ALPEJSKIM SZLAKIEM - SZWAJCARIA - dzień 1

TRIESEN - ZURICH - LUCERNA - INTERLAKEN - LAUTERBRUNNEN - THUN

 

TRASA 300 km - MAPA

Teraz już bez skrępowania możemy wjeżdżać do Szwajcarii. Winietę mamy, pełny bak też .Jedziemy autostradą, ale jakże ona inna od tej niemieckiej, na której kilometry mijały nam tak szybko. Tu raczej się rozglądamy za parkingiem, żeby uchwycić piękno okolic. A co widać zobaczcie sami.






Przy jeziorze jest parking, z którego prowadzi ścieżka w stronę jeziora można zatem trochę rozprostować kości.









Drugie chyba jeszcze większe jezioro jest tuż przed samym Zurichem – jednak z autostrady jest ono mniej widoczne no i okolica już nie taka piękna jak wcześniej.


Zurich prześliczne miasto choć my za dużymi raczej nie przepadamy. Centra finansowe, luksusowe ulice, ale i ładne kamieniczki i widoki na Jezioro Zurichskie. Kto się boi pająków niech lepiej tu na nie uważa.
















Kolejnym miastem jest Lucerna, w którym uwagę przyciąga starówka, z drewnianym zadaszonym mostem z 1333 z kamienną wieżą, w której kiedyś było więzienie. Na starym mieście można podziwiać gotyckie kamieniczki, renesansowy ratusz i miejskie mury z basztami. Miasto jest bardzo malowniczo położone nad Jeziorem Czterech Kantonów.


















Nie wiem czy wszystkie rowery mają rejestracje, a jest ich tu, podobnie jak w Danii,  bezmiary.






Wyjeżdżamy z Lucerny – już tutaj kierują na tunel pod przełęczą św. Gotarda. Z wrażenia o mały włos byśmy nie skręcili w prawo


Tuneli w Szwajcarii jest bezliku. Znajdują się nie tylko na autostradach, ale i na wielu bocznych drogach. Po przejechaniu zazwyczaj pojawiają się kolejne cudne widoki – chyba, że ktoś ma pecha i akurat trafi na mgłę.
 









Po zjechaniu z autostrady drogi potrafią być kręte. Długo zastanawialiśmy się, którego właściwie mamy jechać, ale po przejechaniu mostu, a potem zrobieniu ślimaka tunelem już wiedzieliśmy.



Powoli zaczynają wyłaniać się ośnieżone szczyty. Jesteśmy w okolice Jungfrau. Trzy szczyty Jungfrau (4158), Monch (4107) i Eiger (3970) i największy alpejski lodowiec Aletsch (24 km długości, 900 m miąższości) to piękny widok. Dla chętnych jest możliwość wjazdu kolejką na przełęcz Jungfraujoch (ok. 3500m) – tylko trzeba trafić na ładną pogodę.
 









Wjeżdżamy do Lauterbrunnen (głośne źródła) i rzeczywiście jest tu głośno – 72 wodospady, a pod jednym z nich camping – życzę powodzenia w nocy. Na końcu drogi znajduje się hotel/restauracja z własnym parkingiem, skąd można przespacerować się w pobliskie doliny.









Szczyty chowają nam się w chmurach, ale od czasu do czasu nasza cierpliwość zostaje nagrodzona ,gdyż pojawia się słońce, dosłownie na minutę, dwie i znowu znika. 






  
Nieopodal szemrze strumyk – a właściwie szumi i to dość potężnie, gdyż z lodowców spływa sporo wody.





 
Przejeżdżając koło campingu, który znajduje się pod wodospadem naprawdę mocno zastanawialiśmy się kto wpadł na pomysł takiego miejsca – ale widać wielu to odpowiadało, gdyż stało na nim  sporo samochodów. Z tego też pewnie powodu na nielicznych w okolicy parkingach pojawiają się znaki zakazu postoju w nocy.


Jeszcze ostatni rzut oka na chowające się w chmurach szczyty, sesja zdjęciowa na stacji kolejowej i kierujemy się na autostradę w kierunku Berna.














Jest koniec czerwca więc dni są tu naprawdę długie. Decydujemy się zatem zajechać do miasteczka Thun, w którym znajduje się zamek skąd roztacza się panorama na okolice. Koło zamku jest trochę problem z zaparkowaniem, ale w pobliżu znajduje się stacja benzynowa i niewielki parking przed wejściem do zamku. Dociera się do niego przechodząc kamienna bramą, a później spacerując brukowanymi uliczkami. Powrócić zaś można krętymi schodkami i potem wąskimi uliczkami pomiędzy kamiennymi murami.