NA KRANIEC EUROPY - HISZPANIA - dzień 7

TARIFA - GIBRALTAR - RONDA - MARBELLA - MALAGA


TRASA 300 km - MAPA

Rano budzą nas pasące się tuż przy płocie kozy. Znów spacerek na plaże, tym razem znamy już szybszą drogę. Trochę błogiego lenistwa i wybieramy się do Tarify, która jak głosi napis na mapie jest najdalej na południe wysuniętym miastem Europy.







Stąd do Tangeru jest zaledwie 13km przy dobrej widoczności można zobaczyć Afrykę. W okolicach Tarify jest dużo, szerokich piaszczystych plaż w miarę spokojnych, bez wielkich tłumów. Dla nas jedynym mankamentem są bardzo silne wiatry.








Można się przespacerować na Punta de Tarifa jednak należy uważać na falę, która potrafi zalewać groblę, która do niej prowadzi. Tarifą można rozkoszować się długo. Słońcem, plażami, cudowną turkusowa wodą. Nam jedynie szkoda, że Afryka nie chciała się pokazać. Ale jak widać nie można mieć wszystkiego.
 









Jak nie Afryka to może Wielka Brytania – która jest bliżej niż się myśli. Zaledwie jakieś 50 km na północny wschód od Tarify. Przejeżdżamy przez tłumne i gwarne Algeciras, a następnie ustawiamy się w długiej kolejce oczekujących na wjazd na Gibraltar.
 


Przez drogę w pobliżu przejścia granicznego przebiega pas startowy lotniska, dlatego czasem można trafić na nieoczekiwane wydłużenie odprawy. Mieszkańców i Hiszpanów nie sprawdzają – nam jedynie rzucają okiem w paszporty i pozwalają jechać dalej. Skała Gibraltaru wznosi się na ponad 400 m i panuje tu tradycyjna angielska pogoda. Wszędzie wokoło przepiękne słoneczko i upały, a tutaj uczepiła się szczytu jakaś chmura i tak sobie wisi.








Gibraltar to plątanina wąskich uliczek dość mocno zatłoczonych. Samochód można zostawić w Hiszpanii i przyjechać tutaj minibusem lub przespacerować się. Gibraltar to jedno z bardziej zaludnionych miejsc na świecie – około 5000 na 1km2.
 









Z Gibraltaru kierujemy się do Rondy. Na mapie mamy zaznaczoną malowniczą drogę dlatego też chętnie z niej korzystamy. Odjeżdżając niewiele od wybrzeża znajdujemy się już w górach.








Po drodze jest trochę miejsc gdzie można przystanąć ta trochę i podziwiać otaczającą przyrodę. Mijamy kilka białych miejscowości, które kontrastują z otaczającymi je górami. Wspinamy się zatem na północ mapy powoli zbliżając się do Rondy. 














Ronda położona jest nad skalnym 180 metrowym urwiskiem o szerokości 90m, który dzieli ją na dwie części. Samo centrum jest niewielkie i ciężko do niego wjechać  a co dopiero zaparkować samochód. Mimo, że trzeba było oddalić się od wybrzeża jednak okoliczne pasma górskie zasługują by poświęcić im choć chwilę uwagi.





















Pod wieczór w poszukiwaniu noclegu kierujemy się na wybrzeże. Zbytnio nie mamy wyboru – trzeba gdzieś się rozłożyć zatem camping jest niezbędny. Od wysokości Marbelii do Malagi przy zapadającym zmierzchu bez skutku szukamy miejsca – wszędzie pełno lub kosmiczne ceny. Nie pozostało na nic innego jak nocleg na przydrożnej stacji w samochodzie, który nagrzany jest do granic możliwości, a ciepełko od asfaltu mimo nocy bije aż niemiło. I tak sobie próbowaliśmy zasnąć myśląc o wczoraj spotkanej parze z camperka ehhhh, gdyby coś takiego mieć, nie trzeba by szukać campingu – wystarczy większy placyk przy drodze i już można spokojnie ułożyć się do snu w dowolnie przez nas wybranym pięknym miejscu…. ehhh ta wolność....