GANDVIKNESET - VARANGEBOTN - TANABRU- SMALFJORD - IFLJORDFJELLET - LEBESBEY - MEHAMN - GAMVIK
TRASA 270 km - MAPA
Dziś wyjątkowo obudził nas budzik. Godzina 9 pora wstawać zawołał. Teraz jak prawie cały czas jest jasno mniej lub bardziej łatwo pomylić dzień z nocą. Po wczorajszym huraganowym wietrze ani śladu a słoneczko w pełni przygrzewa. Zrzucenie zdjęć na komputer – w międzyczasie sesja zdjęciowa okolicy. No i koło południa ruszamy dalej – nie ma się co śpieszyć dzień długi a wszędzie pięknie.
Zostawiamy Gandvikneset i ruszamy na zachód wzdłuż fiordu mijając kolejne malownicze krajobrazy docieramy do Varangebotn. Uzupełniamy paliwo i pniemy przez ląd i krajobrazy przypominające Alpy/Tatry do Tanabru potem się wzdłuż rzeki do Smalfjord. Niewielkie miejscowości królują. Po drodze czasem widzimy kilka zlepionych razem domków – pewnie osady rybackie. Samochodów jak na lekarstwo. Gdyby nie te srogie, śnieżne zimy – już wiem jaki byłby mój adres.
Znów spotykamy fiordy, które miały nam z ręki jeść i renifery. Wspinamy się na przełęcz Ifjordfjellet – widoki cudne.
Zjeżdżamy na Gamvik. Początkowo jak w Tatrach Zachodnich, potem Wysokich. Jak okiem sięgnąć nie ma nic poza wodą, kamieniami i setkami większych i mniejszych jezior. Już ich nie liczymy, jedynie spadającą temperaturę – 10 stopni. Coraz bardziej brrr.
W słońcu jest super, ale wiaterek który bardziej wichurą powinno się nazywać zaczyna znów dawać nam się we znaki.
Jedziemy przez Lebesby gdzie zatrzymujemy się na jakimś bardziej cywilizowanym postoju z ławeczkami na kawę. Spróbujcie wypić kawę w plastikowych kubkach przy wichurze, ale udało nam się nie uronić ani kropli.
Znów w drogę przez łąki, przez pola… yyyy to chyba nie ta bajka. Tu raczej powinno być przez rzeki, jeziora i kamienie. A swoją droga każdy fiord, każdy cypel jest inny. Wszędzie wieje, góra dół, góra, dół no i kolejne fotosztopy. Do tej pory osiołek mieścił się na tutejszym paliwku w około 6-6,5 l/100km a teraz no cóż zobaczymy.
Przy drodze w zupełnej głuszy stoi pełno pustych samochodów, ciekawe gdzie oni wszyscy poszli? Czy jest tu coś jeszcze lepszego o czym my nie wiemy? Zza zakrętu wynurza się duże stado reniferów i biegnie wprost na nas, przystajemy – skręcają.
Wjeżdżamy do Mehammn. A tu szlaban, co nie chcą nas wpuścić? Nas i osiołka?. Na szczęście jest podniesiony i możemy jechać dalej. To chyba duża osada, 100, 200 a może więcej domów, wszystkie kolorowe.
Docieramy do Gamvik, już mniejsza miejscowość, ale chyba jeszcze ładniejsza niż ta poprzednia – pięknie, gdyby nie te wiatry. Robimy sesję zdjęciową okolicy. Samowyzwalacz nastawiony, ale chyba ciut mocniej znów zawiało – próbujemy załapać się na ujęcie.
Na początku miejscowości jest tablica z rozpiską kiedy w Skandynawii są dnie i noce polarne. Dla chcących tu spędzić więcej czasu przydatna informacja
Jest też znak „no camping”, no to nie będziemy camping w miejscowości tylko pojedziemy trochę dalej, jak nas tu nie chcą nie to nie. Kilka kilometrów dalej na północ stoi latarnia 71.05.330 jak głosi napis – najbardziej na północ wysunięta latarnia na stałym lądzie widoczna z 32 km.
Ale droga jeszcze się nie kończy jeszcze jest coś dalej na północ. GPS wskazuje 71.05.550 dalej na północ na stałym lądzie w Europie samochodem się już nie da. Na parkingu zajmujemy jedną z ostatnich miejscówek. Za nami przyjechał jeszcze Niemiec, który przez pół godziny ustawiał campera bo mu cały czas coś nie pasowało.
Słońce świeci w pełni mimo, że już po 21. Idziemy na spacer sporo wydeptanych ścieżek w okolicy. Kolacja, coś słodkiego i czekamy na północ.
W międzyczasie podjeżdżają osobówką Finowie. Cały sprzęt campingowy mają w bagażniku. Nie mogliśmy się nadziwić co tam im się mieści. Wszystko oczywiście w wersji mini. No tak tylko gdzie oni zamierzają spać. O północy udajemy się na spacer - teraz już wiemy – 5 stopni, wieje niemiłosiernie a oni namiot rozkładają. Na biegun się wybierają czy co??
To był jeden jedyny raz gdy przeprosiliśmy się z ciepłymi kurtkami .Ostatni rzut oka na okolice i myk pod ciepłe śpiwory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz