BAŁKAŃSKIE KOPYTKA - RUMUNIA - dzień 17


RANCA – TRANSALPINA – PETROSANI – HATEG - HUNEDOARA – DEVA – BEIUS – CHISCAU

 

TRASA 285 km - MAPA
 
Poranek przywitał nas dużo lepszą pogodą – no i właśnie o to słońce nam chodziło. W międzyczasie trochę sąsiadów nam przybyło – musieli się rozkładać już po zmroku. Widać, że miejscowość od zeszłego roku znacznie się powiększyła, powstają nowe wyciągi – cóż komercja niedługo również i tutaj zawita – więc spieszcie się jeśli chcecie to jeszcze wcześniej zobaczyć.








Choć kolorystyka nie taka jak ta ostatnio – wrześniowa to i tak nam się tu bardzo podoba. Droga większymi i mniejszymi zakosami wspina się teraz na Pasul Urdele (2145m), ale kąt nachylenia zdecydowanie już mniejszy. 









Zza kolejnych serpentyn i zakrętów co rusz wynurzają się kolejne góry. Co chwila robimy photosztopy. Droga choć kręta i miejscami stroma i wąska spokojnie jest do przejechania – trzeba mieć jedynie sprawne hamulce. Gdzie nie spojrzeć porozstawiane namioty, samochody – cóż zaczął się weekend J a to w Rumunii normalne.










Wjechaliśmy na górę – teraz trzeba zjechać – zjazd dość stromy, ale na szczęście jest już asfalt na całej drodze – poprzednio trzeba było jechać raz prawą, raz lewą stroną lub szutrem, teraz, aż do samego dołu jest ładna czarna wstęga. Wszędzie przy drodze znów pełno namiotów, przy rzece jeszcze więcej.   









Docieramy do poprzecznej drogi 7A i odbijamy na zachód – droga nie za dobra – ale przewodnik uprzedzał, że początek kiepski – szkoda tylko, że nie uprzedził, że kiepsko jest praktycznie, aż do Petrosani (30km) której rogatki witamy jak zbawienie.
 














Koledzy przed nami trochę się wlekli – nie wszyscy wytrzymywali:)


Na północ od Petrosani w wioskach jest wiele domów z zasłoniętymi szczelnie żaluzjami – jak do tej pory nigdzie w Rumunii na taką skalę się z tym nie spotkaliśmy
 






Zmierzamy teraz do Hunedoary do zamku jak i skupiska królów romskich – jedne budynki już ukończone, inne dopiero powstają, ale w każdym z nich widać przepych i ogrom. Takich domów są w okolicy nie dziesiątki a podejrzewam, że znacznie więcej – gdzie nie spojrzeć tam się dachy świecą. 
 








Dojazd do zamku jest oznakowany, ale bardzo kręty. Pod zamkiem ciężko znaleźć miejsce do zaparkowania (jest mały parking na dziedzińcu, ale chyba za niski wjazd dla nas). Udaje się nam gdzieś w bocznej uliczce. Idziemy zwiedzać – już na wejściu wiemy, że znowu czeka na nas....  


















 


... małe co nieco – oj nastaliśmy się potem w kolejce, ale warto było -pyyyyyyychota
Kürtős Kolacs (cozonac secuiesc)
http://www.youtube.com/watch?v=eNUSYA6NHqU

W Devie zastanawiamy się jaka właściwie jest marka tego samochodu ?:)

 


No i znów dalej na północ. Znaleźliśmy się w Beius i dalej w kierunki jaskini…. Czytam przewodnik – jedziemy jak każe, ale po przejechaniu drewnianego mostu, gdzie zastanawiałam się czy czasem nie zarwie się pod osobówką – jakoś tak niepewnie się czujemy. Na wioskach ludzie dziwią się temu co widzą – co to za uato widać w ich oczach, angielskiego ani w ząb – pestara – rozumieją, ale nie o tą nam chodzi którą pokazują – oni o Meziad my o Ursilor -  zawracamy. Tym razem już fajną nowiutką w znacznej części drogą jedziemy do Chiscau, prawie do końca są oznaczenia. Zajeżdżamy na parking – dziś już za późno. Przytulamy się gdzieś – ruch prawie nie istnieje – czasem mućki się przetoczą :)