TRASA 285 km - MAPA
Rano postanowiliśmy zdobyć tzw. zamek Drakuli – niby wszyscy chwalą się, że
tu mieszkał a tak naprawdę to jego zamek jest w Poienari – ale ten też podobno
niczego sobie – tyle, że komercyjny i znacznie lepiej zachowany. A no i nie
trzeba pokonywać 1450 schodów, żeby się do niego dostać :) Daleko do zamku nie
mieliśmy – ledwie kilka kilometrów. Wokół pełno mniej i bardzie oficjalnych
parkingów – my stajemy naprzeciwko campingu – jak tam wjechać – chyba ciężko
camperem – rozłożone są jedynie namioty, czasem jakiś samochód, a to wszystko
naprzeciwko muzeum. Czekamy do 9 bo o tej porze otwierają kasy, by po kilku
minutach spaceru zapukać do jego bram – kasują 25 lei i wpuszczają.
Wszędzie wokoło jarmarcznie, tylko trochę do
górki i można zwiedzać. Zamek niczego sobie szczególnie z zewnątrz, w
środku również zagospodarowany, ale strasznie tu tłoczno. Ledwie kilka
minut po 9 a już trzeba się przeciskać – no tak to jeden z głównych
programów wycieczek do Rumunii.
Jeszcze tylko małe co nieco do kawy –mmmm pycha.
Przed nami góry, góry, góry – kolejnymi
serpentynami wspinamy się na przełęcze. Mogliśmy odbić Na Curtea de
Arges i zaoszczędzić około 30 km jednak po bliższym przyjrzeniu się
mapie raz, że boczna, dwa wyglądała na dużo bardziej pokręconą niż ta
wybrana przez nas przez Pitesti, trzy na mapie odcinek
Z Curtea de Arges
do Rumnicu Valcea oznakowana jest jako kiepski odcinek – może w
międzyczasie już go wyremontowali, ale nie ryzykujemy.
W Rumnicu Valcea rozpętała się prawdziwa ulewa –
ciężko jechać – pół godziny spędzamy na poboczu – nie jedyni.
Jadąc w
kierunku Govory na jednym z zakrętów widzimy przewróconego TIR’a –
wygląda na to, że nie wyrobił na zakręcie podczas deszczu. Kierowcy
chyba nic się na szczęście nie stało bo już z kolegą przerzucają towar
do drugiego samochodu.
Przed nami ominięty w zeszłym roku
Monasryr Govora – uciekł nam skręt w lewo – teraz go mamy. W ten kilometr, który
wskazują to raczej nie wierzcie nam wyszło prawie 2,5km :) – fakt pierwszy
kilometr był asfaltem – potem w prawo ubitym szutrem z asfaltem – droga bardzo
wąska, ale widoczność dobra – więc osobówki czekają już na nas pod monastyrem.
Teoretycznie dało by się wjechać do środka, na końcu jest niewielki parking,
ale podejrzewam, że camper mógłby mieć problem z zawróceniem na wąskiej stromej
drodze z kostki. Przytulamy się więc do muru przed bramą i idziemy na górę.
Klasztor pochodzi z XV wieku, otoczony jest murami z basztami – chyba jakaś
militarną przeszłość za nim. Ładny, nie żałujemy, że go znaleźliśmy, ale chyba większe
wrażenie zrobił na nas ostatnio Monastyr Huzer – ledwie lika kilometrów dalej
(przed Horezu w prawo – jest oznaczenie)
Z Govory udajemy się do Costesi do
kamiennych głazów, z którymi trzeba się dobrze obchodzić, bo mogą narozrabiać
:) Mijamy wbite w ziemię opony po lewej stronie drogi i za zakrętem po prawej
jest parking.
Tym razem nie zatrzymujemy się w
Horezu – pogoda znów robi się niewyraźna, leje grzmi, ale tabor cygański jedzie
dalej.
Skręcamy tak jak poprzednio do
Polovragi. Nigdy o tym nie słyszeliśmy, a jest tu bardzo ładna cerkiew z
pięknymi malowidłami. Leje jak z cebra, przez chwilę nawet zastanawiamy się czy
nie zostać tu na noc w bocznej uliczce pod cerkwią, bo czeka nas Transalpina, którą
w taką pogodę, aż żal jechać.
Przestaje
jednak padać – za Novaci zaczyna się podjazd – takie 12%, które kończy się
ledwie kilkanaście kilometrów dalej. Startujemy z 450 m.n.p.m. a kończymy
jakieś 1100m wyżej na przełęczy Florile Albe (Białe Kwiaty). Po drodze wiele
serpentyn, w kilku miejscach można przystanąć, jest nawet parking. Od parkingu
droga już zdecydowanie łagodnieje.
W
piątkowy wieczór przez Rance ciężko się przecisnąć – chyba zjechała się tutaj
cała okolica. Pora poszukać jakiegoś noclegu, gdyż im wyżej tym wygląda
ciemniej.
Przy drodze stoją zaparkowane
samochody, rozłożone namioty – będzie towarzystwo. Temperatura mocno spada –
jeszcze nawet słońce nie zaszło – a tu ledwie 10 stopni – no ale wysokość ponad
1700 m.n.p.m zobowiązuje :) zeszłoroczna trasa