LAGO - PAESTRUM - AGROPOLI - CASTELLMARRE - PALINURO - SAPRI - PRAIA A MARE
TRASA 195 km MAPA
TRASA 195 km MAPA
Rano było niezbyt ciekawie,
ponieważ obudziła nas rozmowa “Kali kochać pana” po angielsku…. Wydawało nam
się, że nasi sąsiedzi są Francuzami, czyżby przez noc coś się zmieniło??
Rozmowa wydawała się mieć coraz głośniejszy ton tym bardziej, że rozmówcy
wyraźnie nie bardzo wiedzieli o czym mówią. Ze strzępków rozmowy włosko-francusko/angielskiej
zorientowaliśmy się jedynie,
że chyba nie powinniśmy tutaj stać. Rzut okiem co się dzieje za oknem. Wymachujący jakimś kajecikiem pan wyraźnie coś chciał od Francuzów. Rozmowa nabierała tempa, postanowiliśmy niekoniecznie brać w niej udział, gdyż po Włosku to ja kończę na bondziorno, francuski hmmm 18 lat minęło jak jeden dzień :) a oni po angielsku ani me ani be. W międzyczasie podjechała jakaś służba – wyglądało to na straż leśną. Panowie na szczęście mówili w końcu w bardziej zrozumiałym dla nas języku, lecz rozmowa dobiegała jedynie z zewnątrz samochodu, więc wszystkiego nie słyszeliśmy. Domyślamy się jedynie, że ta służba była tu wczoraj wieczorem i pozwoliła zostać na noc – tak przynajmniej wyglądało z migowej rozmowy i strzępków słów. W końcu pan z kajecikiem skapitulował, a my nie czekając na dalszy rozwój wypadków udaliśmy się w naszą drogę.
Kilkanaście kilometrów na południe
położone jest Paestrum. Droga, którą próbujemy tam dotrzeć sprawia, że czas ten
niemiłosiernie się dłuży. Do głównej nie ma sensu już wracać, zatem jedziemy
dalej wzdłuż nabrzeża. Gps tradycyjnie swoje – więc kluczymy po wioskach –
ludzie trochę dziwie się na nas patrzą – tędy?? Drogi jakby dojazdowe jedynie
do domów – przejedziemy jakoś.
Paestrum to miasto założone ok
600 r.p.n.e. Otaczające je mury ciągną się ok 5km, są lepiej lub mniej
widoczne. Strefa archeologiczne, kilka świątyń (Neptuna, Cerery), bazylika,
amfiteatr, muzeum – wszystko pięknie, tyle że wszystkie parkingi w okolicy są
pozamykane. Objeżdżamy strefę archeologiczną – gdyby nie zakazy wjazdu
spokojnie można byłoby obejrzeć z okien samochodu. Poszukiwania możliwości
zostawienia auta spełzły na niczym – przystajemy gdzieś na trochę i rzucamy
jedynie z grubsza okiem na kamienie- jakoś tak wolę je w innej zdecydowanie
postaci :)
Z jednej strony wrzesień to
wspaniały czas na zwiedzanie, woda ciepła, powietrze zdecydowanie o
temperaturach nadających się do w miarę normalnego funkcjonowania, jednak
niektóre atrakcje turystyczne, też już są wyraźnie „poza sezonem” choćby
parking pod Monte Cassino czy tu. Po kamieniach płakać nie będę, ale gdyby mi
zamknęli piękną drogę po górach uj….
Agropoli oznaczone jest na mapie
jako ciekawe miejsce. To spróbujemy je zobaczyć. Akurat tego dnia odbywa się
targ/odpust – nie wiemy dokładnie co, dopiero się rozkładają, ale cała droga
wzdłuż nabrzeża ma dziś zakaz zatrzymywania się. Jak pech to pech – jedziemy
zatem powoli, przystając na chwilę od czasu do czasu. Plaża, z prawej strony
zabudowania na wzgórzu (dziś zakaz wjazdu), z lewej podobnie.
Teraz mamy dwie możliwości –
jechać lądem zwykłą drogą czy wzdłuż nabrzeża malowniczą – przecież się zastanawiać
nie będziemy, tym bardziej, że długość kilometrowo wygląda podobnie. Droga nie
wygląda na krętą i ma zaznaczonych kilka ciekawych miejsc (Torre).W Castellabate jest AdS (40.18014, 14.56945 1E/h
10E/doba) W Ascea, Via Leucosia jest parking przy barze (plaża plus prysznic
40.09297, 15.09238)
Jedziemy podziwiamy z góry
okolicę, gdzieś w dole zostają plaże, chcielibyśmy do nich dojechać, ale nie za
bardzo mamy jak. Spokojnie jeszcze sporo wybrzeża przed nami, coś znajdziemy.
Droga nie za szeroka, ale i mało uczęszczana więc nie narzekamy. Za
Castellmarre pojawia się znak zakazu wjazdu dla ciężarówek za ileś kilometrów –
bo to pierwszy taki znak…. my nie ciężarowe, więc jechać nam wolno.
W świetnych humorach kopytkujemy
przed siebie. Po jakiś 20 minutach pojawiają się znaki „strada deformada” – bo to
pierwsza taka droga. Zwiększamy jedynie czujność biorąc poprawkę na jakość
drogi. Za zakrętem stop – czerwone światło. No to czekamy, aż przejadą z
przeciwka. Czekamy i czekamy nic nie jedzie – no tak Włochy już nas nic nie
zdziwi…. Pod światłem jest tabliczka 9 minut – czyli mamy czas na małe co nieco
– to jeszcze potrwa.
W końcu pojawiają się samochody z przeciwka, potem światło
zmienia się na zielone – jedziemy. 20km/h no tak deformada – prosta to ona
faktycznie nie jest, trochę nami kołysze a te 20 na godzinę to z lekką nadwyżką
pewnie dali – jest wąsko, ale nie jest źle. Śmiejemy się, że kto by to tak
krótki odcinek 9 minut jechał…. Śmiejemy się, ale do czasu… za zakrętem
pojawiają się samochody czekające na wjazd z drugiej strony, wyprzedza nas
motocykl, musimy jeszcze zwolnić i wtedy widzimy to…..
FILM - STRADA DEFORMADA
p.s. gdyby nie bziu, bziu które towarzyszy nam całą noc – w odległości 50m biegną tory kolejowe – chyba trzeba będzie się przyzwyczaić, gdyż całe południowe Włochy w 90% opasane są torami kolejowymi wzdłuż nabrzeża :(
Może na filmie tak tego nie
widać, ale jak zobaczyliśmy tą pogiętą, pod górkę drogę przed nami to mieliśmy
spore obawy co dalej będzie. Zawrócić nie za bardzo było gdzie, bo droga dość
wąska, pokrzywiona i sznurek aut za nami. Nie mieliśmy wyboru trzeba było spróbować
po raz kolejny. Tym razem przygotowaliśmy się lepiej, trochę się cofnęliśmy –
przy okazji cały sznureczek za nami również, bierzemy rozpęd, osiołek trochę
marudzi, ale… daje radę. No normalnie czuliśmy się jakbyśmy co najmniej Mount
Everest zdobyli….już się zastanawialiśmy co robić dalej – to jedyna droga w
okolicy, obawiam się, że innymi bocznymi ścieżkami, które były niesamowicie
pokręcone przejechać, by się nie dało, trzeba by było jakoś zawrócić i
niemiłosiernie nadłożyć drogi. Nie mieliśmy wyjścia trzeba było brnąć dalej :)
(gdyby nie ten odcinek to droga jest do przejechania bez zbytnich efektów)
Palinuro przywitało nas plażami, szczelnie obstawionym poboczem – nawet nie próbowaliśmy się zatrzymywać na plażowanie, choć wybrzeże wyglądało ciekawie. Do Sapri najbliższa droga prowadzi przez Marina di Camerota. Jedziemy. Na mapie co prawda kilka tuneli, ale w rzeczywistości droga płaska więc nie ma się co obawiać (chyba). Plaże, te najciekawsze dla nas, są właśnie za tymi tunelami. O zaparkowaniu można zapomnieć – to jak tu w lecie wygląda? aż strach pomyśleć.
Przed nami teraz odcinek drogi
trochę odchodzący od wybrzeża. Docieramy do jakiejś wioski i jesteśmy zmuszeni
do odwrotu, po prostu dalej fizycznie camper nie przejedzie. Mamy skrzyżowane
typu T w prawo do wody szczelnie zastawione nie da się, a w lewo droga idzie
pod takim kątem, że zrezygnowaliśmy. Trudno trochę się wrócimy (prawie do
Palinuro) z nadzieją, że droga na północ będzie dla nas łaskawsza.
I była szeroka, fajna kilka zakrętów,
biegnąca doliną, potem jeszcze tylko wdrapanie się na główną i już jest dobrze.
Czy to już koniec naszych dzisiejszym przygód?? Toż to nie 13 dzisiaj mamy :)
Przez Sapri przebijamy się jakąś boczną uliczką, bo tak wytyczyli objazd, a główna droga jest pusta i zupełnie nic na niej się nie dzieje. Te miejscowości tej okolicy, poza jedną główną droga raczej nie nadają się dla camperów (w sensie przejazdu bez przygód i/lub wrażeń ).
Poniżej Sapri, plaże już nie są takie ładne, ale za to dostęp do nich trochę lepszy (mniejsze tłumy). Tutaj też po raz pierwszy dzisiaj widzimy campery- plaża z prysznicem (40.04151, 15.37980), w końcu można trochę się popluskać. Niestety jest zakaz postoju camperów więc na noc tu nie możemy zostać, ale co skorzystamy to nasze.
Teraz wznosimy się wyżej – droga biegnie
zboczem wzgórza (widoki cudne)– dostępu do plaż nie ma, miejscowości też
niewielkie, a o jakimś noclegu wypadało by pomyśleć. Kulamy się i kulamy
podziwiając morze w blasku zniżającego się ku zachodowi słońca.
W końcu w Praia
de Mare dostrzegam z góry (jakieś 200m) stojące na parkingu campery. Jako, że
ta miejscowość wcześniej odpadała na nocleg – mocno turystyczna, nie wjechaliśmy
do miasta na jego początku – teraz szukamy możliwości zjazdu. Coś jest, ale z
zakazem dla autobusów czyli będzie ostro i kręto. I rzeczywiście tak było.
Chwilami składaliśmy się na kilka razy. Zjechaliśmy gdzieś na wysokości wyspy
Isola di Dino.
Parkingi blisko plaży full, a żeby dostać się gdzieś dalej
trzeba przejechać pod wiaduktem…. 2,5m – nie da rady. Jedziemy wzdłuż torów z
nadzieją, że gdzieś będzie wyżej. W końcu udaje się przejechać. Jeszcze rzut
okiem gdzie są campery – mijamy wielki camping (wjazd od południa) i po
kilkuset metrach parkujemy na parkingu. Opłata 2E/h, ale żywego ducha.
Podchodzimy do camperów pytamy co i jak – mówią, że stoją już kilka dni i nikt
się nie pojawia. Mówią to mało powiedziane – nasza znajomość włoskiego jest
nikła, a Włochów jakiegokolwiek innego języka również – dogadujemy się więc na
migi. Miejsce jest fajne, gdyż nie stoimy na asfalcie, a na ażurowych płytach.
Za drogą 50 metrów i morze. Możemy w końcu odpocząć, po dniu pełnym wrażeń….
p.s. gdyby nie bziu, bziu które towarzyszy nam całą noc – w odległości 50m biegną tory kolejowe – chyba trzeba będzie się przyzwyczaić, gdyż całe południowe Włochy w 90% opasane są torami kolejowymi wzdłuż nabrzeża :(