RANCA – TRANSALPINA – PETROSANI – HATEG - HUNEDOARA – DEVA – BEIUS – CHISCAU
TRASA 285 km - MAPA
Poranek
przywitał nas dużo lepszą pogodą – no i właśnie o to słońce nam chodziło. W
międzyczasie trochę sąsiadów nam przybyło – musieli się rozkładać już po
zmroku. Widać, że miejscowość od zeszłego roku znacznie się powiększyła,
powstają nowe wyciągi – cóż komercja niedługo również i tutaj zawita – więc spieszcie
się jeśli chcecie to jeszcze wcześniej zobaczyć.
Choć
kolorystyka nie taka jak ta ostatnio – wrześniowa to i tak nam się tu
bardzo podoba. Droga większymi i mniejszymi zakosami wspina się teraz na Pasul
Urdele (2145m), ale kąt nachylenia zdecydowanie już mniejszy.
Zza kolejnych serpentyn i zakrętów
co rusz wynurzają się kolejne góry. Co chwila robimy photosztopy. Droga choć
kręta i miejscami stroma i wąska spokojnie jest do przejechania – trzeba mieć
jedynie sprawne hamulce. Gdzie nie spojrzeć porozstawiane namioty, samochody –
cóż zaczął się weekend J a to w
Rumunii normalne.
Wjechaliśmy
na górę – teraz trzeba zjechać – zjazd dość stromy, ale na szczęście jest już
asfalt na całej drodze – poprzednio trzeba było jechać raz prawą, raz lewą
stroną lub szutrem, teraz, aż do samego dołu jest ładna czarna wstęga. Wszędzie
przy drodze znów pełno namiotów, przy rzece jeszcze więcej.
Docieramy do poprzecznej drogi 7A i
odbijamy na zachód – droga nie za dobra – ale przewodnik uprzedzał, że początek
kiepski – szkoda tylko, że nie uprzedził, że kiepsko jest praktycznie, aż do Petrosani
(30km) której rogatki witamy jak zbawienie.
Koledzy przed
nami trochę się wlekli – nie wszyscy wytrzymywali:)
Na północ od Petrosani w wioskach jest wiele
domów z zasłoniętymi szczelnie żaluzjami – jak do tej pory nigdzie w
Rumunii na taką skalę się z tym nie spotkaliśmy
Zmierzamy teraz do
Hunedoary do zamku jak i skupiska królów romskich – jedne budynki już
ukończone, inne dopiero powstają, ale w każdym z nich widać przepych i
ogrom. Takich domów są w okolicy nie dziesiątki a podejrzewam, że
znacznie więcej – gdzie nie spojrzeć tam się dachy świecą.
Dojazd do zamku jest oznakowany, ale bardzo
kręty. Pod zamkiem ciężko znaleźć miejsce do zaparkowania (jest mały
parking na dziedzińcu, ale chyba za niski wjazd dla nas). Udaje się nam
gdzieś w bocznej uliczce. Idziemy zwiedzać – już na wejściu wiemy, że
znowu czeka na nas....
... małe co nieco – oj nastaliśmy się potem w kolejce, ale warto było -pyyyyyyychota
Kürtős Kolacs (cozonac secuiesc) http://www.youtube.com/watch?v=eNUSYA6NHqU
W Devie zastanawiamy się jaka właściwie
jest marka tego samochodu ?:)
No i znów dalej na północ. Znaleźliśmy
się w Beius i dalej w kierunki jaskini…. Czytam przewodnik – jedziemy jak każe,
ale po przejechaniu drewnianego mostu, gdzie zastanawiałam się czy czasem nie
zarwie się pod osobówką – jakoś tak niepewnie się czujemy. Na wioskach ludzie dziwią
się temu co widzą – co to za uato widać w ich oczach, angielskiego ani w ząb – pestara
– rozumieją, ale nie o tą nam chodzi którą pokazują – oni o Meziad my o Ursilor
- zawracamy. Tym razem już fajną
nowiutką w znacznej części drogą jedziemy do Chiscau, prawie do końca są
oznaczenia. Zajeżdżamy na parking – dziś już za późno. Przytulamy się gdzieś –
ruch prawie nie istnieje – czasem mućki się przetoczą :)