BAŁKAŃSKIE KOPYTKA - RUMUNIA - dzień 18

CHISCAU – BEIUS - BAIE 1 MAI

TRASA 85 km - MAPA

 

Dziś przekonamy się czy pan restauracji przy parkingu mówił prawdę czy chciał jedynie, żebyśmy skorzystali :) Jest poniedziałek – a w przewodniku pisze, że jaskinia dziś „inchis”. Rzeczywiście podchodzimy z 10 minut pod górę do wejścia i tam pisze to samo :gwm …. no nic to porobimy kilka zdjęć z zewnątrz i jedziemy dalej. 


Po chwili podchodzi do nas pan z pobliskiej budki i tłumaczy, że dziś ok – tyle jedynie z angielskiego umiał i na migi pokazał 11. Jest chwilę po 10 poczekamy. W międzyczasie gonimy wiewiórki na pobliskich drzewach, które urządziły sobie świetną zabawę… 




Co chwila ktoś nowy podchodzi i po rozmowie z panem zostaje. Towarzystwo schodzi się istnie europejskie – przed 11 to Rumunów można na palcach liczyć. Oprócz nas są Węgrzy, Hiszpanie, Anglicy, Niemcy.
O 11 drzwi faktycznie się otwierają – ustawiamy się w dość długiej kolejce po bilety (15 lei). Po skasowaniu biletu wpuszczają do pieczary. Oj tych wszystkich stala to i stala tamto rzeczywiście jest tutaj sporo – jest czym oko nacieszyć – szkoda jedynie, że po rumuńsku a grupa dość spora. 









Na początku idzie przewodnik i coś opowiada – i tak nic z tego nie zrozumiemy więc spacerkiem zamykamy grupę. Przynajmniej na spokojnie oglądamy stala :) Po pewnym czasie wiemy już po co jest drugi przewodnik – sprawdza kto ma bilet na foto. Samego zwiedzania jest gdzieś 45 minut temperatura zdecydowanie rześka :diabelski_usmiech









Na końcu okazało się, że wcale nie chcą nas stamtąd wypuścić. Owszem z jaskini już wyszliśmy przez pierwsze drzwi, które się za nami zamknęły, a tych na powietrze nie chcieli otworzyć – może chcieli nas zmiękczyć na większe zakupy, bo cala droga w dół aż do parkingu usiana jest szczelnie straganami:)






Mkniemy sobie dalej na północ w kierunku Oradei. Po obu stronach drogi niewielkie wzgórza.  









Wjeżdżamy do Baie 1 Mai, które jest uzdrowiskiem dla Oradei. Są tu gorące źródła i dwa campingi. Pierwszy przy głównej drodze, drugi trochę dalej za parkiem. Podjeżdżamy – pani podaje cenę, jednak po spojrzeniu na rejestracje spuszcza 5 lei. Camping lata świetności ma już daaaawno za sobą, jest zacieniony z basenem – czystość średnia, ale na jedną noc by poleniuchować można zostać.




Pora do domu – jak ja nie lubię końca wakacji….
Przed nami Węgry, którędy jechać?? Miscolc już był, Eger też, to co mamy jeszcze „po drodze” aaa Tokaj i ichniejsze winka :)
Tak więc w drodze powrotnej jeszcze tam wstępujemy. Potem Słowacja wita nas ciemnymi chmurami i deszczem, a Polska to już nie wspomnę – rano 25 stopni, a tu ledwie 10….. chcę do ciepła…. ku przygodzie…. :spoko