BAŁKANY OSIOŁKIEM 2 - RUMUNIA - dzień 4

SATU MARE -  BAIA MARE - OCNA SUGATANG - SYHOT MARMARASKI - SAPANTA


TRASA 180km MAPA

Najpierw trzeba tam dojechać, więc szybkie pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Żegnamy się z polskimi Tatrami i wjeżdżamy na Słowację planując na nocleg Slavec tuż przy granicy z Węgrami.
Wczesnym rankiem ruszamy przez Węgry. Jedziemy równą szeroką drogą, ale ufając GPS, który nie dość, że skraca trasę to także mówi, że droga jest, no właśnie jest…. Skręcamy i przez kilka kilometrów droga rzeczywiście jest dobra, później zaczynają się wioski, droga węższa, ale jest, tylko trochę podejrzanie ta rzeka na GPS się wije. Okazuje się niedługo, że droga praktycznie ma więcej dziur niż asfaltu, no ale wracać już się nie będziemy, tym bardziej, że GPS pokazuje most przez rzekę a za kila kilometrów znów główną drogę. Most rzeczywiście jest… choć nie takiego się spodziewaliśmy, a mówili nie ufaj GPS, ale co tam chcieliśmy z przygodami to mamy.


Potem już bez przygód docieramy do granicy z Rumunią w Satu Mare.
Kontrola graniczna przebiegła sprawnie tylko rzucili okiem na dokumenty i 50 metrów dalej pierwsze zderzenie z rumuńską rzeczywistością. Trzeba kupić winiety, ale żeby to zrobić trzeba zatrzymać się na poboczu, a tam już są cygańskie dzieci. No ładnie, świetne przywitanie, ciekawe co będzie dalej. Czy Rumunia nic się jednak w międzyczasie nie zmieniła??
No cóż w samochodzie 50 stopni, ale drzwi ani okien nie otworzy. Jak tak będzie dalej to będzie ciekawie… Po zakupieniu winiety jedziemy do Satu Mare wymienić pieniądze.
No i znów kolejna rumuńska rzeczywistość, bo żeby wymienić trzeba dać paszport, pani sobie ten paszport kseruje, wprowadza dane do systemu, i oprócz pieniędzy, które dostajemy mamy też potwierdzenia, że dostaliśmy tyle i tyle takich i takich banknotów i monet. Ciekawe do czego im to potrzebne…. biurokcja.
Generalnie w miastach Rumuni jeżdżą trochę jak wariaci, z prawej z lewej gdzie, czym i jak się da byle się wcisnąć.





Na północy kraju główne drogi są w porządku – boczne wyglądają już trochę gorzej. GPS połowy dróg nie posiada, w miastach się gubi, ale jakoś na wyczucieda się jechać. Z Satu jedziemy do Baia Mare.
W Ocna Sugatang miały być cerkwie, są hotele i baseny, więc przejechawszy miasteczko bocznymi drogami jedziemy do Syhotu Marmarskiego i dalej na wesoły cmentarz do Sapanty.   





Jako, że zbliża się już wieczór na drogach pojawiają się nowi ich użytkownicy. Tutejsi nie czekają, aż same zejdą z jezdni.




Wesoły cmentarz zostawiamy na jutro, a teraz szukamy noclegu. Przy głównej drodze pytamy, ale nie za bardzo jest gdzie. Wiemy, że zbaczając z głównej za 3km dotrzemy do campingu. Droga prowadzi kolo wesołego cmentarza ale tylko rzucamy okiem, potem kończy się asfalt… potem szuter, a potem…
No ale widzimy przed nami camper więc to pewnie tędy do campingu. Musimy tylko odczekać, aż łyżka zepchnie hałdę asfaltu, którą przed chwila wyrwała a robotnicy w miarę uklepią drogę. Po chwili wołają OK no i można się przetoczyć – jeden z nich podtrzymuje gałęzie i przejeżdżamy. Camping malutki – góra na 20 samochodów, blisko rzeki, ma miejsce do grillowania, ale odbiega trochę od naszych wyobrażeń, ale z drugiej strony to północna Rumunia, ważne że w miarę czysto i spokojnie bo na końcu wioski. Cena przystępna więc dla niewymagających turystów w sam raz, tylko ten dojazd…. Oby go szybko skończyli.
Po Rumunii lepiej nie jeździć po zmroku z kilku powodów: główne drogi są już po remoncie więc ok, ale na bocznych mimo, że wygląda dobrze można znienacka trafić na dziurę, jeśli widać oznakowanie 5, 10 km/h lepiej naprawdę zwolnić, bo w jezdniach są duże uskoki lub przełomy (choć czasem znak stoi mimo, że droga już dawno naprawiona, ale nigdy nie wiadomo), kolejna sprawa zwierzęta, konie, krowy, owce - w ciemności raczej się w oczy nie rzucają, a zwłaszcza wioskach - cała droga ich, można też trafić na nieoświetlone furmanki, rowerzystów lub inne sprzęty poruszające się drogą. 


Brak komentarzy: