TRASA 350 km - MAPA
Jadąc autostradą kilometry mijają szybko. Gdzieś po prawej jezioro Chiemsee, na którym na wyspie znajduje się zamek Herrenchiemsee – siedziba Ludwika II Bawarskiego. Jest też parking z restauracją, ale i zakazem nocowania – może w okolicy jakiś camping mają. Z brzegu wyspę ledwo widać nie wspominając już o zamku dlatego po śniadaniu jedziemy w nasze ukochane góry. Na 99 zjeździe skręcamy na Bad Tolz i dalej na GaPa, a właściwie Garmisch-Partenkirchen, ależ długa nazwa. W Kochel am See i Walchensee zatrzymujemy się na dłużej przy jeziorkach – góry powoli zaczynają prezentować się w pełnej krasie. Jadąc dalej wyłaniają się nam kolejne szczyty – w końcu jesteśmy w swoim żywiole.
GaPa to urokliwe miasteczko – o tej porze roku raczej spokojne. Z miejscowości rozciąga się widok na najwyższy szczyt Niemiec i Alp Bawarskich Zugspitze, na który można wjechać kolejką. Pogoda zachęca zatem zaczynamy poszukiwania kolejki.
Niestety po kilku minutach pogoda płata nam figla. Góry przesłaniają się coraz mocniej chmurami, zaczyna padać….ehhh
No to wracamy do Austrii. Przejeżdżamy granicę i co – i piękne słońce wychodzi. Tak to już z górami jest – są piękne, ale i kapryśne. Po przekroczeniu granicy trochę jednak zmienia nam się nawierzchnia drogi.
Znowu wjazd do Niemiec, niedaleko Fussen, gdzie nad jeziorem Schwangsee na wzgórzach wznoszą się dwa zamki Hohenschwangau i Neuschwangau. Hohenschwangau to złoty zamek wybudowany w stylu angielskiego gotyku w XIX wieku przez Ludwika Bawarskiego dla jego ojca Maksymiliana, natomiast Neuschwangau to bajkowa samotnia Ludwika II Bawarskiego.
Trasa z Fussen do Immenstadt jest bardzo malownicza i biegnie bocznymi drogami (310-308). Mijają nas po drodze cztery kabriolety na angielskich numerach. Trochę się za osiołkiem potoczyły i potem dwa z nich odjechały w siną dal, a dwa nadal jechały za osiołkiem. Dojechaliśmy do ronda, po którym kręciły się dwa pierwsze czekając na pozostałe. Te które jechały za nami zamiast od razu skręcić w prawo, objechały rondo no i znów musiały toczyć się za osiołkiem.
Po drodze łapie nas burza – znajdujemy parking i gotujemy obiad patrząc na ciepłe strugi deszczu przez otwarte drzwi.
W jakiejś wiosce mijamy słoneczny dom. Panele są wszędzie. Na domu, stodole, studni, zadaszonym stole. Na nocleg zatrzymujemy się na parkingu przy autostradzie na wysokości Wangen.