MADONA DI CAMPAGNA – ASSISI – SPOLETO – TERNI –
MARMORE – PIEDILUCO - RIETI – ANTRODOCO - PASSO DI CAPANNELLE (1283) -
FONTE CERRETO - CAMPO IMPERATORE
TRASA 230 km MAPA
Dzień rozpoczynamy wyjątkowo od śniadania.
W międzyczasie na plac zabaw przyjeżdżają pierwsi goście. Jeszcze tylko ostatnie oporządzenie
campera, a po chwili przed nami bieli się już na wzgórzu nasz aktualny cel czyli Assisi.
Niewielkie miasteczko (po drodze kuszą campingiem za 19 euro) jednak nie o
tej porze. Znajdujemy parking od południowej strony miasta (43.066223,12.617877). Samochód osobowy 1 euro/h camper 2euro/h lub 14 euro/doba. Wjeżdżamy, jeszcze bilecik i
po zaparkowaniu można wjechać ruchomymi schodami (czujnik ruchu) na górę.
Do miasta wchodzimy przez Punta
Nova – zaraz za murami rozpościera się panorama ze wzgórza Subiaso. Idąc dalej
natrafiamy na Santa Chiara z tarasem widokowym przed wejściem.
Nasze ścieżki prowadzą pod górę do San Rufino (XII w. Katedra) z zewnątrz jak i w środku można zauważyć raczej prostotę, w końcu w tym miejscu został ochrzczony św. Franciszek.
W bocznym
niepozornym wejściu z prawej strony za kaplicą zauważamy napis Papa Giovanni
Paolo II, gdzie znajduje się „korytarz” Jemu poświęcony – wpisujemy się do
księgi pamiątkowej i dreptamy kolejną uliczką dalej pod górę.
Dlaczego tam – przecież Bazylika
św. Franciszka jest niżej – a nuż dlatego, że na mapce wypatrzyłam fortecę
Rocca Maggiore oraz dwa punkty widokowe. Słońce jeszcze nie w zenicie zatem
uliczką, schodami w lewo i znów uliczką docieramy na wzgórze – żeby słonko nie
świeciło to nie powiem :) ale warto było. Jest stąd piękna panorama miasta i
okolicznych wzgórz i pól.
By dotrzeć na dół trzeba trochę się wrócić i ścieżką
przez „niby park” wzdłuż ogrodzenia zejść na dół – gdy ścieżka robi się mało
ciekawa odbijamy w lewo na schody i potem znów w prawo kierując się na drugi
koniec miasta – w tej części zupełnie nie ma turystów dlatego mimo, że z mapką,
idziemy trochę na wyczucie, aż do drugiej bramy wyjazdowej z miasta. Tam już
widać Bazylikę.
Jest to dwupoziomowa świątynia
(1253r) nie wyglądająca z zewnątrz zbyt okazale (prostota św. Franciszka)
natomiast w środku potrafi zadziwić nie jeden kościół (wstęp co łaska).
Przepiękne freski w większości odrestaurowane po trzęsieniu ziemi z 1997r. Z
górnego kościoła kierujemy się poprzez krużganki i muzeum (co łaska) do dolnego
kościoła, który robi jeszcze większe wrażenie, by zakończyć z podziemiach,
gdzie znajduje się grób Świętego.
Teraz nie pozostaje już nic
innego jak spacer Via Santa Francessco, wśród malowniczo ukwieconych domów,
fontann i tarasów na Piazza del Comune, przy którym znajduje się Świątynia
Minerwy, oj nie wyobrażam tu sobie spaceru w letnie upalne popołudnie :) Znowu
koło Santa Chiara i tak zataczając kółko schodzimy po schodkach, tym razem już
nieruchomych, na parking. Tam przy kasie miłe rozczarowanie. Za 1,58h postoju
płacimy 2.10 euro – teoretycznie potraktowali nas jak osobówkę (jesteśmy
krótcy), ale te 10 centów nijak nie pasuje do kwoty :) – kłócić się przecież
nie będziemy. Asyż opuszczamy drogą
wiodącą do Klasztoru Damiano – przeglądam mapę i dopiero po chwili orientuje
się jak szybko samochód nabiera prędkości – ufff wyhamowali.
Nastawiamy się na Spoleto, dokąd
docieramy szybko ekspresówką, wjazd do miasta – kierują, i kierują na parking
dla camperów (na innych był zakaz)…. Eee, aż tak daleko nam się już nie chce
wjeżdżać, bo tu go ani widu ani słychu – odwrót jakąś potwornie wąską i stromą
drogą i jedziemy w kierunku L’Aquili, drogą która już kilka kilometrów za
Spoleto robi się malownicza. Terni mijamy bokiem i jedziemy drogą 79, a
właściwie próbujemy na nią jechać, bo nawigacja uparcie mówi skręć w lewo, a tu
tylko domy i domy. Zawracamy – okazuje się, że jednak miała rację jest „dróżka
3.5t”, ale chyba ją sobie podarujemy.
Na rondzie jest kierunek
„Marmore” – jedziemy – po chwili okazuje się, że tamta droga co ją sobie podarowaliśmy
była lepsza niż ta. Co ciekawe jest znak zakazu wjazdu samochodom szerszym niż
2,15m a ledwie 100m dalej za znakiem jest parking dla camperów i za nim znowu
powtórzony znak – to jak camper ma tu wjechać? No nic wydaje się, że znak
dotyczył tej dalszej drogi, czyli wąskie serpentyny przez wioskę, gdzie za
każdym zakrętem czai się zaparkowany samochód, a z naprzeciwka jedzie kolejny.
W każdym razie udało nam się jakoś ściąć do 79 i dotrzeć do Marmore. Czy przy
tym palącym słońcu mamy jeszcze siłę iść 30 min do wodospadu – nawet nie wiemy
czy ma 5 czy 50m wysokości – chyba nie….
Ale za to mamy siłę na frape w
Piediluco nad samym brzegiem jeziora. Też niby znak 2,15m, coś o zakazie dla
camperów wspominali i dalszym zakazie ruchu do miasteczka (od zachodniej strony
bo z drugiej strony jest camping). Jaka tu błoga cisza panuje, aż miło odpocząć
po gwarnych miasteczkach.
Dalej droga raz się wspina, raz opada, ale jest co oglądać na prawo na lewo - no generalnie 360 stopni. Rieti za głośne, Termi di Cotilla – jakoś zapachem nie przyciąga. Przez Antrodoco, za którym droga wije się serpentynami, aż do granic Abruzji i do przedmieść L’Aquili. Tam skręt na północ w kierunku Pizzoli i…. wspinaczka na Passo di Capannelle (1283) trasą 80 – oooo to to jest to co lubimy, choć ruch tu spory.
Gdyby ktoś zapragnął ciszy i
spokoju (jak my) niech skręci w drogę 17 (na samej przełęczy w prawo) – wjedzie
ledwie co w nią i już będzie w zupełnie innym świecie. Jak okiem sięgnąć zbocza
pokryte trawą z prawej i wzgórza trochę wyższe (powyżej 2000m) po lewej.
Gdyby nie warkot silnika to panuje tu zupełna cisza. Na pastwiskach, krowy, owce, kozy – inny świat. Zostać tu dłużej? Nie, jechać dalej bo właśnie mapa odkryła kolejną tajemnicę. Póki co cicho sza.
Trochę dalej zauważamy psy na
drodze to znak – bezwzględnie zwolnij za zakrętem jest stado – tym razem kóz,
przeganiane właśnie z jednego pastwiska na drugie. No ale przecież taką drogą
to szybko się nie jedzie. Stoimy czekamy, pstrykamy.
Zjeżdżamy do Fonte Cerreto (camping), za wioską mijamy widoczek żywcem wyjęty z reklamy bulika.
Grand Sasso d’Italia – najwyższy masyw Abruzji ze szczytem Corno Grande (2914) czy Campo Imperatore przełęcz (2100 – wjazd kolejką z Forte) no, ale po co skoro można inaczej.
Okolica ma też mniej ciekawą
przeszłość, gdyż tu był przez pewien czas więziony Mussolini, w takiej zupełnej
głuszy – chyba bardziej dziko niż na Transalpinie w Rumunii. Tam jest
zdecydowanie większy ruch tu jedziemy już dobrą godzinę i samochody możemy
policzyć na palcach jednej ręki.
Te około 30km zajmuje nam ponad
dwie godziny – bynajmniej nie stromo – choć kręto (raczej delikatne zakrętasy
niż serpentyny choć i te bywają) po prostu ciężko dalej jechać, gdy nieustannie
wzrok przykuwa to…..
Udaje się nam nawet dojechać do drogi 7 bis, która prowadzi na przełęcz Campo Imperatore. Tu już tempo podróży zdecydowanie zwalnia, mijamy krowy, dzikie konie, owce no i okoliczne łąki i szczyty…..
Wspinamy się – zupełnie inna
rzeczywistość – ten bezmiar przestrzeni z jednej strony przeraża, z drugiej
daje niesamowita wolność (dolina która podjeżdżamy ma na oko kilka kilometrów
szerokości). Słońce przyświeca z ukrycia, chmury kładą cienie na zboczach,
czasami bawią się w „pojawiam się i znikam” z górami – i znowu mamy to co
kochamy.
Pod koniec czeka nas trochę
stromszego podjazdu – serpentyny, mijamy autostradę i jesteśmy na górze – ja
się stąd nie ruszam do rana – towarzyszą nam campery, stary fordzik i bulik –
on wjechał i wy też dacie radę – nie pożałujecie.