TRASA 125 km - MAPA
Dziś postanowiliśmy się ruszyć – w końcu tyle jeszcze miejsc przed nami.
Nasi sąsiedzi również wyjeżdżają – machamy sobie na pożegnanie. Wyjeżdżamy z
plaży i jedziemy na plażę w Toroni. Początkowo szutrem, dalej asfaltem
wjeżdżamy na główną i prawo. Po zaledwie kilku
kilometrach wita nas wioska. Zjechaliśmy trochę za wcześnie (lepiej
dojechać główną na koniec wioski i jak widać plażę w pobliżu to skręcić) trochę
tu nisko, ale dzięki temu mijamy port przy, którym stoi polski dostawczak – w okolicy
nie było nikogo to podjechaliśmy dalej w poszukiwaniu cienia. Stajemy gdzieś w
połowie drogi – cień jest, ale i jeżowce również, Zatem do końca drogi tam gdzie
zaczyna się płot, trochę ludzi jest. Cienie co prawda brak, ale za to miły
piasek w wodzie i te widoki :) Tu też spotkaliśmy rodaków osobówką. Niestety
zachowywali się delikatnie mówiąc głośno. Zwieńczeniem ich pobytu były zatrzaśnięte
kluczyki w samochodzie.
Ruszamy dalej znów znaną nam już trasą. Teraz wspinamy się i wspinamy. Mijamy
znajome miejsca – już się szutrem nie zapuszczamy – T4 miało już problem z
zawróceniem. Po drodze jest knajpka z pięknym widokiem ze wzgórza (jedyna przy
drodze w okolicy) – na nasze pytanie czy mają pitę – usłyszeliśmy a co to? Po czym,
nie pizzy nie mamy. Nasze miny podobno bezcenne – jak w Grecji można nie
wiedzieć co to „pita me gyros”:) Ze zdziwieniem w oczach przez najbliższe kilka
kilometrów jedziemy dalej. Gdzieś po drodze próbujemy złapać Athos – ale ta
przejrzystość powietrza….
Szukamy też miejsca na postój czy to krótszy czy dłuższy. Samochody sobie
stoją w lasku, namioty również, ale miejsce nie dla nas, poza tym do wody
kilkadziesiąt metrów… w dół. Kojarzę sobie, że ostatnio też staliśmy po
wschodniej stronie cypla, więc próbujemy znaleźć to miejsce. Okolica niby
podobna, ale cały czas nie jest to to. Dopiero później sobie uświadamiam, że owszem
była to wschodnia strona cypla – ale nie Sithonia a Kasandra…. No cóż starość….
Znależliśmy za to nasze źródełko pod wiatą (40 12.033 23 45.864) – dobra miejscówka
z widokiem na prawie zamkniętą zatokę,
ale miejsce raczeni nie do pływanie. Okazuje się, że nie tylko my ją
znaleźliśmy – miejscowi co chwila wpadają po trochę nero, ale równie
podjeżdżają nasi sąsiedzi, z którymi rano się żegnaliśmy. Myśmy objeżdżali od
południa, oni od północy a spotkaliśmy się w tym samym czasie w tym samym
miejscu :) Wodę mamy, a plaża? Coś tam majaczy przed nami na cyplu –obadamy –
tak to campery (niestety znak no camping), podjeżdżamy – nasze osobówki również.
Ze znalezieniem miejsca łatwo nie jest mimo no camping ciężko tu nawet szpilkę wcisnąć
nie mówiąc o cieniu. Mamy jednak farta akurat Grecy jadą na obiad więc my myk
na ich miejsce. Z samochodu do wody z 10 metrów – na plaży piasek w wodzie
piasek z drobnym żwirkiem – i te kolory….
Jako, że no camping ruszamy w dalszą drogę…. Próbując znaleźć nocleg.
Pierwsze miejsce nie budzi pozytywnych skojarzeń – owszem przyczepy stoją widać
je nawet z drogi, ale bardziej to dzikie całoroczne obozowisko nie pamiętam
dokładnie miejscowości, ale droga biegnie przy plaży koło ujścia rzeki –
okolice Psakoudia
Dalej na zachód jakimś szutrem wśród drzew – do wody daleko i tylko piach.
Jedna wioska, kolejna – nic sensownego -
może za bardzo wybredni jesteśmy :) grunt to ufać gps – mówi, że droga
jest szuter, mówi, że miejscowość są gaje oliwne – tak więc tym asfaltem pomiędzy
domami docieramy w końcu do cywilizacji. Powoli zaczyna się robić wieczór – nie
zastanawiamy się już zbytnio nad noclegiem – wracamy do Nea Plagia.
Więcej zdjęć :