BAŁKANY OSIOŁKIEM - ALBANIA - dzień 3

JEZIORO OCHRYDZKIE - POGRADEC - KORCZA - LESKOVEC - PERMET - BALISH
http://osiolkiemprzezswiat.blogspot.com/2012/01/bakany-osiokiem-albania-dzien-3.html
TRASA 300km MAPA

Z wyjazdem z Albanii nie było najmniejszego problemu – sprawdzili tylko dokumenty samochodu odnotowali w systemie numer rejestracyjny, że auto opuściło kraj i tyle (paszporty nadal nietknięte). Po drodze odwiedziliśmy Macedonię. Po zatankowaniu oczywiście do pełna (ropa ok. 1 euro) wracamy po kilku dniach przez to samo przejście graniczne. Tym razem sprawdzają paszporty – pewnie inna zmiana - papiery auta i zapraszają szerokim gestem.
Postanowiliśmy zobaczyć trochę wschodniej Albanii – miejsc i dróg z dala od morza i głównych tras przelotowych do Grecji. Kierujemy się na południe w stronę Pogradec. Zjeżdżając z góry po lewej stronie widać małą wioskę, za namową przewodnika skręcamy. Tu dwa światy – z jednej strony żebrak i stare rozwalające się chaty, a drugiej całkiem niezłe pensjonaty. 



Woda w jeziorze czysta i przejrzysta. Bunkry wyrastają także i tu. W niektórych z nich zostały urządzone knajpki. Oczywiście bunkrów jest tu pełno, było tyle ciekawych miejsc do fotografowania, że na nie brakło już miejsca.


Pogradec mijamy przejazdem, nad Jeziorem Ochrydzkim spędziliśmy wczoraj cały dzień w Macedonii, więc teraz czas na góry. 


Osiołki i inne zwierzęta można spotkać bardzo często przy/na drodze.




Po drodze mijamy przydrożne bazarki. Podobnie wyglądają myjnie samochodowe – kawałek placu, ujęcie wody, wąż i nic więcej nie potrzeba. Ruch mają spory bo w Albanii kurzy się niesamowicie. Za Pogradec chciał nas zatrzymać patrol policji. No cóż bywa i tak. Zwalniamy i zastanawiamy się jak się z nim dogadamy. Jednak gdy podjechaliśmy bliżej policjant tylko machnął, żeby jechać dalej – pewnie też się zastanawiał. 


W Korczy trafiliśmy na dzień targowy – więc grzecznie stoimy w korku, przypadkowo trafiamy też do miejscowego browaru. Największą atrakcją miasta jest kościół, których w Albanii nie ma za dużo. W wielu nawet małych wioskach są widoczne minarety, natomiast kościoły czy cerkwie widywaliśmy tylko w dużych miastach. 




Do tego miejsca droga była fajna, nowa nawierzchnia. Trochę nas przestrzegano przed drogą z Korczy do Leskowca i my przestrzegamy dalej. Jest to mało odwiedzany (mimo, że piękny) obszar. A droga no cóż pozostawia wiele do życzenia. Kilka kilometrów za miastem nie dość, że staje się wąska to i bardziej dziurawa. 20-30km/h to normalne tempo jazdy. Gdyby nie góry to w linii prostej z Leskovca jest tylko kilka kilometrów do Grecji.











Szczególnie jak trafi się jazda za kopcącym autkiem, które nie potrafi wjechać na górę. 


Wjeżdżamy do miejscowości – GPS wariuje, mimo że jak do tej pory pięknie nas prowadził po Albanii. Pokazuje, że mamy jechać jakimś szutrem. Miejscowi potwierdzają, że na Permet to tędy – no cóż jest popołudnie, my mamy tylko ok. 100km do przejechania więc spokojnie do nocy zdążymy. Aby na pewno?. Jedziemy szutrem, pojawia się asfalt, ale do najlepszych nie należy. Najgorzej jest gdy z naprzeciwka jedzie coś większego niż osobówka. Miejscami trzeba się było wycofywać w dogodne miejsce, żeby się minąć. A przy okazji nie zawisnąć na jakiejś dziurze. Trasę Leskowec – Permet póki co odradzam camperkom:, w wielu miejscach trzeba się „przekulać” szutrem między dziurami i pozostałościami asfaltu.


Za Permet droga jest już dobra. Okolica przepiękną – góry na zachodzie, dlatego też nie wyszły wszystkie widoczne pasma bo pod słońce robione zdjęcia. 



Wokół wszechobecne bunkry, w wielu miejscach tak dobrze zakamuflowane, że trzeba się trochę przyjrzeć żeby je dostrzec, w innych widoczne jak na dłoni.



Jadąc w kierunku Tepelene tuż (ok. 5km) przed drogą główną do której się dojeżdża jest miejscowość. Droga prowadzi na wprost, jednak w lewo jest mało rzucający się w oczy skręt na most, którym należy jechać. My zaplątaliśmy się w miejscowość, skończył się asfalt, skończył się szuter i zostały tylko krowy z pastuchem – zawrócić się nie dało, więc na wstecznym trzeba było dość sporo przejechać.





Tuż przed skrętem na Tepelene znów jest most, potem ostro do góry i już jesteśmy na ekspresówce.
Tu znów spotkanie z policjantem – nie nie za prędkość. Centrum Tepelene jest wyłączone z ruchu po 18, więc grzecznie chcieliśmy się wycofać, żeby nie łamać przepisów, ale policjant kazał wjeżdżać. Wiadomo turysta wjedzie, zobaczy, może i dutki zostawi.



Droga na północ jest w przebudowie, nadzieja na dojechanie do celu przez zmrokiem marna bo znów trzeba zwalniać do 20-30km/h
Powoli robi się ciemno – niestety ciężko jest znaleźć w miarę bezpieczne miejsce na nocleg. Jako, że to główna droga czasem można spotkać bary czy restaurację, ale zupełnie poza miejscowościami. Stacje benzynowe to samo. Dojechaliśmy do Balish tu i owszem po prawej jest duża stacja benzynowa z barem, jednak ma dużą wadę. Niedaleko znajduje się rafineria – koło północy czuliśmy się już jak w Trzebini;. Jazdy po ciemku nie polecam, wyjścia nie było. Za to znów całą noc chodził po terenie stacji i parkingu pan ubrany w mundur i sprawdzał czy nic się nie dzieje.