CITTADELLA – VICENZA – MONTE BERICO - ARCUGNANO
– BARBARANO – FERRARA – BOLOGNA - PASSO DI RATICOSA – FIRENZOULA - GIOGO DI
SCARPEDIA – SCARPEDIA - BORGO S. LORENZO
TRASA 275 km - MAPA
Dzisiaj czeka nas długi dzień. Na
pierwszy plan idzie teraz Vicenza – miasto najsłynniejszego architekta późnego
renesansu Andrea di Pietro (Palladio), który na prośby bogatej tutejszej
szlachty ozdobił to miasto licznymi pałacami. Ustawiamy cel – parking gdzieś w
centrum, ale jak to różnie bywa, tu zakaz, tam jednokierunkowa, akurat nie w tą
stronę (często się to we Włoszech zdarzało) no i znudziło nam się jeżdżenie w
kółko – stajemy gdziekolwiek, gdzie się zmieścimy.
TRASA 275 km - MAPA
Uliczka – pas wydzielony
jako parking, ścieżka rowerowa i dopiero chodnik – powoli się do tego
przyzwyczajamy. Samochodem kluczyliśmy i
kluczyliśmy – na piechotę 5-10 minut do ścisłego centrum.
Niektóre uliczki
jeszcze jakby czekały na odnowienie, ale jak już dotrzeć do ryneczku – to robi
się ciekawiej. Jest bazylika – dawne miejsce zebrań miejscowej szlachty,
Katedra, kilka kościołów. Krążymy po uliczkach, zaglądamy w zaułki – jak zawsze.
Trochę się pogubiliśmy w drodze powrotnej – jakieś te uliczki takie podobne do
siebie – ale udało się trafić :)
Ciekawym miejscem w najbliższej
okolicy jest wzgórze z Sanktuarium Monte Berico. Trafić też łatwo nie jest,
gdyż jakoś dziwnie jest pooznaczane. Znaków niby wiele, ale ulice gdzie kierują
raczej nie wyglądają zachęcająco do wjazdu na nie. W końcu odważnie wjeżdża
autobus - to my za nim do góry i do góry. Pod szczytem są parkingi wzdłuż
ulicy, ale i pod samym sanktuarium można zaparkować i do tego jeszcze mieć
widok na miasto. To w tym miejscu, według przekazu, w XV wieku gdy w Vicenzie
panowała dżuma, ukazała się Matka Boska prosząc o budowę świątyni. Statua
Madonny umieszczona na ołtarzu głównym okrywa mieszkańców miasta swoim
płaszczem chroniąc ich. Do kościoła przylegają zabudowania klasztorne,
krużganki i kaplice.
Przewodnik zaproponował przejazd
do Arcugnano i Barbarano drogą ciągnącą się po wulkanicznych wzgórzach –
zabrzmiało ciekawie, na mapie też droga malownicza – to jedziemy. Rzeczywiście
droga wije się po wzgórzach, raz w górę, raz z dół – miejscami wąsko – czasami
ciężko się zdecydować, która dróżką chce poprowadzić nawigacja. Małe wioski,
jak i drogi raczej nie dla większych aut. Widoki też czasem się zdarzą, ale generalnie
wzgórza pokryte lasami – żeby jakieś szczególne atrakcje? – no tak, ale
jesteśmy trochę zmanierowani 3 dniowym pobytem w Dolomitach :).
Za Barbarano mamy ciut dość gór –
tak, tak dobrze słyszycie – mamy ich dość, a właściwie tych ścieżek po
wioskach, którymi przeciągnął nas gps – jeszcze gdyby jakieś widoki były to
byśmy mu to jakoś podarowali. Jedziemy na południe – w Montagnana (link) byliśmy w
zeszłym roku, a nie chcemy powtarzać tej samej trasy. Zjeżdżamy zatem w dół –
droga jakby bardziej przyzwoita – jeszcze trochę i będzie autostrada. Póki co
nakręcić się jeszcze trzeba – 15t – no chyba się mieścimy w tonażu, z
naprzeciwka też ciężarówki jadą więc w czym problem? Trochę waniajet wzdłuż
kanałów, ale da się wytrzymać – droga nie za szeroka, ale tragedii nie ma. Po 5
km stajemy jak wryci przed znakiem 1,5t za nim mostek, na który chyba osobówką
bym bała się wjechać nie wspominam już o wysokości kłaniających się drzew – nie
ma wyboru - powrót. No i znów jesteśmy na głównej. Ferrarę mijamy trochę bokiem
w nadziei, że nie dopadną nas jeszcze korki – o naiwni – przebudowa drogi i
zupełnie pozmieniane kierunki (znów) każą nam swoje odstać.
Bologna – nie sposób jej minąć
inaczej jak praktycznie przez centrum. Z rana taka spokojna (link) dopiero teraz
przekonujemy się faktycznie o wielkości tego miasta – szum, gwar, tłok – jakaś
taka nie dla nas tym razem.
Za Bologną znowu malownicza droga
na mapie – tradycyjnie jedziemy. Kręcimy się po niej jak oszalali – na
szczęście ruch wielki nie jest, bo chwilami mogło by być nieciekawie. Poprzez
Pianoro, Monghidoro wjeżdżamy na Passo di Raticosa, gdzie wpadamy do baru dla
motocyklistów – ufff nie wyrzucili nas, ale możemy obserwować jak przestrzegane
są przepisy ruchu drogowego we Włoszech – wszyscy powinni załapać się na mandat
– nikt nie zachował się prawidłowo – jakieś znaki stopu?? czy pas wyłączony z
ruchu, jazda pod prąd – kto by na to zwracał uwagę – ważne by do przodu.
Dalej mamy Firenzuolę – spora
wioska z parkingiem koło boiska – w sam raz na nocleg, ale chcemy trochę podgonić
w końcu naszym celem jest południe. Północ Włoch jest stosunkowo blisko, w
kilku miejscach już byliśmy – a jak znajdziemy coś ciekawego – to zawsze tu
łatwiej wrócić niż 1500km dalej. Zatem zostawiamy sympatycznie wyglądającą
wioskę, mijamy przełęcz Giogo di Scarpedia – opuszczone wioski, żywego ducha – już
prawie znaleźliśmy nocleg – ale pod tym kątem to nawet najlepsze podpory i
najazdy raczej rady nie dadzą. Scarperia z zakazem wjazdu do centrum – jest
parking, ale właśnie odbywa się mecz na boisku – tłumy ludzi – raczej spokojnie
nie pośpimy.
W S. Piero decydujemy się odbić
na Borgo S. Lorenzo i to był strzał w dziesiątkę – po kilku kilometrach, przy
zapadającym zmierzchu znajdujemy parking w niewielkiej wiosce – camper też stoi
– co prawda chyba na stałe, ale miejsce wygląda sympatycznie – jakaś uliczka
kilka domków – w sam dla nas