ROVANJSKA - ZADAR - BIOGRAD NA MORU - PAKOSTANE - MURTER - TISNO
TRASA 115 km - MAPA
Rankiem niespiesznie zbieramy się dalszą drogę nic nas nie goni mamy jeszcze kilka dni by dotrzeć do Dubrownika. Bladym świtem, gdzieś koło 9 idę obejrzeć okolice. Cisza spokój wioska nadal śpi. Wokoło może nie ma typowych plaży, ale są zejścia do wody, prysznic i możliwość poleniuchowania. Miejsce znajduje się w zatoce niedaleko Pagu zatem i widoki śliczne. Jako miejsce docelowe może niekoniecznie natomiast by zatrzymać się w drodze naprawdę warto.
Sanitariaty czyste (jak dobrze kojarzę 4 wc i 4 prysznice na płeć
) – jakby dopiero zrobione, prąd przy stanowiskach, możliwość umycia
naczyń, – jak na niewielki camping przydomowy warunki naprawdę fajne –
zresztą wolimy takie niż zatłoczone molochy, gdzie może infrastruktura
czasem lepsza, ale jeśli znajdujemy mały camp – wolimy jego spokój,
miejsce gdzie zazwyczaj gospodarz sam troszczy się o gości bo na camp jeździmy przecież po to by wypocząć. Kluczyk i kasę w umówionym miejscu i w drogę do Zadaru.
Widoki jak zwykle w Chorwacji zapierają dech w
piersiach. Przed miastem tankujemy na omv dostajemy hasło do internetu i
spędzamy na stacji kolejne dwie godziny. Jeszcze jakieś zakupy i nagle
wyprzedza nas nyska – patrzymy na rejestrację no tak skąd mogła być
nyska – oczywiście z Polski w dodatku jedzie na „Złombol” do Olimpii.
Zadar mijamy bokiem już kiedyś zwiedzaliśmy i trafiamy do Pakostane. Początkowo planowaliśmy tu nocleg jednak
wielkość campingu nas przeraziła. Zatem skręciliśmy w prawo wzdłuż
campingu dojechaliśmy na płatną plażę (5 kun godzina, 20 kun dzień)
jednak jest wrzesień – szlaban podniesiony. Dojechaliśmy do końca
asfaltu gdzie w lasku stało kilka osobówek, nawet jakiś camperek się
trafił – wyglądało, że zacumował na stałe.
Podejrzewam, że w sezonie to
dość popularne miejsce – teraz dość spokojne. Plaża to drobne kamyczki –
woda w morzu – dla odważnych brrr (18 wrzesień), prysznic jest, ale
dodatkowo płatny (2 kuny 30 sekund). Delektujemy się zatem ciszą,
spokojem i odpoczywamy w popołudniowym słońcu.
Po obiedzie ruszamy dalej w poszukiwaniu noclegu.
Może jakaś wyspa – rozglądam się po mapie jest – można nawet na nią
wjechać. Wbijamy w gps Murter i jedziemy. Droga trochę odbija od morza
dopiero w Tismo znów je widzimy. Niewielkie portowe miasteczko
naprzeciwko, którego jest właśnie Otok Murter. Zauważamy znak camp no to
jedziemy wzdłuż portu w prawo. Mijamy pierwszy 1* rodzinny – nieczynny i
docieramy jakieś 100-200m dalej dojeżdżamy do Campingu Jazina. Pytamy o
nocleg – 100 kun. Ok jest wcześnie jeszcze lookniemy na wyspę. Wracamy i
przejeżdżamy most wjeżdżamy na Murter. Przecinamy wyspę środkiem,
zwiedzmy Murter i Betinę skąd już tylko rzut beretem do Parku Narodowego
Kornati.
Po drodze mijamy kilka skrętów na campingi jest
ich tu kilka. Z Betiny wracamy wybrzeżem, za miejscowością jest płatny
parking, a kilka kilometrów dalej camping nad samym morzem. W sumie
ciężko powiedzieć czy o camping bo niby pisze, że camp a tak naprawdę
przez jego środek prowadzi droga. Wzdłuż po prawej i po lewej pełno
camperków.
Idziemy się zorientować do recepcji co i jak – żywego ducha –
mieszkańcy coś wspominają, że czasem właściciel się pojawia. Jest
jedynie cennik – około 150 kun Mimo pięknego położenia, niemożność
namierzenia sanitariatów skłoniła nas jednak do dalszych poszukiwań.
Chcieliśmy do Tismo wrócić dalszą drogą wzdłuż wybrzeża niemniej jednak
po przejechaniu 2km droga zrobiła się dziurawa – morze podmyło ją tak,
że ledwo się koła mieściły a dalej pojawił się znak, że droga jest
ślepa. Zatem nie było innej możliwości jak powrót do campingu i dojazd
do głównej drogi. Daleko do noclegu nie mamy – wracamy na Jazinę.