BAŁKAŃSKIE KOPYTKA - RUMUNIA - dzień 15

GIURGIU – BUKARESZT – PLOESTI – PREDEAL – BRASOV – POIANA BRASOV – RASNOV - BRAN


TRASA 270km - MAPA
Jupi jup dziś Romania, a w niej wiadomo co – górki i to nie byle jakie . Pozostało nam jeszcze przekroczenie granicy, ale już wiemy gdzie i jak jechać, bo w zeszłym roku dość konkretnie błądziliśmy. Podjeżdżamy na granicę – rzut oka w paszporty – możemy jechać – potem jeszcze tylko zrzutka na most i bladym świtem wjeżdżamy do Rumunii oj będzie się znów działo.



Na granicy stajemy w kolejce za osobówkami - odprawa na jednym pasie. Po chwili z drugiej budki wychodzi strażnik - kiwa na nas - no dobra, cóż mamy zrobić początkowo udajemy, że nie widzimy, ale ruchy coraz wyraźniejsze. Zjeżdżamy na bok. Pan do nas podchodzi prosi o paszporty - rzuca okiem przez boczne okienko, oddaje paszporty i każe jechać a kolejka stoi nadal - już drugi raz nam się to na tym przejściu zdarzyło, że puścili nas bokiem.
Za granicą na parkingu mijamy włoskiego camperka – pewnie kończyła mu się winieta dlatego tak pędził na granicę. Kupujemy winietę – teraz traktują nas jako najtańszą grupę, mijamy obwodnicą Giurgiu.
Przed nami Bukareszt – jechaliśmy już z zachodu na wschód, potem obwodnicą, tym razem będzie południe-północ. Z doświadczenia chyba lepiej przez miasto mimo naprawdę sporego ruchu niż próba stania w korkach na „wykolejonej” obwodnicy jak ostatnio. Jakoś tak dziwnym trafem my stoimy a ruchu w drugą stronę praktycznie nie ma wcale – czasem jakieś auto przejedzie, nawet policja decyduje się na zawrócenie przez podwójną ciągłą i objechanie inną drogą – na tyle jeszcze miasta nie znamy.







Jak się okazuje korek ma ledwie 2km (zalało tunel i ruch biegnie jedynie górą czyli połowa pasów mniej) i już dalej trasa przebiega spokojnie.





Najpierw wjeżdżamy do Paryża mijając Łuk Triumfalny, potem Warszawa z Pałacem Kultury. Jeszcze tylko lotnisko i jesteśmy na wylocie z miasta.





Mamy kilka możliwości co dalej robić, wiemy, że chcemy dotrzeć do Brasova, ale dróg jest kilka – wybieramy Dolinę Prahovy, która zaczyna się trochę za Ploesti koło Sinaia. Jest piątek wczesne popołudnie – niestety korki dużo, dużo większe niż w Bukareszcie – swoje odstać trzeba. Sinaia leży około 50km przed Brasovem – ja tak dalej będzie to do nocy tam nie dotrzemy. W Perle Karpat na zboczach położony jest zamek Peles, próbujemy do niego dotrzeć tyle, że już 1,5h stoimy w korku na „obwodnicy” a do miejscowości fizycznie nie da się wjechać – szkoda. http://www.romanianmonast...ia/peles-castle













10 km dalej na północ leży Busteni. Jest tu kolejka (koło hotelu Silvia), która może nas wywieźć na ponad 2000m skąd szlakiem na Caraiman z 40m Krzyżem Bohaterów (Crucea Eroilor – znaki). Korek nadal stoi więc skręcamy w lewo w kierunku Silvi. Prawie cała droga zastawiona jest samochodami, pełno płatnych „parkingów’ czyli gdzie się uda stanąć tam zaraz ktoś się pojawia z wyciągniętą ręką, że on tu „pilnuje”. Mijamy oznaczenie na Monastyr – tam się udamy, gdyż pogoda nie zachęca do wjazdu w góry – może zdążymy przed deszczem.









Trochę zaczyna mżyć zatem postój, bo do Brasova już jedynie rzut beretem, a zwiedzanie w deszczu to jakieś takie słabe jest. Przed nami zatrzymuje się samochód na ukraińskich rejestracjach. Wysiada zeń 5 panów, którzy postanowili się posilić – w sumie nic dziwnego gdyby nie fakt czym popijali kanapki….



Przestaje padać pora na zwiedzanie miasta, które raczej powinno znaleźć się na trasie podróży po Rumunii. Parkujemy dość blisko starówki – przy skwerze (Parcuel Central – wjazd do ścisłego centrum 1,5t) i po 5 minutach spaceru docieramy do Czarnego Kościoła (Biserica Negri).















Stąd dobrze widać wznoszące się nad miastem wzgórze (możliwy wjazd kolejką). Kościół ten to największa gotycka świątynia w tej części Europy, usytuowany jest na placu, który zewsząd otaczają kamieniczki z ratuszem na czele.

















Stara dzielnica Schei zamieszkana była wyłącznie przez Rumunów, natomiast dzielnicę Juni położoną w obrębie murów zamieszkiwali osadnicy sascy.















Dwie przylegające do siebie dzielnice a jakże odmienne – pięknie zachowana ta wewnątrz murów i jakby trochę pozostawiona sama sobie na zewnątrz, niemniej jednak obie mają w sobie wiele uroku.



















Miasto i okolica ma jeszcze sporo do zaoferowania. Odwiedzamy jeszcze cerkiew obok, której parkowaliśmy przy skwerze, z daleka rzucamy okiem na zamek na niewielkim wzgórzu i ruszamy do Rasnov. Można tam dotrzeć albo dołem albo wspinając się do Poiana Brasov – bez zastanawiania się jedziemy górą. Już po chwili przed nami rozpościera się panorama Brasova. Im wyżej tym ciekawiej – jest też punkt widokowy – można podziwiać.







 



Poiana Brasov to najpopularniejszy i najbardziej ekskluzywny kurort narciarki w Rumunii. W lecie raczej panują tutaj pustki. Skręt na Rasov przed pierwszym wielkim parkingiem w prawo jest dość mocno ukryty – ledwie nikłe oznakowanie. Droga też praktycznie nieuczęszczana – dość wąska, ale z mijankami nie ma problemu, jedynie te set metrów w dół trzeba zjechać oj trzeba.  






Po drodze około 2-3km przed Rasnov jest jaskinia (chyba 10 lei do 20 czynna). Przy parkingu pod zamkiem chłopskim przewodnik wspomina coś o campingu. Podjeżdżamy – i jeśli ten wielki zielony ogrodzony plac to camping to ja poszukam dalej :) Zostawiamy samochód na parkingu pod wzgórzem i spacerkiem 15-20 min dość konkretnie pod górkę idziemy do zamku. Ciekawie usytuowany, dobrze zachowany warty trudów podejścia. 









Mamy dziś szczęście i pecha – dwa w jednym z jednej strony do środka zamku nie da się już wejść – za późno, z drugiej już podczas podchodzenia słyszeliśmy muzykę. Przechodzimy przez bramę i naszym oczom ukazuję się scena a na niej zespoły ludowe – świetnie to brzmi w tej scenerii. Wsłuchani zatem w muzykę spacerujemy po wzgórzu i ogólnie dostępnej części zamku. Podziwiamy zachód słońca, a później udajemy się na noc do Bran – stajemy na pierwszej stacji benzynowej po prawej stronie – spokojna, ale zbyt dużo miejsca nie ma.