GIRO D'ITALIA - WŁOCHY dzień 26

MARSALA – MAZARA DEL VALLO – CAMPOBELLO DI MAZARA - SEGESTA – PORTO PADO - SCIACCA




TRASA 110 km MAPA

Przejeżdżając dalej wybrzeżem natrafiliśmy na parking z dwoma camperami. Szkoda, że wczoraj ich nie znaleźliśmy – mielibyśmy towarzystwo. Parking jest położony nad morzem (37.79519, 12.43212) i ma podstawową zaletę – można na nim zrobić serwis campera (woda czysta/szara). Zostawiamy auto i idziemy obejrzeć miasto. Przy parkingu po drugiej stronie ulicy jest plan miasta.







Marsala, po arabsku Marsa el Allah, czyli port Allaha. Tu znajduję się najbardziej na zachód wysunięta część Sycylii Capo Lilibeo. My jednak udajemy się w centrum.






Dochodzi 9 a na ulicach praktycznie żywego ducha. Przekraczamy bramy i snujemy się jeszcze sennym miastem od kościoła do kościoła.








Centrum nie jest duże, zabytki też nie daleko od siebie, więc spacer po nim jest czystą przyjemnością.














Centrum ok, ale znaleźliśmy się przypadkiem w jakiejś bocznej uliczce no i tu już niezbyt przyjemnie wyglądało, więc szybko trafiliśmy z powrotem na utarty szlak.




Marsala kojarzy się także z winem – z dooobrym winem. Poszukamy go zatem. Wcześniej jednak znajdujemy kranik z wodą przy plaży (37.758349,12.461132) Patrząc na google maps – chyba dość często odwiedzane przez campery.
Trzymaliśmy się najbardziej jak się dało wybrzeża – delikatny kilku metrowy klifik czasami. Prawie pustki, ale i wjechać blisko wody problem, bo są skały i nie za bardzo daje się dowolnie stanąć. Udało się jednak znaleźć miejsce z punktem widokowym na Marsalę.












Mazara del Vallo jest jednym z największych rybackich portów. Mieszka tutaj bardzo dużo ludzi pochodzących z Afryki Północnej. Dzięki temu panuje tu swoisty klimat. Stara część miasta z orientalną atmosferą mieści się w pobliżu portu i trochę przypomina arabskie klimaty. Oczywiście o wolnych miejscach parkingowych – ale to już pewnie dobrze wiecie, zatem parkujemy gdzieś hen hen przy wybrzeżu i w miasto (część camperów stała w porcie dla nas brakło jednak miejsca).






















Wzdłuż wybrzeża przycumowało sporo łódek – mienią się na wodzie wszelkimi kolorami. Wiosek też jest sporo, ale w pewnym momencie widzimy zakaz dalszej jazdy. No nic zawracamy i skręcamy w głąb lądu.














Niemniej jednak warto było. Jak okiem sięgnąć mijamy winnice. Trwają zbiory – piękne te winogrona mają. Przy jednym z takich miejsc zatrzymujemy się na chwilę. Po chwili podchodzi do nas robotnik przynosząc nam kiście dojrzałych, pięknych, żółtych winogron. Nie jedną, nie dwie – ale napełniłam nimi wszystkie miski jakie mieliśmy ze sobą….




Campobello di Mazaro – to raj zakupowy (Lidl, Spar, Eurospin, Coop – na wjeździe od południa). Droga nie zawsze ma odpowiednią szerokość – coś nie wyszło, trzeba było wyciąć :)


Trafiamy do Selinuate. Kiedyś musiało tu być wspaniałe miasto – obecnie pozostało jeszcze trochę zachowanych budowli. Przed wejściem znajduje się darmowy parking (koło ronda) 37.58424, 12.83700. Wstęp (0-25 3 euro, 26-64 6 euro, >65 0 euro). Do wielbicieli kamieni w tej postaci nie należymy zatem jedynie rzucamy okiem z daleka.











W poszukiwaniu plaż trafiamy do Porto Pado. Są dwie główne jednokierunkowe ulice z parkingami wzdłuż i jednym powtarzającym się co rusz niezbyt miłym znakiem „no camper”. Ale nie jest tak źle. Gdzieś w połowie drogi jest knajpka z czerwonym dachem, obok niej spory plac z przyjaznym dla nas właścicielem (37.57785, 12.91128) Co prawda osobiście go nie poznaliśmy, ale od stojących tam camperów dowiedzieliśmy się, że nie ma nic naprzeciwko, wręcz odwrotnie – sam podchodził i zapraszał do siebie na plac. Jako, że słońce porządnie daje nam się we znaki korzystamy z plaży. Ładna baaardzo szeroka, i z bardzo płytką wodą – idealna dla dzieci, ale i nachodzić się trzeba by sobie popływać.  





Na noc planujemy stanąć w Sciacca. Jedziemy jeszcze malowniczymi górami i dolinami pokrytymi gajami oliwnymi. Tuż przed miastem jest dobre miejsce przy plaży z widokiem, jednak widnieje tu znów kolejny zakaz tym razem nocowania.







 



No nic – chyba jednak tak jak planowaliśmy skończymy w porcie. Podjeżdżamy – camperów jak okiem sięgnąć biało. Stajemy wzdłuż murku i podziwiamy zachód słońca.