BAŁKAŃSKIE KOPYTKA - GRECJA - dzień 25

TORONI - SARTI - VOURVOUROU - PSAUKODIA - NEA MOUDANIA - NEA PLAGIA


TRASA 125 km - MAPA


Dziś postanowiliśmy się ruszyć – w końcu tyle jeszcze miejsc przed nami. Nasi sąsiedzi również wyjeżdżają – machamy sobie na pożegnanie. Wyjeżdżamy z plaży i jedziemy na plażę w Toroni. Początkowo szutrem, dalej asfaltem wjeżdżamy na główną i prawo. Po zaledwie kilku  kilometrach wita nas wioska. Zjechaliśmy trochę za wcześnie (lepiej dojechać główną na koniec wioski i jak widać plażę w pobliżu to skręcić) trochę tu nisko, ale dzięki temu mijamy port przy, którym stoi polski dostawczak – w okolicy nie było nikogo to podjechaliśmy dalej w poszukiwaniu cienia. Stajemy gdzieś w połowie drogi – cień jest, ale i jeżowce również, Zatem do końca drogi tam gdzie zaczyna się płot, trochę ludzi jest. Cienie co prawda brak, ale za to miły piasek w wodzie i te widoki :) Tu też spotkaliśmy rodaków osobówką. Niestety zachowywali się delikatnie mówiąc głośno. Zwieńczeniem ich pobytu były zatrzaśnięte kluczyki w samochodzie.





Ruszamy dalej znów znaną nam już trasą. Teraz wspinamy się i wspinamy. Mijamy znajome miejsca – już się szutrem nie zapuszczamy – T4 miało już problem z zawróceniem. Po drodze jest knajpka z pięknym widokiem ze wzgórza (jedyna przy drodze w okolicy) – na nasze pytanie czy mają pitę – usłyszeliśmy a co to? Po czym, nie pizzy nie mamy. Nasze miny podobno bezcenne – jak w Grecji można nie wiedzieć co to „pita me gyros”:) Ze zdziwieniem w oczach przez najbliższe kilka kilometrów jedziemy dalej. Gdzieś po drodze próbujemy złapać Athos – ale ta przejrzystość powietrza…. 



Szukamy też miejsca na postój czy to krótszy czy dłuższy. Samochody sobie stoją w lasku, namioty również, ale miejsce nie dla nas, poza tym do wody kilkadziesiąt metrów… w dół. Kojarzę sobie, że ostatnio też staliśmy po wschodniej stronie cypla, więc próbujemy znaleźć to miejsce. Okolica niby podobna, ale cały czas nie jest to to. Dopiero później sobie uświadamiam, że owszem była to wschodnia strona cypla – ale nie Sithonia a Kasandra…. No cóż starość….
 


Znależliśmy za to nasze źródełko pod wiatą (40 12.033 23 45.864) – dobra miejscówka z widokiem  na prawie zamkniętą zatokę, ale miejsce raczeni nie do pływanie. Okazuje się, że nie tylko my ją znaleźliśmy – miejscowi co chwila wpadają po trochę nero, ale równie podjeżdżają nasi sąsiedzi, z którymi rano się żegnaliśmy. Myśmy objeżdżali od południa, oni od północy a spotkaliśmy się w tym samym czasie w tym samym miejscu :) Wodę mamy, a plaża? Coś tam majaczy przed nami na cyplu –obadamy – tak to campery (niestety znak no camping), podjeżdżamy – nasze osobówki również. Ze znalezieniem miejsca łatwo nie jest mimo no camping ciężko tu nawet szpilkę wcisnąć nie mówiąc o cieniu. Mamy jednak farta akurat Grecy jadą na obiad więc my myk na ich miejsce. Z samochodu do wody z 10 metrów – na plaży piasek w wodzie piasek z drobnym żwirkiem – i te kolory….






Jako, że no camping ruszamy w dalszą drogę…. Próbując znaleźć nocleg. Pierwsze miejsce nie budzi pozytywnych skojarzeń – owszem przyczepy stoją widać je nawet z drogi, ale bardziej to dzikie całoroczne obozowisko nie pamiętam dokładnie miejscowości, ale droga biegnie przy plaży koło ujścia rzeki – okolice Psakoudia
 



Dalej na zachód jakimś szutrem wśród drzew – do wody daleko i tylko piach. Jedna wioska, kolejna – nic sensownego -  może za bardzo wybredni jesteśmy :) grunt to ufać gps – mówi, że droga jest szuter, mówi, że miejscowość są gaje oliwne – tak więc tym asfaltem pomiędzy domami docieramy w końcu do cywilizacji. Powoli zaczyna się robić wieczór – nie zastanawiamy się już zbytnio nad noclegiem – wracamy do Nea Plagia.
 




Więcej zdjęć :