ALPEJSKIM SZLAKIEM - SZWAJCARIA - dzień 4

BELLINZONA - PRZEŁĘCZ BERNARDINO - DAVOS - ZAMS - TELFS - INNSBRUCK

 

TRASA 300 km - MAPA

Bellinzona to urocze maleńkie miasteczko, bardziej w stylu włoskim niż szwajcarskim. Koło godziny 8.30 miasteczko dopiero budzi się do życia, na ulicach pusto. Dzięki temu można spokojnie i bez pośpiechu przespacerować się uliczkami i odwiedzić tutejsze zamki (trzy), które wraz z murami strzegły okolicy. Wspinamy się zatem na jeden z nich, z którego rozpościera się panorama na miasto i okolicę.













Jadąc na północ w kierunku Chur można pokonać przełęcz Bernardino, albo tunelem albo górą (max podjazd 10%). Powoli mijamy ostatnie wioski i wspinamy się na górę.











Po drodze nie spotkaliśmy żadnego samochodu. Wokoło cisza i spokój, a okolice przypominają trochę północną Norwegię, pogoda również.
 











Na naszym szlaku leży również „słynne” Davos. Faktycznie już na przedmieściach wioski czujemy „jej klimat” – nie musimy nawet otwierać okien.








Sama miejscowość poza tym, że jej znana nie zachwyca - a okolica może w zimie wygląda ciekawiej, ale na nas zrobiła małe ciekawe wrażenie. Jeśli leży na trasie przejazdu można zajrzeć, ale żeby specjalnie tu jechać – to już niekoniecznie.
 










  
Kierując się na zachód jedziemy malowniczą trasą, niestety pogoda średnio nam dopisuje – ale w pogodny dzień myślę, że warto tędy przejechać.











Docieramy w okolicę styku trzech granic Szwajcarii, Austrii i Włoch i trzeba zdecydować, którędy dalej jechać. Po konsultacjach pogodowych decydujemy się, że wracamy do Austrii.






Noc spędzamy w okolicach Insbrucka w nadziei, że pogoda następnego dnia będzie łaskawsza.