ALPEJSKIM SZLAKIEM - AUSTRIA - dzień 3

LIENZ - GROSSGLOCKNER -  SALZBURG - LINZ


TRASA 540km - MAPA

No cóż pogoda zbytnio się nie chce zmienić – czasem tylko wyjdzie słońce. Tak to jest gdy opuszcza się słoneczną Italię. Jedziemy w kierunku Wysokich Taurów, gdzie znajduje się ok. 250 lodowców i ponad 300 szczytów powyżej 3000m z najwyższym austriackim szczytem Grossglockner (3797), 10 km lodowcem Pasterze, oraz największymi wodospadami Krimm (380m) Przez te okolice prowadzi Grossglockner Hochalpenstrasse – jedna z ładniejszych dróg w Austrii. Niestety płatna i to dość słono. Na długości 50km pokonuje 1750m przewyższenia, stąd startując z wysokości ok. 800m przejeżdża się przez różne strefy klimatyczne. W miejscach poboru opłat dostaje się mapę ze wskazanymi atrakcjami, parkingami czy restauracjami i ich opisem.












Początkowo droga wspina się doliną wzdłuż łagodnych wzgórz. Dopiero za punktem poboru opłat wznosi się coraz bardziej – praktycznie jesteśmy sami na drodze – czasem jakieś auto przemknie, ale ponieważ pogoda zbyt nie dopisuje, jeszcze nie ma też wakacji, więc to naprawdę rzadkość. Im wyżej tym niestety gorzej początkowo mży, potem już leje na całego.
 


 

Chwilami się rozpogadza i udaje nam się zrobić trochę zdjęć Pasterze i pobliskim szczytom. Przy parkingu jest też kilka propozycji tras po okolicy.










Pogoda wyjątkowo nam nie sprzyjała – w pewnym momencie zaczął nawet padać śnieg, temperatura spadła do około zera no i w ogóle było brrr. Ale z drugiej strony dobrze, że jest tak zimno, bo przy tych podjazdach 12-14% i wysokości osiołek się tak nie męczy.  
 







Na przełęczy Hochtor (2504m) sypie już konkretnie. Za tunelem pojawia się śnieg – nie tylko płaty, ale całe połacie – niestety jesteśmy w chmurach i niewiele poza nimi widać.












Zjeżdżając w dół mamy ponumerowane zakręty, a w okolicy sporo pasącym się milek :)




Po zjechaniu z Grossglockner włączamy GPS - kierunek dom – nawigacja wybiera autostrady stąd dzienny przebieg znacząco nam wzrasta. Jeszcze tylko krótki odpoczynek gdzieś w trasie i to już koniec naszej alpejskiej przygody – pora znów przywitać się z naszą szarą rzeczywistością – byle do lata.