TRASA 110 km MAPA
Pobudka wczesnym rankiem, słońce też dopiero się budzi.
Przez Patos i Fier jedziemy w końcu zobaczyć albańskie morze we Vlorze. Od Fier do Vlory jest nowo otwarta droga szybkiego ruchu. Chyba jest naprawdę nowa gdyż jeszcze nie wszyscy kierowcy nauczyli się jeździć odpowiednimi pasami. Pasy ruchu są 4 więc można. Po jednej stronie barierek jest jedna dwukierunkowa droga a po drugiej druga. Może w tej części kraju o dwupasmówkach jeszcze nie słyszeli: W ogóle jazda po Albanii może dostarczyć nie lada wrażeń. Tak na dobrą sprawę to nie ma tu zasad ruchu, światła były tylko w Tiranie, ale mimo wszystko ruch jest dość sprawny – kierowcy wyznają zasadę kto większy ten ma pierwszeństwo i stosują się raczej do niej. My przejechaliśmy około 800km i poza momentami gdzie fizycznie nie było możliwości przejazdu dwóch aut ruch szedł sprawnie.
Przez Patos i Fier jedziemy w końcu zobaczyć albańskie morze we Vlorze. Od Fier do Vlory jest nowo otwarta droga szybkiego ruchu. Chyba jest naprawdę nowa gdyż jeszcze nie wszyscy kierowcy nauczyli się jeździć odpowiednimi pasami. Pasy ruchu są 4 więc można. Po jednej stronie barierek jest jedna dwukierunkowa droga a po drugiej druga. Może w tej części kraju o dwupasmówkach jeszcze nie słyszeli: W ogóle jazda po Albanii może dostarczyć nie lada wrażeń. Tak na dobrą sprawę to nie ma tu zasad ruchu, światła były tylko w Tiranie, ale mimo wszystko ruch jest dość sprawny – kierowcy wyznają zasadę kto większy ten ma pierwszeństwo i stosują się raczej do niej. My przejechaliśmy około 800km i poza momentami gdzie fizycznie nie było możliwości przejazdu dwóch aut ruch szedł sprawnie.
Vlora wita nas pochmurnie – jest to typowy kurort i nas jakoś nie zachwycił – w przeciwieństwie do późniejszej Sarandy.
Za Vlora zaczyna się wspinaczka na przełęcz Llgorase.
Około 1000 metrów podjazdu daje nie jednemu w kość na szczęście po drodze jest możliwość zaparkowania na chwile. Mimo, że to sobota ruch jest niewielki. a i słońce wyłania się zza chmur.
Około 1000 metrów podjazdu daje nie jednemu w kość na szczęście po drodze jest możliwość zaparkowania na chwile. Mimo, że to sobota ruch jest niewielki. a i słońce wyłania się zza chmur.
Patrząc z przełęczy jak okiem sięgnąć plaża, plaża i tylko plaża. Zbliżenie i są camperki, nie będziemy sami. Droga na plażę, co prawda wygląda z góry na szutrową, ale co tam one dały radę to my też. Zjazd z przełęczy – trochę agrafek, ale nie po takich się jeździło.
Na dole zjeżdżamy z asfaltu i dalej jeszcze 200m w dół szutrem. Po drodze mijamy kilka camperów. Droga chwilami wyboista, ale można zjechać. Na dole całe obozowisko – ok. 50 camperów stoi. Różnych od przerobionych blaszaków do typowo terenowych z poprzerabianych ciężarówek. Podjeżdżamy – wokół bunkry i ekipa z Rzeszowa – Renault Kangoo. Plaża jest duża – dobre 100 m do morza – niestety cienia brak. Parkujemy przy Kangoo i idziemy się przywitać z morzem. Podchodzimy do brzegu, tam rodacy, którzy już się trochę przyzwyczaili, że co jakiś czas słyszą tu polską mowę. Przyjechali na dwa tygodnie, no i sobie plażują. Nas zastanawia tylko skąd mają pitną wodę (trzeba trochę jej w okolicy poszukać) i dlaczego mają kremy z filtrem 50. Wieczorem już wiemy:) – chyba nigdzie słońce nie praży tak jak tu. Udaje nam się złapać Grecką sieć z Kerkiry, ale ponieważ zasięg nie był za dobry mąż postanowił podejść trochę na wzgórze – może nie było go pół godziny – wrócił spieczony na raczka. Dzień mija na plażowaniu i rozmowach o Albanii bo rzeszowiacy okazują się być częstymi jej gośćmi. Pada też pytanie czy nasza T4 ma napęd 4x4 – hmmm po co nam? nigdy jeszcze nie był nam potrzebny ale następnego dnia już wiedzieliśmy dlaczego pytali.
Pod wieczór trochę się przeludnia – ludzie uciekają w stronę pobliskich krzaków. Koło 22 podjeżdża patrol policyjny pilnujący plaży, przyjeżdża rozgląda się czy coś się nie dzieje – podobno tak codziennie jeździł.