TRASA 180km MAPA
Montenegro to mały kraj, niemniej jednak warto mu poświęcić choć kilka dni. Oferuje zarówno przepiękne wybrzeże jak i górskie pasma w głębi kraju.
Granicę przekraczamy na południu Chorwacji. Oczekując w kolejce przed wjazdem do Czarnogóry kasują winietę (10Euro).
Pierwszym miastem do jakiego wjeżdżamy jest Herzeg-Novi. Trochę dalej rozpoczyna się Zatoka Kotorska, która fiordem wcina się daleko w ląd. Jeśli ktoś chce fiord można przepłynąć promem skracając sobie drogę przez zatokę, ale po co skoro lepiej go objechać by dłużej nacieszyć się jego pięknem – naprawdę warto, mimo, że czasami droga kręta. Na Czarnogórców trzeba jednak uważać na drodze. Ich motto – ja jadę naprzód, a ty rób co chcesz. Czasem udaje się popertraktować jednak, gdy nie widać z ich strony chęci lepiej dla własnego dobra ustąpić.
Zatoka Kotorska wcina się głęboko w ląd – najgłębiej położony jest Perast. Niedaleko znajdują się dwie wyspy. Na większej stoi klasztor, a mniejsza okalają zatopione wraki statków. Droga miejscami biegnie nad samym brzegiem. Nic tylko wyjąć aparat i pstrykać.
Dojechaliśmy do Risan, zachwyciliśmy się zatoką, a potem odbiliśmy na północ do Grahovo, i dalej na Niksic. Droga wije się początkowo zakosami, ruch raczej niewielki. Za miejscowością Trubjale zjeżdżamy w dół. Wyłaniają się jeziora z malowniczymi wyspami.
O ile na drogach oprócz GPS’a posługujemy się mapami, to niestety wjeżdżając do Niksica i próbując znaleźć boczną drogę na Zabljak nie jest już tak różowo. Mapy miasta nie mamy a gps wariuje zupełnie. Rozmawialiśmy też z kilkoma osobami, które również narzekały na różnego rodzaju nawigacje. Był to jedyny kraj, w którym bardziej zdawaliśmy się na mapy i ludzi niż gps. Ludzie są raczej nastawieni przyjaźnie, zwłaszcza do Polaków. Przypadkowo zagadnięty pan przy kiosku w Niksicu, wsiadł do samochodu i wyprowadził na drogę, której szukaliśmy. Generalnie kierują na główną biegnącą przez Jasenowo Polje do Zabljaka, my natomiast pojechaliśmy boczną – może trochę krętą i pod górę, ale takie najbardziej lubimy. Trzeba pytać o Lukovo, i dalej dojeżdżając do kierunkowskazu na Ski Centar Vujce w szczerym polu skręcić w lewo. Po drodze nie minęliśmy żadnego samochodu – miejscami może nie najlepszy asfalt, ale warto. Zupełna cisza i góry, czasami obozowisko pasterskie. Spotkaliśmy jedynie kogoś jadącego konno, kto nakierował nas którędy dalej na Sandvik.
Zabljak to trochę takie nasze Zakopane – jedni lubią inni nie. Dużo pensjonatów, hoteli – chyba jedno z nielicznych takich miejsc poza wybrzeżem. Dojeżdżając od południa widzimy jakieś kierunkowskazy na campingi, w jeden nawet skręcamy, ale zawracamy raz, że droga niezbyt, dwa szukamy Campingu Mlinskiego, o którym wiele słyszeliśmy. Żeby tam dojechać trzeba kierować się na Jezioro Crno i przed parkingiem skręcić w prawo. Zajeżdżamy niestety miejsc brak camper przy camperze. Wracamy i jadąc w kierunku parkingu, tuż przed nim na prawo jest droga trochę wąska i pod górę, ale prosta, campery też tam wjechały. Dojeżdżamy do skupiska kilkunastu budynków i wjeżdżamy na duży plac z przepięknym widokiem na góry (pytać o Ivan Do). Z właścicielem rozmawiamy po polsku, bo jak się okazuje 50% jego gości to Polacy, wybierający się w pobliskie góry – Park Narodowy Durmitor. Niestety trafiliśmy na burzę więc z wyprawy nici. Warunki nienajgorsze biorąc poprawkę, że to nie zachód. Za osiołka i nas dwoje 8Euro. Jeśli ktoś miałby ochotę na piwo – jest w specjalnej chłodni:). Nocujemy na wysokości około 1500m.n.p.m. – trochę chłodno, ale gwiazdy i księżyc rekompensują.