TERRANOVA - SANTA AGATA - CEFALU - BAGHERIA - ASPRA - PALERMO - MONREALE - MONTE PELLEGRINO - BALESTRODE - ALCAMO MARINA
TRASA 250 km - MAPA
Wyspaliśmy się jak nigdy dotąd.
Pewnie ludzie rano do pracy jechali, nam to zupełnie nie przeszkadzało. Dokąd
dziś dojedziemy zobaczymy. Opcje są dwie – jak będzie ciekawie (miejscówkowo)
to zatrzymamy się przed Palermo, jak nie to za nim. Duże miasto, w dodatku
portowe, to raczej kiepskie miejsce na nocleg.
Z Terranova ruszamy do Santa
Agata. Już na wstępie nasze marzenia weryfikuje linia kolejowa:( My jesteśmy na
górze, miasto gdzieś tam w dole, a przejazd kolejowy nie dla nas. Co z tego, że
na dole droga plaża – jak nie mamy się tam jak dostać. Nawet gdybyśmy bardzo
pragnęli nie znaleźliśmy miejsca, gdzie można by auto zostawić i się
przespacerować. Zresztą duży odcinek teraz przed nami taki: wybrzeże/plaża,
tory, ewentualnie niski tunel pod nimi i droga, którą jedziemy. Kto wpadł na
taki pomysł gwm:/
Czasami przejazd przez tory był
trochę na podpuchę. Ładnie górą, więc jedziemy do plaży. Wzdłuż jednokierunkowej
drogi stoją samochody, jedziemy i jedziemy – nie ma gdzie się wcisnąć. Gdzieś
po około 500m zauważamy znak – ograniczenie wysokości do 2,3m. To żart prawda??
Tu nawet nie ma gdzie fizycznie zawrócić. Cóż czeka nas wsteczny. Po chwili coś
na nas trąbi – to jadące za nami samochody. Pokazują nam że ulica senso unico.
My im też pokazujemy, że dalej za nisko . Cofają się więc i one. Wtulają w
bramy. Sytuacja powtarza się...
Wiedzeni informacjami na
forum/przewodnikami postanawiamy zwiedzić Cefalu. Niewielkie miasteczko, które
przycupnęło u stóp potężnej skały. Najpierw próbujemy dotrzeć do niego od
wschodu. Kiepski pomysł, zaplątaliśmy się w ślepą uliczkę prowadzącą do
nabrzeża portowego. Dobrze, że był zakręt i jakaś brama to po wielu
kombinacjach udało nam się zawrócić, choć w pewnym momencie mieliśmy już opcję
powrotu na wstecznym.
Gdy już prawie zrezygnowaliśmy i wjechaliśmy na główną
drogę okazało się, że miasteczko dużo łatwiej jest szturmować od zachodu.
Dlaczego szturmować – ano by dotrzeć w miarę do centrum trzeba było swoje
wywalczyć w korkach. Gdy już, już prawie witaliśmy się z centrum zobaczyliśmy
zakaz wjazdu, a pan policjant jednoznacznie dał na do zrozumienia, że dalej nie
wjedziemy.
No nic to poszukamy miejsca wzdłuż drogi przy plaży (główne ulice są
tu jednokierunkowe). Ulica jest, plaża też, ale wolne miejsce?? – chyba żartujecie.
Trafiliśmy – jest!. Taki niewielki skrawek na początku zatoczki.
Zastawiliśmy inne auta, więc tylko na moment rzucamy okiem po okolicy i
zaraz odjeżdżamy.
Hola, hola nie tak szybko. Jakieś
100m dalej macha nam coś przed nosem lizakiem Chyba stop mamy. Uchylamy szybę,
pan bondziorno to my też, w końcu kulturni jesteśmy. Ale pan nawija dalej….
Yyyy nieśmiało pytam: do you speak English? Pan zrobił wielkie oczy cofnął się
tak by zobaczyć rejestrację. Na twarzy widać wyraźną konsternację. Kiwa ręką na
kolegę czy on parla inglese?? Ten przecząco kiwa głową. No to jesteśmy w
kropce. My umiemy bondziorno, on tyle samo w innych językach. Coś tam kombinuje
o jakimś patente di
guida – no patentu co prawda nie mam, ale za przewodnika robię. Dopiero jak
przypomina sobie auto papieren, aaaa no to już wiemy o co kamam, pewnie jeszcze
chciałby prawo jazdy w komplecie – kiwa głową, że tak. Podchodzi do przedniej
szyby, odczytuje naklejkę rejestracyjną, porównuje. Sprawdza prawo jazdy – to międzynarodowe na wypadek, gdyby mu coś nie grało :). Ispezione di routine kiwa
głową oddając dokumenty. Uśmiecha się i kiwa ręką by jechać dalej. Drugi stoi z
wycelowaną bronią w naszą stronę, no to jak jechać czy nie. Pierwszy kiwa mu
ręką, ufff już nie celuje, to na wszelki wypadek szybko znikamy im z oczu.
Najpierw nas zestresowali, a
teraz dodatkowo nawigacja przeciągnęła nas takimi drogami po kolejnym
miasteczku, że ludzi się za głowę łapali widząc nas na początku sjesty. Drogi
może i ok, ale ruch był taki, że zastanawialiśmy się czy gdzieś nie przycupnąć
aż się uspokoi – tak tylko gdzie, jak auta już szczelnie zastawiły co się dało.
Wyjścia nie było trzeba było brnąć przed siebie. Nie powiem, żeby centrum
brzydkie było, ale może niekoniecznie w takich okolicznościach.
Gdzieś przed Bagheria
zatrzymujemy się na poboczu na zdjęcia. Cykamy. Przed nami zatrzymał się Włoch
piaggio z cytrynami. Dosłownie rzuciliśmy tylko na nie okiem. Nie minęła
minuta, ktoś puka w szybę – pan przyniósł nam cytryn ile mu się w koszulkę
zmieściło. Szok, to dla nas?? Si si, kiwa głową. Nie będziemy tacy, czymś się
odwdzięczymy i my :). Nawiasem mówiąc cytryny przez podróż zrobiły się lekko
żółtawe z totalnie zielonych. Dwa miesiące później zjedliśmy ostatnią – nic,
totalnie nic im nie było…. Spróbujcie sklepową tyle czasu w domu przetrzymać.
Dalej droga znów wybrzeże/plaża,
tory, droga ehhh choć se z góry na morze popatrzymy. Od czasu do czasu drogę
umilają nam torre koło, których jest na tyle szeroko, że można się zatrzymać.
Jesteśmy coraz bliżej Palermo to i ruch się zwiększa. Wybrzeże jest ładne postrzępione,
ale bardziej nadaje się do przejechania niż typowego plażowania (no chyba, że
komuś uda się znaleźć przejazd przez tory).
Przed nami Capo Zafferano i
wiodąca wzdłuż nabrzeża malownicza droga. Teraz pozostaje nam tylko odpocząć.
Dogodne miejsce znajdujemy w Aspra (38.105841,13.499799). Parkujemy wzdłuż
drogi i wskakujemy do wody. Plaża może nie jest jakaś wielka, ale za to z jakim
widokiem. Nie dość, że maleńkie spokojne miasteczko to mamy jeszcze przed
sobą cała zatokę Palermo no normalnie nie ruszamy się stąd :) aż wierzyć się
nie chce, że jesteśmy ledwie 10km od centrum Palermo.
Główne miasto i port Sycylii
położone jest pomiędzy Capo Zafferano od wschodu i Monte Pellegrino od zachodu.
Witają nas niezbyt ciekawie wyglądające, zatłoczone dzielnice dlatego tym
szybciej zmierzamy w kierunku centrum. Założenie z góry było jasne przejechać
przez miasto i zobaczyć co się da – miejsca parkingowego przecież i tak nie
znajdziemy, nie wspominając już o bezpiecznym zostawieniu gdzieś samochodu na
dłużej. Będąc tam odniosłam wrażenie, że miasto ma podobną reputację jak
Neapol, więc jakby co ryzykować nie będziemy. Wiem, że niektórzy parkowali i
jak wrócili auta były całe na swoim miejscu.
Historia miasta jest ciekawa, najpierw było bizantyjskie, potem przeszło w ręce arabskie i normańskie, królował gotyk i secesja. Każdy z tych okresów pozostawił tu swoje ślady. Mamy mapę miasta, ustawiamy na główną Corso Victorio Emanuele przy, której położonych jest najwięcej zabytków. Jest to jednokierunkowa ulica, akurat w odwrotną stronę niż nam pasuje, dlatego też przebijamy się przez miasto, próbując to robić zgodnie z planem miasta zaznaczonym w przewodniku Michelin.
Jak się gdzieś zmieścimy to
trafimy, jak nie poszukamy objazdu. Teoretycznie trwa siesta, więc powinno być
łatwiej. Ruch jest taki, że spokojnie można robić zdjęcia podjeżdżając
kilkanaście metrów w międzyczasie. W wiele bocznych uliczek nie ma szans się wcisnąć
– to raczej deptaki, no może osobówka mała by się zmieściła. Niektóre wyglądają
tak, że samotnie bym się tam nie zapuściła :(
W końcu docieramy do Corso Emanuele i jedziemy nim w kierunku morza. Przejeżdżamy przez bramę, park, mijamy katedrę i inne ciekawie wyglądające budynki. Jak już zrobiliśmy rundkę po mieście tym historycznym zachciało nam się zobaczyć coś innego, a żeby tam się dostać trzeba było przecisnąć się przez nowe dzielnice.
Niestety w międzyczasie siesta się skończyła. Ruch z każdą minutą gęstniał, a my jechaliśmy na zachód. Na ulice wyjechały skutery (w sumie dawno ich nie było) Teraz nie dość, że na setki aut to i na dziesiątki skuterków trzeba było zwracać uwagę – styl jazdy podobny do neapolitańskiego – nawet policja musi wymuszać pierwszeństwo, żeby gdziekolwiek wjechać.
Udało nam się trochę uciec od
zgiełku Palermo. Na południowym zachodzie kilkanaście kilometrów od miasta na
wzgórzu leży Monreale. Już sam tam dojazd jest ciekawy – jak na wyciągnięcie
ręki mamy panoramę miasta i Conca D’Oro czyli żyznej równiny ciągnącej się od
Palermo.
Monreale powstało w XI wieku wokół
opactwa benedyktyńskiego. Z klasztorem sąsiaduje katedra, kaplica, tarasy,
krużganki. Kosciół zdobią mozaiki od stworzenie świata po czasy Apostołów.
Stanowi on połączenie stylu arabskiego i normańskiego. Spoczywa tu Wilhelm I,
II i serce Ludwika Świętego.
Wszystko pięknie, ale żeby
podjechać pod kościół trzeba przecisnąć się wąską uliczką z nisko wiszącymi
balkonami. Generalnie do miasta jest zakaz wjazdu camperów, tylko nie bardzo
wiem, gdzie można by się wcześniej zatrzymać. Chyba gdzieś pod miastem. Myśmy
grzecznie objechali plac i zjechaliśmy w dół do rozwidlenia (drogi są
jednokierunkowe). I zrobiliśmy sobie spacerek. Dla osobówek są parkingi – dla
nas nie widzieliśmy.
Ponieważ bacznie obserwuję mapę
dostrzegam na północ od Neapolu Monte Pellegrino (606m). Tuż nad morzem taka
wysokość może być ciekawie. Akurat jesteśmy tak, że najprościej będzie przeciąć
trochę ekspresówką (obwodnica Palermo) i potem dotrzeć do morza. Ruch idzie jak
szalony, z prawej z lewej, nawet nie wiadomo, w którą stronę patrzeć. Osiołek
trochę mocy ma, a każdy standardowo widząc dostawczaka zakłada, że będzie
ruuuuuszał spod świateł. W pewnym momencie zobaczyliśmy przerażone oczy Włocha,
który stojąc obok nas z prawej strony, chciał szybko zmienić pas i nie
zauważył, że osiołek już dawno ruszył. Pisk opon i niedowierzający wzrok –
przecież to ja miałem być pierwszy. Zauważyliśmy też, że ilość stukniętych
samochodów jest tu zdecydowanie większa nawet niż na południu Włoch, więc
pilnować się trzeba. Yyyy stukniętych w sensie poobcieranych, uszkodzonych,
żeby nie było. :)
Kilka dróg prowadzących w
kierunku wzgórza ma ograniczenia przejazdu większych samochodów, ale w końcu
trafiamy na ta właściwą i zaczynamy wspinaczkę. W dole wyłania się znów miasto,
zbocza kuszą roślinnością. Szukając informacji na temat znajdującego się na
górze Sanktuarium znalazłam taki opis – to chyba samo mówi za siebie :)
„Mnóstwo zakrętów typu "agrafka" podnoszących poziom adrenaliny. Piękny
widok na port, miasto, zatokę. Wreszcie miejsce kultu św. Rozalii ,patronki
Palermo, której posąg i relikwie uczestniczą w procesji bodaj 4 września. Wóz służący
do ich przewiezienia jest eksponowany przed Katedrą. Dojazd własnym samochodem
dla doświadczonych kierowców o silnych nerwach.”. Jeśli ktoś nie chce
wjeżdżać zawsze tą trasę może pokonać pieszo ścieżkami.
Pod samym szczytem ustawiamy się
z innymi samochodami na poboczu (38.16800, 13.34993) – tak by zjeżdżające z
góry autobusy mogły nas minąć (sporo ich jeździ więc uważać trzeba – wąsko).
Parkowaniem kieruje pan, który przy odjeździe wystawia rękę „co łaska”. Pod
Sanktuarium jest pełno kramarzy. Na prawo od drogi odchodzi ścieżka na szczyt
wzgórza, a tuż za nią zaczynają się schody do kościoła. Wchodzimy i gdy
przekraczamy próg przychodzi zdziwienie – tak naprawdę wchodzimy do groty, w
której żyła Święta.
Z góry oczywiście trzeba zjechać – oczywiście nie tą samą drogą – przecież nie będziemy się wracać do Palermo. Przejeżdżamy przez przełęcz – zjeżdżamy w dół i…. niespodzianka. Obsunęła się droga – musimy zawrócić.
Znowu mijamy obwodnicę miasta, dalej lotnisko. Robi się wieczorowa pora, a my nie mamy gdzie spać. Jedziemy, mijamy kolejne wioski – nie za bardzo gdzie stanąć by nie nocować w samym centrum/porcie. W wioskach łatwo się pogubić w tych jednokierunkowych uliczkach, czasami są zastawione samochodami, czasami z niskimi balkonami, ale główne drogi są ok.
Ufff minęliśmy chwilowo duże aglomeracje miejsce – można w końcu trochę odetchnąć prawdziwą Sycylią. W Balestrode (38.05560, 13.01727) trafiamy na plażę – fajna, duża, piaszczysta, ale trochę na wygwizdowie.
Z drugiej strony miejscowości jest kolejna (38.04645 12.99580) – w sezonie pewnie oblegana (kąpielisko) teraz żywego ducha. Lubimy ciche, spokojne miejsca, ale niekoniecznie w zupełnej głuszy. No nic szukamy dalej – przy okazji gps wytycza nam drogę koło ujęcia wody (38.04568 12.99930). Czekamy w kolejce aż miejscowi uzupełnią zbiorniki.
Dalej miało być ścięcie do
głównej drogi i gdy już już prawie przywitaliśmy się z drogą nagle 3 metry
przed nią była barierka i odwrót. Miejscówkę znajdujemy nieopodal (100m) baru w
Alcamo Marina (38.03173, 12.95127) dopiero tu udało nam się bezboleśnie
przejechać przez tory….