NA KRANIEC EUROPY - HISZPANIA - dzień 8

MALAGA - COLMENAR - GRANADA - SIERRA NEVADA - CASTELL DE FERRO

TRASA 290km -  MAPA

Ze stacji zwijamy się wraz z poranną szarówka – trzeba poszukać ciekawszego miejsca na śniadanie. Jedziemy bocznymi drogami do Granady. Słońce ledwo co wynurza się zza gór a temperatura jakby nie hiszpańska – przy śniadaniu o 8 rano towarzyszyło nam 13 stopni – toż to normalnie Syberia w porównaniu do tego skwaru, który nie dawał nam w nocy spać.







Z Malagi wybraliśmy boczną drogę przez Colmenar – o tej porze dnia nie spotkaliśmy na niej żadnego samochodu, a droga jest naprawdę fajna a przede wszystkim malownicza. Wspinamy się powoli na siodło delektując otaczającą przyrodą. Mimo tego, że jest to boczna droga jest tu kilka możliwości dłuższego postoju – niektóre nawet ze stolikami.
 






„Nie ma w życiu większego cierpienia niż oślepnąć w Granadzie” – głosi napis na murach Alhambry, która wznosi się na stromym zboczu uważana jest za jeden  z cudów świata. Piękna architektura, wspaniałe, misterne zdobienia sprawiają, iż można poczuć się jak w magicznym świecie baśni z Księgi tysiąca i jednej nocy. W sezonie z biletami może być problem, jeśli jeszcze trafi się na weekend to….









Granada też jest ciekawym miastem, w starszej części można zapuścić się w uliczki i niespodziewanie również znaleźć bardzo misternie zdobione budynki.  





 
Jednak skwar zaczyna mocno dokuczać – oddalenie od morza daje się we znaki. Postanawiamy zatem trochę się ochłodzić i udać w pobliskie Góry – Sierra Nevada. Dla nas był to strzał w dziesiątkę i sposób na spędzenie dnia. Góry te leża zaledwie 20-30km od Granady a dojazd do nich – mimo, że wjeżdża się na 2650m. n.p.m. nie jest taki straszny. Roztaczające się za oknem samochodu widoki i panoramy sprawiają, że czujemy się jak w niebie – wydaje się, że miejscami można go wręcz dotknąć.







Spora ilość zakrętów, praktycznie nieuczęszczana dobra droga, sprawiają, że w te okolice zapuściliśmy się nie tylko my. Gdy na przydrożnym placu stajemy by porobić zdjęcia jeziora okazuje się, że mamy tam już towarzystwo. Niemcy wybrali się autem testowym i coś tam sobie przy nim dłubią.




My jedziemy dalej wspinając się do miejscowości Sol (2250), która o tej porze roku jest raczej opustoszała, a ożywa chyba głównie zimą. Dalsza wspinaczka doprowadza nad do parkingu (2650) stąd nie dość, że cudne panoramy to jeszcze można wejść na ok 3300m.n.p.m. Zaczynamy więc wspinaczkę w kierunku szczytu.








Wejście nie przysparza większych trudności poza kwestią wysokości. Dla leniwych jest możliwość wejścia drogą asfaltową, a dla naprawdę leniwym – wjazdu busikiem – tylko trzeba było o tym wiedzieć. Na mapie jest droga dlatego wydawało się nam, że uda się przejechać na druga stronę pasma górskiego.














Niestety droga jest, ale jest szlaban – można albo wybrać się busem, który podwozi pod szczyt lub ewentualnie rowerem. My jednak idziemy na spacer po okolicy. Widoków chyba komentować nie trzeba.
 















Pod wieczór zjeżdżamy w kierunku morza. Okazuje się, że bez problemu auto schodzi poniżej 1l/100km – ehhh gdyby tak zawsze mogło być. Jadąc teraz już główną droga z Granady docieramy na wybrzeże na camping w Castell de Ferro, tuż przy samym morzu.