KRYM NA 16 KOPYT - dzień 9

OSYPENKO - SEWASTOPOL - BAKCZYSARAJ

TRASA 85 km - MAPA

Budzą nas latające nad plażą helikoptery, Raz, drugi, trzeci i już prawie wszyscy obudzeni. Jedziemy na południe do Sewastopola, jednak aby się tam dostać trzeba pokonać 200metrowy zjazd/podjazd – no nie jest to wcale takie łatwe. Trzeba mieć dużo wolnego miejsca przed sobą – gorzej jak jedzie się za kimś komu non stop świecą się światła „stop”. Podjazd też niczego. 




Wbijamy się do Sewastopola – wielkie miasto, w którym na uwagę zasługuje nadmorski bulwar z kilkoma ciekawymi budynkami, Muzeum Floty Czarnomorskiej. Cerkiew Piotra i Pawła i Sobór św. Włodzimierza. Rejon Sewastopolu nie należy do Autonomicznej Republiki Krymu lecz podlega bezpośrednio pod Kijów, a bardzo duża część mieszkańców to Rosjanie.





Miasto położone jest na wzgórzach nad zatokami Sewastopolską i Południową. To również wielki port wojenny i siedziba floty czarnomorskiej. Wjeżdżamy w miasto w poszukiwaniu miejsca do zaparkowania samochodów. Ruch spory, nawigacje radzą sobie „tak sobie” w końcu jednak parkujemy na Bolszaja Morskaja tuż przy Prospekcie Nachimowa co okazuje się być dobrą miejscówką do zwiedzenia miasta. (44.609137,33.520868) 
 




Idąc przed siebie i skręcając w prawo w Nachimowa po chwili docieramy do schodów i dalej na nabrzeżny deptak. Przed nami jawią się nowoczesne budynki, gdyż Sewastopol jest stosunkowo młodym miastem. Przy deptaku można zaopatrzyć się w różnorakie pamiątki. Mijamy oceanarium i docieramy do Pomnika Zatopionych Okrętów. Tam kończy się bulwar skręcamy zatem w kierunku placu Nachimowa.  













  
Można przywitać się z gołębiami – ale za taką przyjemność trzeba później słono zapłacić – (40 hrywien od osoby). Schodami w dół można znowu udać się na bulwar. Idziemy wzdłuż wybrzeża na południe – mijamy Muzeum Floty Czarnomorskiej, lecz nie w głowie nam zwiedzanie – upał w mieście dokucza niemiłosiernie. 









 




Przewodnik podaje jeszcze kilka kościołów do zwiedzenia, a nam się marzy chłód i camperek. Niestety aby się do nich dostać trzeba najpierw wejść na wzgórze na szczęście po schodach przez park.Początkowo mijane „towarzystwo” nie nastraja optymistycznie – szybko jednak okazuje się, że odbywa się tutaj targ staroci. 


Zwiedzamy Cerkiew Św. Piotra i Pawła, później remontowany z zewnątrz Sobór św. Włodzimierza, w którym mieści się krypta admirałów, gdzie spoczywają najwybitniejsi dowódcy floty rosyjskiej. Dalej plac i „wiecznie żywy” skąd już tylko rzut beretem w dół do naszych samochodów. W Sewastopolu jest jeszcze wiele do zwiedzenia – np. słynny Chersonez Taurydzki jednak mamy już serdecznie dość upałów i tętniącego życiem miasta. 







 



Jednak dość szybko opuszczamy to hałaśliwe miasto i wracamy do Bakczysaraju. Jako, że kończą nam się zapasy żywnościowe próbujemy po drodze kupić chleb i wodę. Znajdujemy jakiś czynny sklep –okazuje się, że tutaj to można co najwyżej kupić farby i tapety. W końcu jednak udaje – mamy chleb. Co do wody to czasem należy uważać bo zamiast zwykłej można kupić słoną – co z taką zrobić? Może do gotowania się przyda:)
Początkowo parkujemy w Bakczysaraju w samym centrum. Już prawie za niego zapłaciliśmy (małe samochody 15 duże 30 hrywien), gdy dowiedzieliśmy się, że do Monastyru Uśpieńskiego mamy ponad 2 kilometry a do Czufut Kale kolejne. Oj to chyba dla nas dziś w tym skwarze stanowczo za dużo. Zatem dziękujemy i bardzo stromym wyjazdem wyjeżdżamy na drogę próbując znaleźć coś bliżej. Droga do szerokich nie należy, ale jakoś wymijamy się z innymi samochodami. W końcu pod skałą zauważamy miejsce jakby dla nas stworzone – nasze cztery samochody mieszczą się na nim idealnie. Kawałek dalej w idąc do Monastyru mijamy knajpkę – nasz obiad i jak się później okazuje nocleg gdzie za 25hrywien stajemy na noc i dostajemy wodę „do pełna”.(44.747099,33.900368) 









Stamtąd ledwie 20 minut pod górkę i już możemy podziwiać monastyr, a jest co . Monastyr został wykuty w skale przez greckich mnichów. Jako, że sobotnie popołudnie nagle znajdujemy się w środku prawosławnej mszy. Dla nas to swoista nowość, choć już w niejednej mieliśmy okazję uczestniczyć. Tu cerkiew jest maleńka, ludzi sporo – można poczuć atmosferę. Jest to ważne miejsce pielgrzymkowe i jak w każdej cerkwi obowiązuje odpowiedni strój – kobiety spódnica za kolana, zasłonięte ramiona i chustka na głowie, mężczyźni – spodnie za kolana i zakryte ramiona. Taki strój obowiązuje w każdej cerkwi – kwestia tylko tego czy wchodzący tego przestrzegają czy nie – tutaj widać, że raczej tak.













Po drugiej stronie wąwozu w skale przycupnęło kilka domków. Spacerując dalej za monastyrem drogą, a później ścieżką, wśród straganów z pamiątkami, ziołami, herbatkami i małym co nieco po pół godzinie docieramy do podnóża Czufut-Kale.
Wskazane dobre buty i duuuuża ilość wody. Wstęp 40 hrywień – a trochę chodzenia jest. U stóp wzgórza, można zrobić sobie zdjęcie w prawdziwym tatarskim stroju. Natomiast po wspięciu się na szczyt znajdziemy skalne pieczary i pozostałości dawnego miasta. 










Miasto podobno pochodzi z VI wieku założone przez Alanów, później bywali tu Turcy, Ormianie, Karaiowie i Grecy – taka mieszanka kultur, która pozostawiła tu swoje ślady. Jak podaje przewodnik w 1800 roku było tu jeszcze około 230 domów – jednakże brak wody mocno dokuczał. Rosjanie w XVIII wieku przesiedliły najpierw ludność greckiego pochodzenia a wiek później karaimskiego. 











  
W okolicy można także zwiedzić inne skalne miasta i twierdze Tepe-Kermen, Kyz Kermen, Eski-Kermen, Kaczi-Kalon, Mangup lub udać się do Wielkiego Kanionu Krymu no ale nam się plaż zachciało i tych atrakcji już niestety nie zobaczyliśmy....