KRYM NA 16 KOPYT - dzień 18

ODESSA - ZATOKA


TRASA 85 km - MAPA
Wstajemy, ale czekamy do 9 gdyż dopiero o tej porze otwierane są sklepy. Zaopatrzeni jedziemy do Odessy. Witają nas szerokie ulice i pasy ruchu - te pośrodku, którymi w zależności od godziny można jechać albo do centrum, albo od centrum - dobrze, że pomiędzy jest godzina różnicy, bo co by było gdyby komuś zegarek np. 5 minut śpieszył - a tak przez godzinę pas teoretycznie powinien być pusty. Odessa to wielkie miasto, ruch spory a jakoś wjechać trzeba. Ponadto miasto ma „dolną” i „górną” część, którą łączą Schody Potiomkinowski. Na takich ulicach równoczesny przejazd czterema samochodami, tak aby się nie zgubić, łatwy nie jest. Co chwila na nas titają. Jeszcze jak się wjedzie nie w tą ulicę co trzeba, to o zawróceniu można zapomnieć - choć nam udało się zawracać na środku ronda - o czym później się dowiedzieliśmy, dla nas wyglądała to jak parking/zatoka dla autobusów. Małe auta dały radę - większe zostały skutecznie obtitane. Dobrze , że milicji w okolicy nie było. Po mieście jeżdżą tramwaje, ich rozstaw idealnie pasuje do naszego -€“ szkoda tylko, że nie ma tu asfaltu, a jedynie kostka więc znów słyszymy - tup tup tup (to mi się już zawsze kojarzyć będzie z Ukrainą).











W końcu znajdujemy miejsce do zaparkowania - jakaś boczna, wąska uliczka, ale akurat jest na niej tyle miejsca, żeby zmieściły się cztery budki. Zostaję na czatach, a reszta ekipy idzie zwiedzać. ……
W międzyczasie generalnie ludzie przechodzą, rzucają okiem i mówią - wot germańscy, ale jakiś pan podejrzanie przygląda się naszym samochodom, zagląda co w środku - trochę się speszył jak mnie zobaczył, bo zbyt dociekliwie oglądał szoferki. Reszta czasu mija spokojnie, dopiero jak wrócili zaczęły się kręcić tłumnie cyganki - pewnie cynk dostały bo uliczka naprawdę boczna - ale co się dziwić duże miasto to i różni się kręcą….













Wyjeżdżamy - jedne światła, drugie światła - i dwóch budek nie widać, a przecież jechały za nami. Znów chwila konsternacji, czekamy nic, ale w tak dużym mieście łatwo się zgubić. Jedziemy na wylotówkę z miasta - dobrze, że kierunek znaliśmy  i ni z tego ni z owego my z prawej - budki z lewej - spotkaliśmy się na jednych światłach.






















W okolicy plaże nie zachęcają - bliskość portu, ale na pewno coś niżej będzie. To na pewno było jakieś 80km poniżej Odessy. Wcześniej droga jakoś nie chciała sama zaprowadzić nad morze. Po drodze mijając ciekawy most kolejowo samochodowy, z którym jeden pas prowadzi z jednej strony torów, a w przeciwną stronę jest z drugiej strony torów, czekając w fajnym, powolnym korku dojeżdżamy do Zatoki. 




Miejscowość typowo wypoczynkowa. Tłumy niemiłosierne. Plaża szczelnie schowana na domami. Wąsko, samochody o chwila na poboczach, dobrze że miejscami da się choć kawałkiem auta przycupnąć. Mijanie osobówek na centymetry, w momencie gdy mijaliśmy się z TIR-em - każdy tylko sprawdzał czy ma jeszcze lakier na samochodzie. Widok mijających się dwóch TIR-ów - bezcenne. Jak skończyły się tłumy, bazar skończył się też i asfalt, potem skończyły się dziury w asfalcie, skończyły się betonowe płyty, skończyły się dziury w betonowych płytach, skończyła się polna droga yyyyy to tam dalej jeszcze coś jest??? Idziemy na zwiady, pytamy w kilku miejscach nie da się stanąć. A co to jest camper?? Nie namiotów to u nas się rozbić nie da… Generalnie niezbyt przychylnie patrzyli bo podobno sąsiedzi - przekażą gdzie trzeba i mogą być problemy. Ale w końcu możemy u kogoś zaparkować na podwórku… skończyły się dziury w polnej drodze, ale jeszcze jest w miarę utwardzony piach. Tam gdzie nie ma już nic, (trochę dalej naprawdę nie ma już nic) zatrzymujemy się w końcu na nocleg (50 hrywien za samochód). Krany z wodą są, prysznice (letnia/zimna woda) ale są, ubikacje - dało się przeżyć.




 Po przejściu przez drogę jest plaża - piaszczysta - ludzi więcej/mniej zależnie od tego czy są w okolicy atrakcje, bary/czy nie, ale spokojnie można się rozłożyć. Co chwila przechodzi ktoś „riba, kalmari….„ i co tam jeszcze do głowy przychodzi. Morze w miarę czyste, spokojne - fajnie tu
Jednego czego tam nie brakuje to komary w zastraszających ilościach - żaden z preparatów jakie posiadamy nie dał rady - wieczorem chronimy się pod długimi rękawami, spodniami a i tak jesteśmy pogryzieni niemiłosiernie - cóż to za odmiana - tropikalne jakieś czy cuś?