ZIVOGOSCE – NEUM – DUBROWNIK - SREBRENO
TRASA 145 km - MAPA
Camping Dole - teren dość spory – pewnie dlatego podczas ostatniej podróży po Chorwacji go minęliśmy. Parcele pod drzewami na kilku poziomach – te przy morzu znacznie droższe, ale plaża całkiem fajna, jest sklepik. Sanitariatów sporo, ale przydało by się im odświeżenie (w tle na zdjęciu) Obsługa miła – cena za zestaw po sezonie 90 kun. Za towarzyszy mieliśmy Austriaków w Svenie, ale rano minęło nas zdala kilka wyjeżdżających camperów na polskich rejestracjach – nikt nie zamachał
Po porannym ogarnięciu się jedziemy przez Bośnie
do Dubrownika. Tym razem mijamy już tylko z góry piękne jeziora i dolinę
Neretwy gdzie można zaopatrzyć się w świeże owoce wprost z drogi.
Znów docieramy do wybrzeża – przed nami Bośnia.
Celnicy jedynie rzucają okiem do paszportów i mówią jechać no to
jedziemy. Neum i okolice to jedyne miejsce gdzie Bośnia ma dostęp do
morza. Wszystko wygląda normalnie choć trochę mniej bogato niż w
otaczającej ją Chorwacji.
Mijamy przejście graniczne z Chorwacją i już
szczęśliwi jedziemy dalej. Nasza radość jednak nie trwała długo ponieważ
ze względu na remont drogi koło przejścia granicznego jest ono teraz
przesunięte ze dwa kilometry zatem mimo, że już dawno minęliśmy napisy
„Chorwacja” dopiero teraz czeka nas kontrola graniczna. Formalności
trwają trochę dłużej – rzucają też okiem do środka samochodu i możemy
jechać ku ciepłu na południe.
Jeszcze kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż morza z
widokami na wyspy i docieramy do Dubrownika. No i zaczyna się. Wrzesień,
środek tygodnia o zaparkowaniu samochodu praktycznie można zapomnieć
miejsc minus zero. Wjeżdżamy w okolice murów tam gdzie rok temu
jechaliśmy T4 i mamy upatrzony parking – niestety miejsca brak.
No nic w
takim razie zawracamy i jako, że przed naszymi oczami ukazuje się teraz
znak „zakaz camperom” wrrrr
musimy odbić w górę. Zjeżdżając w dół był jedynie znak, że na camping
to tędy – czyli w prawo, ale nie było znaku, że w lewo camperom nie
wolno więc sobie zwiedziliśmy pod murami Dubrownik.
Jednak po okrążeniu ich i wróceniu w to samo
miejsce, ale z innego kierunku znak jest zatem pod tą górkę. Żeby było
ciekawiej żadnego zakazu dla autobusów tam nie ma, więc to nie za
względu na fakt, że samochód się nie zmieści – prozaiczny powód autobus
wysadzi 50 chętnych do zwiedzania murów razy 70 kun, camper no góra 6 a
zajmie podobną ilość miejsca – więc rachunek jest prosty – jak ja nie
lubię takiej komercji. ... Ponieważ już prawie wyjechaliśmy z miasta
zawracamy i wzdłuż wybrzeża ciągniemy się jednokierunkową za autobusami,
bo im wolno… na mapie znajduję stadion – z zaznaczonym parkingiem zatem
kierujemy się w tamte okolice – jakieś 20 minut na piechty od murów.
Jako, że osiołek poniżeJ 5m udaje nam się zaparkować na ulicy gdzieś
przy domkach – akurat przejeżdża patrol policji – nic nie mówią zatem
zostajemy.
Wyposażeni w picie, bo mimo że już koniec września się zbliża słoneczko przygrzewa, staczamy się z górki pod mury. Im bliżej tym ludzi więcej...
Wyposażeni w picie, bo mimo że już koniec września się zbliża słoneczko przygrzewa, staczamy się z górki pod mury. Im bliżej tym ludzi więcej...
Przechodzimy przez bramę – spoglądam w górę i
chyba to jednak nie dla mnie (lęk wysokości i przestrzeni) zatem
rozdzielamy się – a co jak chce to niech się
męczy w tych upałach góra dół, a ja sobie cieniem cieniem po dole
pochodzę. Na południowej stronie miasta w okolicy murów w miejscach
chyba niezbyt często odwiedzanych znajduje się płot z napisem a za nim
pamiątka niedawnej historii.... zburzony budynek
Z tym po dole to też tak nie do końca było bo
chyba ja miałam więcej góra- dół. Jako, że lubię się wcisnąć w każdą
możliwą dziurę co chwila mam schodki, które jak się okazuje prowadza
czasem do domów, zatem sporo tego chodzenia się zrobiło (stopnie są
krótkie i śliskie)
Dubrownik widziany z dołu wygląda jak inne
chorwackie miasta Split, Sibenik, Zadar czy Trogir – poza wielkością nie
różni się wiele od nich
Jedynie spojrzenie na niego z góry z murów daje dopiero obraz miasta.
Nam najbardziej podobał się „z lotu ptaka” gdy wyjeżdżaliśmy pod górę z miasta – im wyżej tym ciekawiej.
Teraz nie pozostaje nic innego jak znaleźć
nocleg. Jedziemy do Milini, gdzie miał być mały camping – jest, ale full
i do tego głośny jak nie wiem co. Właściciel łapie się za głowę gdyż
akurat Francuzi postanowili się właśnie na nim poustawiać i każdy ma
jakiś problem, temu tv nie łapie, temu towarzystwo nie odpowiada, temu
parcela - czy o to chodzi? No nic zostawiamy go z tym problemem
(za noc chciał 100 kun) i jedziemy szukać czegoś dla nas. Wcześniej w
miejscowości Srebreno widzieliśmy mały przydomowy camp. ( jadąc od
Dubrownika na światłach w prawo i 50 lewo jest camp mimo, że znaki
sugerują już wcześniej skręt) Też już prawie pełen, ale nas przygarnia
(w sumie taki na max 12 camperów). Przyznam szczerze, że pozytywnie mnie
zaskoczył – no może poza zasłonkami pod prysznicem, które w czasie
wiatru żyły swoim życiem
– jest kilka stanowisk do mycia naczyń, prania, ba je nawet pralka i
suszarka oraz deska do prasowania co jak na camp z ledwie jedną gwiazdką
jest dużym plusem. Do morza niestety jakieś 200m drogą za co minus, ale
po drodze jest Mercador za co plus. Jeżeli ktoś chciałby skorzystać z
internetu to trzeba zapytać panią w recepcji.
Powoli opuszczamy Chorwację, jeszcze tylko
ostatnie zakupy w Cibaca (jest tu kilka sklepów) i za chwilę już
wspinamy się na przejście graniczne za Gibavac. Choć gps uparcie
twierdzi, że dojedziemy jedynie do granicy, że dalej nic nie ma żadnych
dróg my jednak jesteśmy nieugięci. (nawet patrząc teraz na google maps
nie ma tam drogi po stronie bośniackiej, ale jest asfalcik ) Jeszcze ostatni rzut oka na morze i....