierzcie i takie bywały. Teraz po raz kolejny uświadamiamy sobie po co te szerokie pobocza. 


  
Po jakiś 100km wjeżdżamy na autostradę... ujć patrol milicji... zwalniamy.... chyba nie będzie wesoło....

 

Wjeżdżamy na autostradę i gaz do dechy - w końcu droga na tyle równa, że można spokojnie te 80-90 jechać. Owszem można, ale dla niektórych okazuje się, że jest to o te kilka kilometrów za szybko. Najpierw odpada jedna uszczelka z alkowy, a za kilka kilometrów kolejny zjeżdża na awaryjny - widać osiołki odzwyczaiły się od tak szybkiej jazdy. Chwila postoju na autostradzie na poprawki (oczywiście jeden pracuje reszta się przygląda :diabelski_usmiech ). 



Co do sławetnych WC na Ukrainie to na autostradzie spotkaliśmy się z takimi, w których nie bardzo wiedzieliśmy jak się zachować. Oczywiście wszystko było opisane - ale nasza znajomość cyrylicy pozostawia wiele do życzenia - składanie literek chwilę trwa. Wszystko obczujnikowane, tu najechać ręką na czujnik - leci woda, tam - przesuwa się folia na muszli, a do czego służą te pozostałe :szeroki_usmiech


No nic jeszcze tankowanie i można sunąć dalej. Choć droga gładka jak stół to i tak trzeba uważać - chwilami widoczność ogranicza dość spore zadymienie. 




Zaczynają się większe podjazdy, okazuje się, że 75koników ledwo za nami nadąża, zatem co jakiś czas robimy krótkie postoje "na dojechanie". Wokół na polach pięknie prezentują się słoneczniki. 




Po kilku godzinach autostradowej jazdy docieramy pod Odessę. Chwilowo jednak odpuszczamy ją sobie, gdyż będziemy tędy wracać to raz a dwa trochę mamy już w kościach te 900km ukraińskich dróg. 





  
Na wschodniej wylotówce z Odessy są centra handlowe - ale po co tu zaglądać - dalej też będą... Tiaaa naiwności ty moja :szeroki_usmiech , ale jeszcze kiedyś tu wrócimy... 


Termometry w samochodach pokazują 36-38 stopni - trzeba się ochłodzić. Skręcamy zatem nad morze. Droga niestety znów nie najlepsza, do tego wbiliśmy się w jakieś miasto. Światła i Ukraińcy próbują nas uczyć jeździć. Oznakowanie sygnalizacji kiepskie - gdyby nie kilka aut, które z naprzeciwka prawie, że na nas jadą nie wiedzielibyśmy pewnie, że to droga dwukierunkowa - a nasze budki szerokie. Udajemy, że ich nie rozumiemy i jakoś brniemy dalej. 







Podjeżdżamy na upatrzoną wcześniej plażę, ale w niedzielne popołudnie szpilki tam nie wbije, nie wspominając już o samochodach. 



 

Nie pozostaje nic innego jak jechać dalej. Po kolejnych kilku kilometrach zjeżdżamy do wody, ale raz że droga zostawia wiele do życzenia - nawet jak na Ukrainę to miejsc też brak, trzeba też zawrócić na wąskiej drodze, a przy dłuższym samochodzie może być ciut problem. 





W końcu wracamy na główną i jedziemy na camping w Rybakivka. Po wielokrotnym poszukiwaniu właściwego skrętu, łącznie z wbijaniem się w polne i dziurawe drogi w końcu możemy się zacampingować. Uff. Dojechali som szczęśliwi :szeroki_usmiech