BAŁKAŃSKIE KOPYTKA - RUMUNIA - dzień 16

BRAN – CAMPULUNG – PITESTI – RUMNICU VALCEA – GOVORA – COSTESTI – HOREZU – POLOVRAGI – NOVACI - RANCA 


 

 TRASA 285 km - MAPA


Rano postanowiliśmy zdobyć tzw. zamek Drakuli – niby wszyscy chwalą się, że tu mieszkał a tak naprawdę to jego zamek jest w Poienari – ale ten też podobno niczego sobie – tyle, że komercyjny i znacznie lepiej zachowany. A no i nie trzeba pokonywać 1450 schodów, żeby się do niego dostać :) Daleko do zamku nie mieliśmy – ledwie kilka kilometrów. Wokół pełno mniej i bardzie oficjalnych parkingów – my stajemy naprzeciwko campingu – jak tam wjechać – chyba ciężko camperem – rozłożone są jedynie namioty, czasem jakiś samochód, a to wszystko naprzeciwko muzeum. Czekamy do 9 bo o tej porze otwierają kasy, by po kilku minutach spaceru zapukać do jego bram – kasują 25 lei i wpuszczają.













Wszędzie wokoło jarmarcznie, tylko trochę do górki i można zwiedzać. Zamek niczego sobie szczególnie z zewnątrz, w środku również zagospodarowany, ale strasznie tu tłoczno. Ledwie kilka minut po 9 a już trzeba się przeciskać – no tak to jeden z głównych programów wycieczek do Rumunii.  


 








 








 
 
 

Jeszcze tylko małe co nieco do kawy –mmmm pycha.  


Przed nami góry, góry, góry – kolejnymi serpentynami wspinamy się na przełęcze. Mogliśmy odbić Na Curtea de Arges i zaoszczędzić około 30 km jednak po bliższym przyjrzeniu się mapie raz, że boczna, dwa wyglądała na dużo bardziej pokręconą niż ta wybrana przez nas przez Pitesti, trzy na mapie odcinek






 


Z Curtea de Arges do Rumnicu Valcea oznakowana jest jako kiepski odcinek – może w międzyczasie już go wyremontowali, ale nie ryzykujemy.  








W Rumnicu Valcea rozpętała się prawdziwa ulewa – ciężko jechać – pół godziny spędzamy na poboczu – nie jedyni.

 



Jadąc w kierunku Govory na jednym z zakrętów widzimy przewróconego TIR’a – wygląda na to, że nie wyrobił na zakręcie podczas deszczu. Kierowcy chyba nic się na szczęście nie stało bo już z kolegą przerzucają towar do drugiego samochodu. 




Przed nami ominięty w zeszłym roku Monasryr Govora – uciekł nam skręt w lewo – teraz go mamy. W ten kilometr, który wskazują to raczej nie wierzcie nam wyszło prawie 2,5km :) – fakt pierwszy kilometr był asfaltem – potem w prawo ubitym szutrem z asfaltem – droga bardzo wąska, ale widoczność dobra – więc osobówki czekają już na nas pod monastyrem. Teoretycznie dało by się wjechać do środka, na końcu jest niewielki parking, ale podejrzewam, że camper mógłby mieć problem z zawróceniem na wąskiej stromej drodze z kostki. Przytulamy się więc do muru przed bramą i idziemy na górę. Klasztor pochodzi z XV wieku, otoczony jest murami z basztami – chyba jakaś militarną przeszłość za nim. Ładny, nie żałujemy, że go znaleźliśmy, ale chyba większe wrażenie zrobił na nas ostatnio Monastyr Huzer – ledwie lika kilometrów dalej (przed Horezu w prawo – jest oznaczenie)  
















Z Govory udajemy się do Costesi do kamiennych głazów, z którymi trzeba się dobrze obchodzić, bo mogą narozrabiać :) Mijamy wbite w ziemię opony po lewej stronie drogi i za zakrętem po prawej jest parking. 







Tym razem nie zatrzymujemy się w Horezu – pogoda znów robi się niewyraźna, leje grzmi, ale tabor cygański jedzie dalej.



Skręcamy tak jak poprzednio do Polovragi. Nigdy o tym nie słyszeliśmy, a jest tu bardzo ładna cerkiew z pięknymi malowidłami. Leje jak z cebra, przez chwilę nawet zastanawiamy się czy nie zostać tu na noc w bocznej uliczce pod cerkwią, bo czeka nas Transalpina, którą w taką pogodę, aż żal jechać.
 









Przestaje jednak padać – za Novaci zaczyna się podjazd – takie 12%, które kończy się ledwie kilkanaście kilometrów dalej. Startujemy z 450 m.n.p.m. a kończymy jakieś 1100m wyżej na przełęczy Florile Albe (Białe Kwiaty). Po drodze wiele serpentyn, w kilku miejscach można przystanąć, jest nawet parking. Od parkingu droga już zdecydowanie łagodnieje. 









W piątkowy wieczór przez Rance ciężko się przecisnąć – chyba zjechała się tutaj cała okolica. Pora poszukać jakiegoś noclegu, gdyż im wyżej tym wygląda ciemniej.








Przy drodze stoją zaparkowane samochody, rozłożone namioty – będzie towarzystwo. Temperatura mocno spada – jeszcze nawet słońce nie zaszło – a tu ledwie 10 stopni – no ale wysokość ponad 1700 m.n.p.m zobowiązuje :) zeszłoroczna trasa