BAŁKAŃSKIE KOPYTKA - CHORWACJA - dzień 11

ZIVOGOSCE – NEUM – DUBROWNIK - SREBRENO 

 
TRASA 145 km - MAPA

Camping Dole - teren dość spory – pewnie dlatego podczas ostatniej podróży po Chorwacji go minęliśmy. Parcele pod drzewami na kilku poziomach – te przy morzu znacznie droższe, ale plaża całkiem fajna, jest sklepik. Sanitariatów sporo, ale przydało by się im odświeżenie (w tle na zdjęciu) Obsługa miła – cena za zestaw po sezonie 90 kun. Za towarzyszy mieliśmy Austriaków w Svenie, ale rano minęło nas zdala kilka wyjeżdżających camperów na polskich rejestracjach – nikt nie zamachał





Po porannym ogarnięciu się jedziemy przez Bośnie do Dubrownika. Tym razem mijamy już tylko z góry piękne jeziora i dolinę Neretwy gdzie można zaopatrzyć się w świeże owoce wprost z drogi.












Znów docieramy do wybrzeża – przed nami Bośnia. Celnicy jedynie rzucają okiem do paszportów i mówią jechać no to jedziemy. Neum i okolice to jedyne miejsce gdzie Bośnia ma dostęp do morza. Wszystko wygląda normalnie choć trochę mniej bogato niż w otaczającej ją Chorwacji.







Mijamy przejście graniczne z Chorwacją i już szczęśliwi jedziemy dalej. Nasza radość jednak nie trwała długo ponieważ ze względu na remont drogi koło przejścia granicznego jest ono teraz przesunięte ze dwa kilometry zatem mimo, że już dawno minęliśmy napisy „Chorwacja” dopiero teraz czeka nas kontrola graniczna. Formalności trwają trochę dłużej – rzucają też okiem do środka samochodu i możemy jechać ku ciepłu na południe.  
 






Jeszcze kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż morza z widokami na wyspy i docieramy do Dubrownika. No i zaczyna się. Wrzesień, środek tygodnia o zaparkowaniu samochodu praktycznie można zapomnieć miejsc minus zero. Wjeżdżamy w okolice murów tam gdzie rok temu jechaliśmy T4 i mamy upatrzony parking – niestety miejsca brak. 





No nic w takim razie zawracamy i jako, że przed naszymi oczami ukazuje się teraz znak „zakaz camperom” wrrrr :gwm musimy odbić w górę. Zjeżdżając w dół był jedynie znak, że na camping to tędy – czyli w prawo, ale nie było znaku, że w lewo camperom nie wolno więc sobie zwiedziliśmy pod murami Dubrownik.  







Jednak po okrążeniu ich i wróceniu w to samo miejsce, ale z innego kierunku znak jest zatem pod tą górkę. Żeby było ciekawiej żadnego zakazu dla autobusów tam nie ma, więc to nie za względu na fakt, że samochód się nie zmieści – prozaiczny powód autobus wysadzi 50 chętnych do zwiedzania murów razy 70 kun, camper no góra 6 a zajmie podobną ilość miejsca – więc rachunek jest prosty – jak ja nie lubię takiej komercji. ...:gwm Ponieważ już prawie wyjechaliśmy z miasta zawracamy i wzdłuż wybrzeża ciągniemy się jednokierunkową za autobusami, bo im wolno… na mapie znajduję stadion – z zaznaczonym parkingiem zatem kierujemy się w tamte okolice – jakieś 20 minut na piechty od murów. Jako, że osiołek poniżeJ 5m udaje nam się zaparkować na ulicy gdzieś przy domkach – akurat przejeżdża patrol policji – nic nie mówią zatem zostajemy.
Wyposażeni w picie, bo mimo że już koniec września się zbliża słoneczko przygrzewa, staczamy się z górki pod mury. Im bliżej tym ludzi więcej... 





Przechodzimy przez bramę – spoglądam w górę i chyba to jednak nie dla mnie (lęk wysokości i przestrzeni) zatem rozdzielamy się – a co jak chce to niech się męczy w tych upałach góra dół, a ja sobie cieniem cieniem po dole pochodzę. Na południowej stronie miasta w okolicy murów w miejscach chyba niezbyt często odwiedzanych znajduje się płot z napisem a za nim pamiątka niedawnej historii.... :( zburzony budynek







Z tym po dole to też tak nie do końca było bo chyba ja miałam więcej góra- dół. Jako, że lubię się wcisnąć w każdą możliwą dziurę co chwila mam schodki, które jak się okazuje prowadza czasem do domów, zatem sporo tego chodzenia się zrobiło (stopnie są krótkie i śliskie)  









Dubrownik widziany z dołu wygląda jak inne chorwackie miasta Split, Sibenik, Zadar czy Trogir – poza wielkością nie różni się wiele od nich  
















 


Jedynie spojrzenie na niego z góry z murów daje dopiero obraz miasta. 
















Nam najbardziej podobał się „z lotu ptaka” gdy wyjeżdżaliśmy pod górę z miasta – im wyżej tym ciekawiej.





















Teraz nie pozostaje nic innego jak znaleźć nocleg. Jedziemy do Milini, gdzie miał być mały camping – jest, ale full i do tego głośny jak nie wiem co. Właściciel łapie się za głowę gdyż akurat Francuzi postanowili się właśnie na nim poustawiać i każdy ma jakiś problem, temu tv nie łapie, temu towarzystwo nie odpowiada, temu parcela - czy o to chodzi? No nic zostawiamy go z tym problemem ;) (za noc chciał 100 kun) i jedziemy szukać czegoś dla nas. Wcześniej w miejscowości Srebreno widzieliśmy mały przydomowy camp. ( jadąc od Dubrownika na światłach w prawo i 50 lewo jest camp mimo, że znaki sugerują już wcześniej skręt) Też już prawie pełen, ale nas przygarnia (w sumie taki na max 12 camperów). Przyznam szczerze, że pozytywnie mnie zaskoczył – no może poza zasłonkami pod prysznicem, które w czasie wiatru żyły swoim życiem :) – jest kilka stanowisk do mycia naczyń, prania, ba je nawet pralka i suszarka oraz deska do prasowania co jak na camp z ledwie jedną gwiazdką jest dużym plusem. Do morza niestety jakieś 200m drogą za co minus, ale po drodze jest Mercador za co plus. Jeżeli ktoś chciałby skorzystać z internetu to trzeba zapytać panią w recepcji.  







Powoli opuszczamy Chorwację, jeszcze tylko ostatnie zakupy w Cibaca (jest tu kilka sklepów) i za chwilę już wspinamy się na przejście graniczne za Gibavac. Choć gps uparcie twierdzi, że dojedziemy jedynie do granicy, że dalej nic nie ma żadnych dróg my jednak jesteśmy nieugięci. (nawet patrząc teraz na google maps nie ma tam drogi po stronie bośniackiej, ale jest asfalcik :) ) Jeszcze ostatni rzut oka na morze i....