BAŁKAŃSKIE KOPYTKA - RUMUNIA - dzień 12

GALAC – BRAILA – MACIN - ISACCEA


TRASA 85 km - MAPA
 
Rumunia wita nas przyjaźnie – długą… prostą… gładką drogą… Znów chwile czekamy – bo my przejeżdżaliśmy ją pasem dla CD :), ale generalnie „dzień dobry” i z uśmiechem. Zatrzymujemy się na parkingu za granicą, pora powoli się żegnać – 3 budki jadą do domu – my mamy jeszcze ponad 2 tygodnie wolnego…. Zauważamy też, że z drugiego koła zaczyna nam uciekać powietrze – a zapasowe już jeździ – mija 18 – może jeszcze jakieś vulcanare znajdziemy czynne. Mówimy papa i jedziemy szukać. Mieszkańcy tłumaczą jak i gdzie dojechać, pan sprawnie łata to i owo – chyba ma w tym niezłą wprawę :) – niestety takich opon jak my mamy nie ma – trzeba będzie szukać dalej…. Teraz pozostało kupić winietę i poszukać noclegu…. Stacja jedna, druga, trzecia – na żadnej nie ma – dziwne. Wjeżdżały do Galati  i szukamy. Chwila co tam widać na widnokręgu – budki trzy :D też szukają. Pytamy znów ktoś tłumaczy, jedna, druga znowu nic – skręcamy na OMV – mają – budki pomknęły dalej…. cóż pomknęły, choć miło było jeszcze na chwilę się z nimi zobaczyć. 



W Galacu jest przeprawa promowa w stronę Tulcea, ale już ją dawno minęliśmy. Budki wspominały, że jadą przez Braila – może jeszcze się spotkamy…. niestety nie udało się. Drogą 22B, która na rumuńskiej mapie ma zaznaczone 2t (nie widzieliśmy takiego znaku) mkniemy na Brailę. Przed samą miejscowością jest przeprawa promowa. Minęła 19 pora by poszukać noclegu. Tu jakoś tak duże miasto – spróbujemy po drugiej stronie rzeki.



Jako, że na stacji benzynowej skasowali nas z winietę jak za zboże (29 lej, ale pani się uparła, że innej nam nie wyda, nie bo nie a nawet chciała nas skasować jako trzecią grupę, zamiast pierwszej) nie mamy już wystarczająco dużo lei na przeprawę – koszt 25 lei za samochód. Na szczęście pani zgodziła się wziąć dolary i już stoimy w kolejce do promu. Tak naprawdę prom jest do 2,8t, ale ani w kasie ani w porcie słówkiem się nie odezwali na większe auto – nie byliśmy tam zresztą sami. Trochę trwało zanim zebrał się cały prom, ale w końcu płyniemy – kilkanaście minut i już jesteśmy na drugim brzegu. To zupełnie inna przyjemność niż przeprawa promowa przez Dunaj do Bułgarii w Vindin – nigdy więcej i pod żadnym pozorem tam już nie wrócimy. VINDIN - CALAFAT




Zjeżdżamy z promu w prawo w lewo – w sumie w prawo by nie trzeba było, bo tam ślepa uliczka wypełniona TIR’am do 2,8 t :)  Droga prowadzi wzdłuż kanału, potem przez jakieś wioski. Ruchu samochodowego praktycznie nie ma. Szukamy miejsca na noc – znajdujemy dopiero w Isaccea tuż pod granicą z Ukrainą. Szkoda, że nie ma tutaj ani mostu ani przeprawy promowej, gdyż przede wszystkim zaoszczędziło by nam to sporo czasu – jakieś 10g wcześniej przejeżdżaliśmy po drugiej stronie Dunaju. Poza tym, nie trzeba by było jechać tymi wspaniałymi drogami przez Nowoselce, Reni…. ale z drugiej strony nie byłoby też Mołdawii i tych wszystkich „przygód” związanym z ukraińską granicą. Grunt, że mamy gdzie spać – pod niewielką restauracją w pobliżu kościoła. Obsługa widzi, że układamy się spać – jeszcze nam machają na dobranoc…