KRYM NA 16 KOPYT - dzień 5

RYBAKIVKA – MIKOLAIV – KHERSON – ARMAŃSK - STEREHUSHCHE


 TRASA 360 km - MAPA

Ponieważ ceny na tym campingu są zabójcze, a jego standard cóż…. jedziemy zatem dalej. Wracamy do głównej drogi i kierunek Krym. Docieramy do Mikolaiv – gdzie w końcu udaje nam się znaleźć jakikolwiek sklep większy niż osiedlowy sklepiczek (46.956604,32.05187). Żeby do tanich należał to nie powiem, ale ceny jeszcze nie zwaliły nas z nóg :) .
Kherson mijamy bokiem, gdyż cztery samochody przy niezliczonej ilości świateł w mieście – wylotówka z Mikolaiv - potrafią się skutecznie na nich zgubić. Droga niby dobra, ale czasem znienacka pojawiają się potężne dziury i wyrwy w asfalcie dlatego nieustannie trzeba kontrolować sytuację. Od czasu do czasu mijamy nietypowe pojazdy – takie małe autobusiki „marszrutki”, którymi podobno można wszędzie dojechać – ale widząc niektóre z nich mamy pewne wątpliwości czy aby na pewno wszędzie :)








Przy drogach często są także parkingi, lub same stragany, na których można kupić prawie wszystko – w tych miejscach wyjątkowo trzeba uważać, gdyż oprócz samochodów po drogach kręcą się również ludzie z zakupami. Będąc kilka lat temu na zachodniej Ukrainie zauważyliśmy nietypowe doprowadzenia gazu do wiosek – jak widać tutaj także stosują ten sposób – dobrze, że rury są zazwyczaj na wysokości 4,5m. 







Dojeżdżamy w pobliże Armańska, gdzie wjeżdżamy do Autonomicznej Republiki Krymu, mijamy posterunek graniczny – jest milicja, ale nie zatrzymuje. Krym wita nas gładziutkim asfaltem, ale to chyba tak na podpuchę, bo za chwile wracamy do ukraińskiej codzienności, choć standard jakby lepszy. Zatem do przodu byle przed siebie. Przy drodze można kupić miód prosto z pasieki. Po prawej od czasu do czasu widać morze, jednak nie za bardzo jest możliwość zjechania nad nie. Zaczyna powoli dokuczać nam głód, gdyż tempo jazdy nie należy do największych, a od kilku godzin jesteśmy w drodze. W okolicy Ishun zlokalizowaliśmy jakiś przydrożny bar – ale kuchnia dziś „nie rabotajet”. Rzut oka na mapę – nooo te 70km to jeszcze jakoś damy radę na głodniaka – przynajmniej szybciej pojedziemy. :diabelski_usmiech Mamy upatrzony cel Sterehoshche – camping Delfin. Namiary wbite w gps (45.750516,33.238555), więc nie powinno być problemów z trafieniem.





Docieramy – jeszcze tylko zjazd (troszkę stromo) na plażę i do końca w prawo pomiędzy domkami. Pierwsze przypominają lata 50 w ZSRR, kolejne to jakby 40 lat później – na końcu jest camping „Delfin”. Ustawiamy się w ryneczek tuż przy samej plaży. Dostajemy kluczyki od pryszniców z ciepłą wodą i toalet (czyste), a wszystko to ledwie za 20 hrywien od osoby (za samochód się nie płaci), a standard w porównaniu do wczoraj - bez porównania. Czysto i przyjemnie. Jedynie co to pod wieczór wieje niesamowicie. Plaża muszelkowo - piaszczysta, woda średnia – trochę zamulona, gdyż kilka metrów od wejścia do morza jest błoto na dnie, można zostawić w nim buty – sprawdzone - dlatego lepiej wchodzić na bosaka.






Na placu dzieci na pewno nudzić się nie będą – poustawiane bajkowe postacie, plac zabaw – który przypadł do gustu nie tylko najmłodszym. :diabelski_usmiech
Pod wieczór grupka Ukraińców podchodzi do nas i mówią, że będą grać w piłkę nożną – chcieliśmy się dołączyć, ale zaproponowali nam jedynie sędziowanie. No cóż…. :(

:(Jak skończyli boisko było nasze :diabelski_usmiech ,niektórzy grali – inny ujawniali inne talenty :szeroki_usmiech
Zachód słońca wygląda bajecznie – dobry wstęp do długich rozmów :diabelski_usmiech – w końcu trzeba zaplanować co dalej...