TRASA 70 km -
MAPA
Po porannym zaliczeniu morskich i słonecznych kąpieli wyruszamy w końcu
na południe. Przedostajemy się przez zatłoczone miasto. Mimo, że droga
prowadzi wzdłuż wody trzeba wjechać na „obwodnicę”, gdyż ta przy morzu
jest z drugiej strony zamknięta – miejsce na parking chyba. Za
przejazdami kolejowymi okazuje się, że jest tu piękna długa plaża z
rozłożonymi na dziko namiotami – pewnie to tu mieliśmy się zatrzymać no,
ale trudno. Ta plaża ciągnie się dobrych kilka kilometrów, ale wjazd na
nasze samochody raczej bliżej miasta – dalej wyglądało, że jest więcej
piachu.
Po 2 godzinach jazdy – w miarę przyzwoita drogą
skręcamy do Beregowoe – zauważamy samochód jadący wzdłuż klifu, -
skręcamy i naszym oczom ukazuje się piękny około 30 metrowy klif.
Miejsce wprost wymarzone na nocleg, urzekło nas całkowicie, cieszyliśmy
się z niego jak dzieci dlatego bez zastanowienia rozbijamy tutaj obóz.
Jeszcze tylko wizyta w pobliskich dwóch minimarketach, gdzie
zaopatrujemy się na nocne Polaków rozmowy i można odpoczywać. Przy
zejściu na plażę nieopodal, którego staliśmy można się było zaopatrzyć w
warzywa – uwaga na ceny – oraz kupić to i owo u kramarzy. Pobliska
budka oferuje możliwość wycieczek jednak nie korzystaliśmy.
Po zejściu na plażę już po chwili wszyscy
wiedzieli, że jesteśmy z Polski i przyjechaliśmy takimi dziwnymi,
dużymi, białymi samochodami no i, że nie chcemy noclegu w wiosce (jest
taka możliwość) a zostajemy na klifie i będziemy spać w tych dziwnych
samochodach. Pod wieczór kramarze i plażowicze, którzy w międzyczasie
przyjeżdżali czy przychodzili na plaże, pojechali zostaliśmy tylko my. W
tych warunkach świetnie spisywały się prysznice zewnętrzne szczególnie
po wdrapaniu się na klif z plaży.
Staliśmy na zachodnim brzegu zatem każdy chciał
oczywiście uwiecznić zachód słońca. Staliśmy tak sobie po środku
niczego, na noc zrobiło się zupełnie cicho – do wioski ze 200 metrów.
Jedynie dyskoteka na plaży miała cichą nadzieję na nasze odwiedziny od
czasu do czasu przypominając o sobie głośniejszym rytmem. My jednak
byliśmy nieugięci...