TRONDHEIM - GRAKALLEN - SUNNDALEN - TROLLSTIGEN
TRASA 370 km - MAPA
Rano okazuje się, że nocowaliśmy na parkingu przy tablicach z informacjami o opłatach za przejazd przez Trondheim, dlatego wiemy jak jechać. Pogoda cóż typowo angielska, ale za to na przedmieściach Trondheim wita nas pradziadek osiołka. Takich aut jednak trzeba już ze świecą szukać a ten proszę nadal bryka.
Trondheim to pierwsza stolica Norwegii gdzie po śmierci Olafa II Świętego na jego grobie wzniesiono katedrę Nidaros, w której do dziś odbywają się koronacje królów. Miasto powstało około 1000 roku a po śmierci Olafa II Świętego stało się miejscem pielgrzymek do jego grobu. Niedaleko katedry na dziedzińcu pałacu biskupiego trwają uroczystości, jest targ i jeśli ktoś by chciał można skruszyć kopię. Na deptaku pełno ludzi, rozłożyły się też kramy. Człowiek chyba trochę odwykł przez ten czas.
Samo miasto leży malowniczo w zatoce Trondheimfjord. Stare Miasto to półwysep otoczony przez rzekę Nidelv. Torget czyli rynek, na którym stoi ośmiokątna kolumna Olafa. W pobliżu katedra – najwspanialszy budynek sakralny Skandynawii. Nieopodal Pałac Biskupi – najstarsza budowla świecka północnej Europy
Zaś z drewnianego mostu Bybrua w pobliżu katedry można obejrzeć stare magazyny kupieckie wsparte na palach.
Wspinając się na niewielkie wzniesienie dociera się do Twierdzy Kristansten. Natomiast idąc na północ od rynku trafia się na Stiftsgarden - pałac królewski. Oczywiście można też odwiedzić znajdujące się w mieście muzea.
Jeszcze rzut oka na przemysłowa część miasta.
W pobliżu miasta 8 km na zachód jadąc przez Fjellseter docieramy do okolic skoczni skąd można wspiąć się na Grakallen. Pogoda jednak słabo dopisuje i zamiast bajecznych widoków na Trondheimfiord i góry Trolleimen oglądamy przymglone.
Po obiedzie wracamy i najpierw drogą 6 a później 70 jedziemy do Sunndalen. Domy z trawą na dachu powodzi wchodzą nam w krew. Jest ich coraz więcej od czasu do czasu trafiamy nawet na skanseny. Nisko wiszące chmury nie wróżą nic dobrego.
Po drodze bierzemy jeszcze udział w wyścigu kolarskim, plasujemy się chyba nie najgorzej gdyż na szczycie dostajemy gromkie brawa.
Zbliżamy się do Trollstigen a tu zaczyna siąpić. No żesz nie miało kiedy się rozpadać. Na nawigacji zaczynają się wyłaniać jakieś zakrętasy – zobaczymy co osiołek na to bo to jego pierwsze – i bynajmniej nie ostatnie. Pora na kolację – po cichu łudząc się, że w międzyczasie przestanie padać i choć trochę przetrą się chmury bo nijak to co przed nami się rozpościera ma się do tego co przedstawia zdjęcie.
Niestety nie przeciera się. Wjeżdżamy na szczyt w chmurach i nadziei, że będzie lepiej. Ruchu praktycznie nie ma, na górze jeszcze przebudowa, ale w chmurach udaje nam się dostrzec campery co jest nie lada wyczynem. Przytulamy się do nich na noc, a chmury przechodzą przez przełęcz.