Na sam camping lepiej zjechać z głównej drogi na
końcu miejscowości tam gdzie jest znak, gdyż wzdłuż nabrzeża może okazać
się miejscami, że dla wysokiego campera są tutaj za nisko gałęzie. Po
pożegnaniu z właścicielką jedziemy dalej. Mijamy jakieś portowe
miasteczko i wjeżdżamy do Trogiru. Przejeżdżamy wyspę, na której
znajduje się starówka i za kolejnym mostem na Ciovo skręcamy w lewo by
po 500m przystanąć na nabrzeżu. W mieście trwa normalne życie – wita nas
targ, - zwykły codzienny dzień w środku września.
Ostatnio to miasteczko przypadło nam bardzo dlatego postanowiliśmy się znów tutaj powłóczyć po starówce i poodkrywać miejsca gdzie ostatnio nie dotarliśmy.
Mijamy Split potem jakaś plaża przed Omisiem. Gps
mówi skręć w lewo to skręcamy, ale zamiast skręcić za rzeką zrobiliśmy
to przed nią. Wspinamy się i wspinamy, ale nie żałujemy, że nas tutaj
zaniosło. W dole pięknie prezentuje się rzeka – możliwość spływu – a my
ciągle w górę – kierunek Sveti Jura.
Dojeżdżamy do rozwidlenia pod Gatą w
prawo? w lewo? Teraz już gps nie jest taki mądry. Wybieramy w lewo i po
3-4km dojeżdżamy do parkingu. Tam chwila spacerku i znów piękne
krajobrazy.
Ale po głębszym rzuceniu okiem na mapę okazuje
się, że Sveti Jura to nie ten Sveti Jura o który nam chodziło. Mimo, że
trzeba znów wrócić do Omisia nie żałujemy, że tu dotarliśmy.
Przejeżdżamy przez most i teraz już tak jak chcieliśmy wzdłuż rzeki
Celine na przełęcz Dupci.
Mimo, że początkowo widoki są przyjemne, to
jednak im dalej tym droga robi się coraz gorsza, do tego trochę zakrętów
, wąsko, jakieś wioski – i chyba to nie był dobry pomysł by tutaj się
pchać. Wracać jednak już nie bardzo się opłaca, bo przełęcz pojawia się
na ekranie.
Jakoś tam się wkulaliśmy – i jedziemy znów nad morze. Tam
na parkingu delektujemy się obiadem pod nami stóp wzgórza jest morze.
Biokovo? Bioovo? Coś mi to mówi – rzut oka do
przewodnika – i czytamy : „Głównym celem wycieczek pieszych, rowerowych i
samochodowych jest Sveti Jura 1762m”- tak to o to nam chodziło
. Aby dotrzeć do wejścia do Parku Narodowego Biokowo trzeba za
Makarską skręcić na Tupeci i wspinać się do góry. Po około 6 km po lewej
– cały czas są znaki przy drodze, pojawia się niewielki parking i budka
z biletami do parku (40 kun osoba).
Podjeżdżamy piękny znaczek drogowy –
na szczyt 23 km wąsko, stromo i kręto. Camper malutki nie jest więc
zanim wjedziemy idziemy się zapytać czy takim autem możemy. Strażnik
rzucił okiem i kiwa – dacie radę...
Bynajmniej nie chodziło nam o fakt, że jesteśmy
dopiero na wysokości około 400m więc do szczytu jeszcze 1400m w pionie
do pokonania, że stromo czy kręto – to nas nie przeraża. Pytanie
brzmiało jedynie czy w razie czego wyminiemy się z innym samochodem.
Jest popołudnie, środek tygodnia – może nie będzie wielkiego ruchu
. Powoli jedziemy dość szeroką drogą przez las – na tyle szeroką, że
nawet dwa campery spokojnie się miną. Potem droga robi się coraz węższa,
ale dajemy radę.
Ciekawie zaczęło się robić gdy na tej naprawdę wąskiej
drodze (może miała ze 2,5m szerokości) przychodzi minąć się z innym
samochodem. Z reguły jak coś jedzie z przeciwka to powyżej linii lasu
(tak około 1000m) zjeżdża przed nami chowając się w nielicznych
zatoczkach lub przyklejając kołami do skał. Mamy „masę” to jedziemy –
jak się komu nie podoba my możemy sobie zanocować nawet na środku drogi
Im wyżej tym widoki stają się piękniejsze –
dobrze, że zostawiliśmy w dole morze – mówcie co chcecie, ale nie ma nic
piękniejszego nad góry (tak wiem mam hopla na ich punkcie
) Nawet motorki grzecznie trzymały się za nami – grzecznie, bo nie
miały możliwości wyprzedzenia – za wąsko. Dużo samochodów nas nie mijało
– może z 10 z czego 8 miało polskie rejestracje – dlaczego mnie to nie
dziwi
Jeden był uparty, ale wzięliśmy go na przetrzymanie nie miał wyjścia
musiał sporo cofnąć, bo akurat nie było możliwości szybkiego zjechania.
Powyżej 1400m jedzie się już lepiej - widać na dalszą odległość, ale
miny kierowców osobówek na nasz widok poprzyklejanych do skał –
bezcenne. Ponieważ czytaliśmy, że wąsko dlatego pytaliśmy strażnika czy
możemy tak szerokim samochodem wjechać – nie miał obiekcji, ale
faktycznie nie wyobrażam sobie minięcia tutaj dwóch camperów – fizycznie
się nie zmieszczą nawet na wielu mijankach.
Mamy w końcu możliwość zakosztowania gór z bliska. Po minięciu 1500m pojawiają się przy drodze tyczki z łańcuchami – innych zabezpieczeń brak. W końcu jesteśmy 1750 z hakiem zdobyte to najwyżej położona trasa w Chorwacji. Jest tu niewielki parking na 20 osobówek. Widoki mniam 360 stopni – przy lepszej widoczności miodzio. Na górze jest przekaźnik, a idąc ścieżką dociera się po minucie, dwóch do niewielkiej kapliczki. Na górze oczywiście też tylko prawie same polskie rejestracje. Piękne miejsce szkoda tylko, że nie wolno tu zostać na noc bo ani chwili byśmy się nie zawahali.
Trzeba jechać w dół – rzucamy okiem – 5 serpentyn
nie widać samochodów to zjeżdżamy. Teraz już nie trzeba dodawać gazu –
auto samo jedzie. I tak powoli delektując się widokami toczymy się w
dół. Od czasu do czasu na drodze pojawiają się inni jej użytkownicy -
trzeba uważać mimo, że zjeżdżamy powoli nagle zza zakrętu wyskoczy koń
lub krowa.
To jeszcze nie było takie najgorsze, w pewnym momencie na
ciasnym zakręcie przed samochodem wyrasta nam inne auto. Po hamulcach –
na szczęście prędkość była niewielka – ale o godz. 18.30 w drugiej
połowie września już raczej ciężko było się spodziewać, że ktoś będzie
jeszcze jechał do góry.
Dalej już bez przeszkód docieramy do budki
strażnika na dole. Czy jechać tędy dużym camperem - jeśli wpuszczą -
ciężko powiedzieć, bo chwilami naprawdę wąsko. Jak wracaliśmy to na
odcinku prostej stała osobówka od strony zbocza i chwilami
zastanawialiśmy się czy się przeciśniemy naszym 2m szerokości autem przy
skałach. Jednak na scuterową, rowerową lub pieszą wycieczkę jest to jak
najbardziej miejsce do polecenia góry, morze i okoliczne wyspy przy dobrej pogodzie jak na dłoni
W międzyczasie zaczyna snuć się już wieczór. Na campingu chcemy stanąć w
Zivogosce, więc póki jeszcze coś widać jedziemy. Mamy możliwość albo
wrócić do Makarskiej, albo posłuchać nawigacji i jechać od razu nad
morze szarówka już więc wybieramy tą drugą możliwość
Początkowo droga nie jest taka zła – nawet na dwa auta, ale za chwilę
robi się stromo – mieliśmy to przed chwilą więc nie jest źle. Nagle
wyrasta nam auto zaparkowane na zakręcie po drugiej stronie drogi
gałęzie – wymijamy ufff. Metry coraz szybciej uciekają 200m 100m nad
poziomem morza. Jedziemy. Robi się dziwnie wąsko – jeszcze 50m skręcamy i
po hamulcach…. Już widzimy w dole drogę, nawet śmignął nią przed chwilą
camperek…. Nachylenie drogi na pewno powyżej 20 % o zawróceniu nie ma
nawet mowy a przed nami tuż przed stopem stoi zaparkowany dostawczak
– wyminąć nie ma jak – nie zmieścimy się. Co teraz? Po klaksonie –
zero reakcji. Stoimy na ręcznym i zastanawiamy się co dalej. Klakson –
może ktoś do okolicznych domów poszedł. Nic. W końcu prawie już
zrezygnowani, że przyjdzie nam tu spędzić noc zauważamy, że zapaliły się
światła w samochodzie. O jakaś reakcja. Klakson. Podjechał metr. Dalej
nie przejedziemy. Klakson raz, drugi, trzeci… no żesz w końcu się
ruszył. Ostry skręt w lewo i jesteśmy na szerokiej Jadrance. Jeszcze
tylko pół godzinki i lokujemy się na sympatycznym campingu w Zivogosce.
Jutro se go obejrzymy teraz papu, paciorek i spać ….