NA KRANIEC EUROPY - HISZPANIA - dzień 2

ISLARES - LAREDO - SANTONA - SANTANDER - SAN VINCENTE - LA VEGA


TRASA 200 km - MAPA

Budzimy się no i od razu człowiek inaczej się czuje jak ma nad sobą błękitne niebo. Jest chłodno, ale i tak cieszymy się z tej pogody. Idziemy na pobliską plażę trochę rozprostować kości – o kąpieli nie ma mowy. Kantabria to skalne cyple, urwiste brzegi i piaszczyste niesamowicie wyglądające w tym świetle plaże – jest ich tu 72.
Castro-Urdiales to najbardziej na wschód wysunięty port Cantabrii. Na zachód ciągną się szerokie długie piaszczyste plaże.











Santander – stolica Kantabrii z pięknymi plażami stąd tylko rzut beretem do przylądka Santander.










Zostawiamy samochód przy drodze, gdzie grzecznie będzie na nas czekał razem z innymi autami i wyruszamy na połacie wzgórz pokrytych zielona trawą. Przestrzeń jest ogromna a błękit wody kusi mimo, że w pobliżu nie widać plaż – są trochę dalej. Stoi tutaj również latarnia, w której znajduje się restauracja.





















Wracamy i po raz pierwszy spotykamy się z hiszpańskim parkowaniem. Trochę do przodu, trochę do tyłu i jakoś się wyjedzie z uszkodzonym zderzakiem lub nie.


Przeglądając mapę i zastanawiając się gdzie dalej jechać dostrzegamy niedaleko wybrzeża Picos de Europa. Długo nas namawiać nie trzeba – GPS ustawiony – jupi jedziemy w góry. Kilkadziesiąt kilometrów za Santander droga skręca w lewo (621) na mapie zaznaczona jest jako widokowa, więc zbyt długo się nie namyślając po prostu w nią skręcamy. Zaczynają pojawiać się pojedyncze szczyty, potem jest ich coraz więcej. Góry, góry – jakże inne od tych, które znamy – wysokie skaliste – po prostu piękne. 








W maleńkiej wiosce  La Vega w samym centrum gór znajdujemy camping – tak zostajemy tutaj, mimo że dopiero wczesne popołudnie, żeby zachwycić się hiszpańskimi górami. Camping jest bardzo fajny, pełno drzew więc jest gdzie się schować, gdyby słońce postanowiło zacząć mocniej przygrzewać. Obsługa też pomocna – nie mieliśmy przejściówki, więc pan kombinował jak nas podpiąć do prądu no i po dłuższym poszukiwaniu znalazł trzy długie przedłużacze. Niedaleko szumi rzeczka ehh gdyby tylko nie to, że wczorajsza zimna przygoda w Bilbao zaczyna mocno dawać się we znaki – ale kto by myślał chorować w tak pięknym okolicznościach przyrody.