Dziś przekonamy się czy pan restauracji przy parkingu mówił prawdę czy chciał jedynie, żebyśmy skorzystali Jest poniedziałek – a w przewodniku pisze, że jaskinia dziś „inchis”. Rzeczywiście podchodzimy z 10 minut pod górę do wejścia i tam pisze to samo …. no nic to porobimy kilka zdjęć z zewnątrz i jedziemy dalej.
Po
chwili podchodzi do nas pan z pobliskiej budki i tłumaczy, że dziś ok –
tyle jedynie z angielskiego umiał i na migi pokazał 11. Jest chwilę po
10 poczekamy. W międzyczasie gonimy wiewiórki na pobliskich drzewach,
które urządziły sobie świetną zabawę…
Co chwila ktoś nowy podchodzi i po rozmowie z
panem zostaje. Towarzystwo schodzi się istnie europejskie – przed 11 to
Rumunów można na palcach liczyć. Oprócz nas są Węgrzy, Hiszpanie,
Anglicy, Niemcy.
O 11 drzwi faktycznie się otwierają – ustawiamy się w dość długiej kolejce po bilety (15 lei). Po skasowaniu biletu wpuszczają do pieczary. Oj tych wszystkich stala to i stala tamto rzeczywiście jest tutaj sporo – jest czym oko nacieszyć – szkoda jedynie, że po rumuńsku a grupa dość spora.
O 11 drzwi faktycznie się otwierają – ustawiamy się w dość długiej kolejce po bilety (15 lei). Po skasowaniu biletu wpuszczają do pieczary. Oj tych wszystkich stala to i stala tamto rzeczywiście jest tutaj sporo – jest czym oko nacieszyć – szkoda jedynie, że po rumuńsku a grupa dość spora.
Na początku idzie przewodnik i coś opowiada – i
tak nic z tego nie zrozumiemy więc spacerkiem zamykamy grupę.
Przynajmniej na spokojnie oglądamy stala
Po pewnym czasie wiemy już po co jest drugi przewodnik – sprawdza kto
ma bilet na foto. Samego zwiedzania jest gdzieś 45 minut temperatura
zdecydowanie rześka
Na końcu okazało się, że wcale nie chcą nas
stamtąd wypuścić. Owszem z jaskini już wyszliśmy przez pierwsze drzwi,
które się za nami zamknęły, a tych na powietrze nie chcieli otworzyć –
może chcieli nas zmiękczyć na większe zakupy, bo cala droga w dół aż do
parkingu usiana jest szczelnie straganami
Mkniemy sobie dalej na północ w kierunku Oradei. Po obu stronach drogi niewielkie wzgórza.
Wjeżdżamy do Baie 1 Mai, które jest uzdrowiskiem
dla Oradei. Są tu gorące źródła i dwa campingi. Pierwszy przy głównej
drodze, drugi trochę dalej za parkiem. Podjeżdżamy – pani podaje cenę,
jednak po spojrzeniu na rejestracje spuszcza 5 lei. Camping lata
świetności ma już daaaawno za sobą, jest zacieniony z basenem – czystość
średnia, ale na jedną noc by poleniuchować można zostać.
Pora do domu – jak ja nie lubię końca wakacji….
Przed nami Węgry, którędy jechać?? Miscolc już był, Eger też, to co mamy jeszcze „po drodze” aaa Tokaj i ichniejsze winka
Tak więc w drodze powrotnej jeszcze tam wstępujemy. Potem Słowacja wita nas ciemnymi chmurami i deszczem, a Polska to już nie wspomnę – rano 25 stopni, a tu ledwie 10….. chcę do ciepła…. ku przygodzie….
Przed nami Węgry, którędy jechać?? Miscolc już był, Eger też, to co mamy jeszcze „po drodze” aaa Tokaj i ichniejsze winka
Tak więc w drodze powrotnej jeszcze tam wstępujemy. Potem Słowacja wita nas ciemnymi chmurami i deszczem, a Polska to już nie wspomnę – rano 25 stopni, a tu ledwie 10….. chcę do ciepła…. ku przygodzie….