GIRO D'ITALIA - WŁOCHY dzień 28


TORRE DI GARRE – LICATA –  GELA - COMISO – RAGUZA – NOTO – AVOLA - SIRACUSA – PRIOLO GARGALLO



TRASA 210 km MAPA

Rano budzi nas taki widok za oknami. Chyba całą noc padało bo zarówno plaża jak i ulice zupełnie mokre. W deszczu tonie także Licata – pierwsze niewielkie miasto oddalone ledwie o kilka kilometrów. To w niej nauczyliśmy się, że nie przejeżdża się przez miasta między 8-8.30. Są wtedy idealnie zakorkowane przez rodziców odwożących dzieci do szkoły. Stanie w korku gdy z prawej i lewej, pod prąd lub nie wciskają się zewsząd samochody, a trzeba jechać przed siebie bo za nami też sznurek doskonale nas wybudziło, nawet kawa już nie była potrzebna :)



 

W międzyczasie spokojnie mogłam wyskoczyć na zakupy :) Chyba miejscowe produkty, bo jadąc kilometrami widoki urozmaicały nam szklarnie. Przy jednej z takich się zatrzymaliśmy i tak dla zabawy sprawdziliśmy – jest wifi :D



Dalej było trochę monotonnie. Mijaliśmy jakieś zakłady, rurociągi – nic ciekawego dlatego szybko uciekały nam kilometry. Mieliśmy do wyboru jechać trzymając się morza lub tnąc półwysep lądem. Wybraliśmy drugą opcję i nie żałujemy.




Zwiedzanie zaczęliśmy od Comiso. Uliczki jak zwykle wąskie i prawdę mówiąc te, którymi przejeżdżaliśmy nie zachęcały do głębszego zanurzenia się w centrum. Dopiero z góry zobaczyliśmy miasto w pełnej krasie. Za Comiso zaczyna się spory podjazd – może niezbyt stromy, ale za to długi.










Do Ragusy już tylko rzut beretem. Miasto dzieli się na dwie części Superiore – wyższa zbudowana na płaskowyżu, oraz Iblę – na niższym wzgórzu. Ragusa to starożytna Hybla Heraia założona, gdy Sykulowie przenieśli się w głąb wyspy, uciekając przed greckimi kolonistami. Ragusa dzieli się na dwie części: Ragusa Superiore, czyli wyższa, zbudowaną na płaskowyżu po trzęsieniu ziemi w 1693 roku, barokową, oraz Iblę - cichą, urokliwą, położoną na niższym wzgórzu. W wyższej części króluje barok (i coś jeszcze) w niższej spokój ciche, zaułki i wąskie uliczki. 




 \
Już z daleka widać oba wzgórza. Na parkingi zjeżdżamy z głównej (darmowe). Do miasta absolutnie nie wjeżdżać camperem no chyba, że chcecie tam już zostać na dłużej. Widzieliśmy co prawda dwa zaparkowane na stałe, ale było to na szerokiej „obwodnicy” wyższej części miasta. Przy dolnych parkingach dla osobówek, jest część (zaraz przy schodach) gdzie jest większe pole manewru camperem ( 36.92552,14.736419)




Zostawiamy osiołka w towarzystwie kolegów i po schodach wchodzimy na wyższy poziom. Idąc dalej po prawej stronie jest informacja turystyczna (przy niewielkim placu), w której można dostać mapkę miasta – obsługa szybko zaznacza najciekawsze miejsca i proponuje trasę.








Zapuszczamy się w część miasta znajdującą się po prawej stronie. Rozglądamy się – ktoś kiwa do nas z góry. Pani zaprasza nas szerokim gestem do swojego sklepu z rękodziełem.


Dalej stromymi wyślizganymi kamiennymi uliczkami zapuszczamy się coraz wyżej w miasto. Zastanawiamy się czy dobrze idziemy – turystów prawie nie ma. Z bliska nie wszędzie miasto wygląda ładnie. W wielu miejscach czas jakby się zatrzymał niekoniecznie w czasach świetności. Trochę kręcimy się po jednym wzgórzu, ale przecież drugiemu nie odpuścimy.



 A drugie jego imię to „schody”, dziesiątki, setki ich przeszliśmy zarówno w górę (a słoneczko tak jakoś na chwilę zaświeciło mocniej) jak i w dół. Tu też wielu turystów nie spotkaliśmy, ale za to mogliśmy popatrzeć na Iblę z innej perspektywy.





W gąszczu uliczek (wiele z nich tylko dla pieszych) bardzo łatwo utknąć na dłużej. O ile jeszcze do góry było prościej bo kierunek jasny – wieże kościołów to w dół obrać azymut jaki? Parkingu nie widać, dachy do siebie tak podobne… ta droga była zdecydowanie dłuższa :)










O Modice wiele słyszeliśmy. Z Ragusy to raptem kilkanaście kilometrów. Oczywiście zamiast częściowo ekspresówki wybraliśmy malowniczą, krętą górską drogę. Miasto położone jest między dwoma wąwozami. Modica to Alta na wzgórzu i Bassa w dawnym korycie rzeki. Ze względu na swoje położenie na skalistym wzgórzu była jednym z ważniejszych sycylijskich miast. Po trzęsieniu ziemi pod koniec XVII wieku mieszkańcy przenieśli się z dolinę, gdzie po 200 latach powódź zniszczyła wiele zabytkowych budynków. Okoliczne wzgórza połączone są maleńkim mostem :).





Noto również miało pecha w 1693r. Tyle, że miasta nigdy nie odbudowano – po prostu zbudowano je od nowa kilka kilometrów dalej. W mieście wytyczono trzy główne ulice ze wschodu na zachód tak, by przez cały dzień panowała w nim słoneczna atmosfera. Przy górnej mieszkała szlachta, niżej duchowieństwo a przy dolnej pozostali. Noto rozłożyło się na grzbietach gór Iblei. To barokowa perła wpisana na listę UNESCO. Zaparkować można wzdłuż ulicy w okolicy deptaka/stadionu (36.889369,15.076153) i przez Porta Reale wkraczamy do miasta. Przy głównej ulicy znajdziemy kościoły, pałace i inne budynki, a wszystko to w złocistych odcieniach. Mimo, że czas sjesty ruch całkiem spory. Z prawej i z lewej strony oko cieszą piękne fasady budynków. Place, fontanny, tylko trochę zieleni tu brak. 















Na podwyższeniu w oko wpada Katedra (1776). Od kilku lat można już oglądać zawaloną 1996 roku kopułę i wnętrze świątyni, wspinając się wcześniej po schodach. A vis a vis we wspaniałym dawnym pałacu mieści się obecnie urząd miejski.








Generalnie kolorystyka tego uroczego, choć przecież niewielkiego miasteczka, bardzo przypadła nam do gustu i nie żałujemy, że mijając jedynie pobieżnie Modicę znaleźliśmy się właśnie tu. Atmosferę miasta dodatkowo tworzą stragany przy deptaku, na których można kupić lokalne wyroby, wina, oliwę czy domowe przetwory.













Nie może być tak, że nie popluskamy się w morzu. Zjeżdżamy do Avoli i tam znajdujemy parking przy jednej z plaż (36.906031,15.148085). Widoczki całkiem sympatyczne, a na górze czeka camperek – udało mu się pod palmami :) 







Na nocleg to miejsce raczej nie bardzo, przed nami Syracuzy, ale jeszcze wcześniej jest półwysep sprawdzimy tam. Objeżdżamy go ile się da, ale nic nie przypada nam do gustu. A to „spółdzielnie” rybackie, betonowe nabrzeże i droga tuż przy nim. Zapuszczamy się nawet do Grand Hotelu – tu chyba by nam nie pozwolili stanąć pod bramą :D
Wracamy, a po prawej ukazuje się nam cudna panorama Syrakuz, a przede wszystkim Ortigia  - wyspa na której położone jest stare miasto. Oj kusi, mocno kusi zwłaszcza, że i światło jest wspaniałe, ale nocować w wielkim mieście?? Chwilę się łamiemy… a co tam zaryzykujemy :)







Daleko nie ma – tylko kilka kilometrów. Już po chwili wpadamy w wir wielkiego miasta (zdążyliśmy się już od tego odzwyczaić). Im bliżej centrum tym ruch coraz większy – niedobrze. Mamy nastawioną wyspę, a dokładnie parking koło niej, na którym stawali znajomi. Już już prawie jesteśmy, gdy przed nami pojawia się „zona blu”. Co u czorta? Próbujemy jedną, drugą, kolejną ulica – wszędzie zona blu http://www.siracusaweb.com/main/siracusa/circolazione/nasce-la-zona-blu-a-siracusa.html
No to jesteśmy w …. żeby nie powiedzieć. Jakaś zona, nie do końca wiemy czy wolno. Nie ryzykujemy. Znajdujemy parking (37.064449,15.285489) i szybko dreptamy na wyspę, by uchwycić ją jeszcze w blasku zachodzącego słońca.







Wyspa wielka nie jest, ale jest na czym zawiesić wzrok na dłużej. Piazza del Duomo i Katedra z eleganckimi balkonami i fasadą kryjąca świątynię Minerwy  czy ruiny świątyni Apollo, które ukazują się nam po przejściu przez most Umbertino. Castello Maniace – forteca na końcu wyspy czy źródło Aretusy, która schroniła się tu przed bogiem Alfejosem.











Cały labirynt wąskich uliczek gdzie zachowały się tu średniowiecznie i barokowe kamienice. To dla nich trzeba tu przyjechać. Oczywiście zanim to wszystko obeszliśmy, światło zdążyło się zupełnie zmienić.













Syrakuzy znane są z Archimedesa, który gdy krzyknął w wannie Eureka, biegał potem po mieście jak go Pan Bóg stworzył. Potem za pomocą luster i podpalał okręty wroga w czasie oblężenia miasta. Znane są też z Parku Archeologicznego Neapolis z greckim teratrem i uchem Dionizjusza. Nam na kamyki brakło już dnia, ale i tak pewnie skupilibyśmy się na wyspie. 



 
Zaczyna zmierzchać. Na południe nic sensownego na nocleg nie znaleźliśmy – kierunek północ. Zanim jednak udało się nam wyjechać z miasta (czas powrotów z plaży) zrobiła się zupełna noc. Jedziemy szeroką drogą - oko wykol miejscowości nie widać, głównie zakłady przemysłowe. Droga się zwęża jest miasteczko, jest osiedle, stoją campery – no to i my staniemy (37.15563 15.18941)

Brak komentarzy: